Śmierć Jakuba Moczyka to szok, ale jego serce będzie dalej biło
22-letni Jakub Moczyk zmarł po walce bokserskiej w Anglii. Rodzina zdecydowała się przekazać serce sportowca do przeszczepu.
Kuba Moczyk, 22-latek ze Śmigla od kilku lat mieszkający na stałe w Anglii, zmarł tragicznie w wyniku doznanych ciosów podczas trwania bokserskiej walki. Do tragedii doszło w sobotę, 16 listopada. Trwała wówczas amatorska gala bokserska w mieście Great Yarmouth we wschodniej Anglii, w hrabstwie Norfolk.
Śmierć Kuby najbardziej przeżywa jego siostra bliźniaczka Magda.
- Oni się bardzo kochali. Jak to bliźniacy mieli ze sobą szczególną więź
- mówi Marcin Śmigaj, wujek rodzeństwa. - To właśnie Magda w imieniu rodziny podjęła decyzję o tym, że serce jej ukochanego brata trafi do przeszczepu. Z tego co wiemy, serce naszego Kubusia trafiło do młodej osoby. Nie wiemy dokładnie kto był biorcą, ale Magda mówiła mi, że czuje jakby serce jej brata pracowało już normalnie, jakby się przyjęło. Wiem, że to irracjonalne, ale jako siostra bliźniaczka może takie rzeczy czuć - podkreśla Marcin Śmigaj.
Śmiertelny debiut
Była to pierwsza walka Kuby i jego debiut na ringu. Początkowo młody bokser radził sobie doskonale i w pierwszych dwóch rundach pokonywał przeciwnika. Natomiast w trzeciej rundzie dostał cios w podbródek, który go zamroczył. Potem odebrał drugie, nokautujące uderzenie, które okazało się śmiertelne. Zadany cios spowodował wylew krwi do mózgu. Mieszkańca Śmigla być może udałoby się uratować gdyby natychmiast trafił do szpitala, ale chłopak przez prawie godzinę leżał na ringu zanim przyjechała karetka. Organizatorzy przerwali galę, a Polak trafił do szpitala uniwersyteckiego Jamesa Pageta w Gorelston. Tam nie odzyskał już przytomności.
Iwona Guzowska o śmierci Kuby Moczyka
Lekarze nie dawali Kubie żadnych szans na przeżycie. Cios był tak potężny, jakby młody bokser spadł z kilku lub kilkunastu metrów i uderzył głową w beton. Po przywiezieniu do szpitala młody sportowiec dostał od razu specjalistyczną pomoc, zostały zrobione skany mózgu, które wysłano do szpitala neurochirurgicznego w Cambridge. Tam stwierdzono, że już nie ma żadnych szans. Podobną diagnozę postawił specjalistyczny ośrodek w New Jersey. Rodzina podkreśla, że dostał świetną opiekę medyczną. Pielęgniarki jak i lekarze czuwali przy nim od początku do końca. Była też zapewniona konsultacja polskiego lekarza pracującego w Anglii, w pogotowiu czekał śmigłowiec, a rodzina mogła liczyć na duże wsparcie.
- Do Anglii w pierwszym dniu po tragedii przyjechał jego ojciec, w późniejszych dniach dojechali dziadkowie i kuzyn. Każdy chciał przy nim spędzić jak najwięcej czasu, wiedząc że Kuba już nie ma szans. Teraz już wszyscy wrócili do Polski, a w tym trudnym czasie ojciec musi zająć się sprawami pogrzebowymi w Śmiglu - mówi wujek zmarłego sportowca Marcin Śmigaj.
Boksował od zawsze
Jak ustaliliśmy, chłopak mieszkał na stałe w Anglii od prawie siedmiu lat, razem z matką Jolantą, siostrą bliźniaczką Magdą oraz młodszą 6-letnią siostrą Gabrielą. W Śmiglu, gdzie kończył szkołę podstawową wciąż mieszkają jego dziadkowie, kuzyni i ojciec Piotr. Zanim poleciał do Anglii, mieszkała tam już jego mama, która szykowała wszystko na przyjazd dzieci. W tym czasie przeprowadził się do babci Janki, która oddała wiele serca w wychowanie swojego kochanego wnuka oraz u ojca Piotra, który zawsze był dla niego wzorem.
- Kubuś zawsze był przyjacielski i pełen pasji. Uśmiech nigdy nie schodził z jego twarzy. Był człowiekiem, który jak sobie ustalił jakiś cel, to do niego dążył. Potrafił rano po pracy przebrać się w dresy i pobiegać, aby nie stracić rytmu treningowego - wspomina wujek.
- Boksem interesował się od zawsze, a już jako małe dziecko miał takie fajne, małe rękawice i mały worek -
dopowiada kuzyn Michał Szudra. - Razem się wychowywaliśmy. Wspólne zabawy i sport. Nie wiem co powiedzieć - nie kryje wzruszenia Michał Szudra.
Żal do organizatorów
Rodzina nie ukrywa, że ma żal do organizatorów gali bokserskiej. - Kubie dwa razy zmieniano przeciwnika. O tym z kim będzie walczył dowiedział się tuż przed walką - dodaje Marcin Śmigaj. - Zastanawiamy się również, dlaczego nie mieli na sobie kasków ochronnych. Miała to być przecież walka dwóch nowicjuszy. Teraz okazuje się, że przeciwnik Jakuba miał za sobą siedem walk. Dlaczego sędzią tego pojedynku był trener oponenta Kuby? Pytań, na które trzeba udzielić odpowiedzi jest bardzo dużo - dodaje wujek sportowca.
Przy Kubie do końca siedzieli najbliżsi. Ojciec i matka trzymali jego dłonie. Siostra przytulała się do ramienia. Wyglądał jakby spał, jakby zaraz miał się obudzić - opowiada kuzyn Michał.
- Mimo tego, że od nas odszedł to i tak uratował inne życie. Serce Kuby przestanie bić dopiero wtedy gdy dożyje starości.
Rodzina uzgodniła, że ciało 22-latka zostanie skremowane i odbędą się dwa pogrzeby. Jeden zaplanowano w Anglii, a drugi w rodzinnym Śmiglu. Formalności wciąż są w toku.