Śmierć kibica Tarnovii. Sprawca ucieczkę tłumaczy szokiem
Przed Sądem Okręgowym od nowa rozpoczął się proces w sprawie tragicznej śmierci kibica Tarnovii. Postępowanie ma ustalić, czy młody mężczyzna zginął przypadkiem, czy został umyślnie potrącony
Podczas wczorajszej rozprawy zastosowano szczególne środki bezpieczeństwa. Przed salą, w której rozpoczął się proces, sądowi ochroniarze skrupulatnie legitymowali oraz sprawdzali za pomocą wykrywacza metali znajdujące się tam osoby. Były bowiem obawy, że rozprawę mogą zakłócić kibice tarnowskich drużyn. Wszystko jednak przebiegało spokojnie.
Proces w sprawie tragicznego zdarzenia na al. Jana Pawła II rozpoczął się już po raz drugi, gdyż Sąd Rejonowy w Tarnowie nie zdołał wyjaśnić, czy kibic Tarnovii mógł celowo zostać potrącony samochodem przez sympatyka Unii Tarnów czy był to tylko tragiczny wypadek. Po zapoznaniu się z opinią biegłego, sąd stwierdził, że w tym przypadku może dojść do zmiany kwalifikacji czynu - ze spowodowania wypadku na zabójstwo. Dlatego sprawa została przekazana do Sądu Okręgowego.
Tu Cezary K. usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczki z miejsca zdarzenia.
Tragedia na drodze
Do tragicznego zdarzenia doszło przed północą 30 kwietnia 2015 r. na al. Jana Pawła II w Tarnowie. Kilka dni wcześniej kibic Tarnovii Mateusz Motak, wraz z narzeczoną, przyjechał na kilka dni do Tarnowa z Anglii, gdzie oboje pracowali. 24-latek spotkał się z kolegami. Gdy przechodzili przez al. Jana Pawła II, srebrne audi potrąciło go i odjechało. Lekarzom nie udało się go uratować.
Trzy dni później policjanci znaleźli 1,5 km od ul. Niedomickiej, na bocznej drodze, uszkodzony samochód, który brał udział w zdarzeniu. Jego kierowca ukrywał się przez tydzień w pustostanie pod Tarnowem. Przed sądem tłumaczył to tym, że miał mętlik w głowie.
- Byłem zdruzgotany, bo nigdy nie uczestniczyłem w takim wypadku - przekonywał Cezary K. Przyznał, że widział w lusterku leżącą na drodze postać, a obok niej dwie osoby, ale był w szoku i dlatego pojechał dalej.
Pojechali na osiedle
Przed sądem zeznawali wczoraj także mężczyźni, którzy towarzyszyli Mateuszowi podczas tragicznej nocy . Obaj jednak zasłaniali się niepamięcią dramatycznych wydarzeń.
- To było już dawno temu i trudno mi o tym dzisiaj dokładnie mówić. Gdy myślę o tym dniu, przychodzi mi tylko przed oczy obraz Mateusza całego we krwi - mówił wyraźnie przejęty jeden z mężczyzn.
Sędzia odczytał jednak zeznania kolegów 24-latka, które składali przed prokuraturą. Obaj przyznali, że we trójkę tragicznej nocy wybrali się na osiedle Zielone. Podróż w to miejsce miał zaproponować sam Mateusz Motak.
Mężczyźni nie potrafili powiedzieć, w jakim celu przyjechali na tarnowskie osiedle, chociaż przyznali, że zamieszkują tam w większości sympatycy Unii. Dodatkowo jeden z towarzyszy Mateusza Motaka miał przy sobie ochraniacz na zęby.
W pewnym momencie do mężczyzn podjechało kilka samochodów. Mateusz nakazał wtedy swoim towarzyszom uciekać. Pobiegli więc na al. Jana Pawła II. Zaczęli iść w kierunku ul. Słonecznej pasem zieleni tuż przy jezdni. Mateusz próbował nawet zatrzymać „na stopa” dwa samochody, ale mu się to nie udało. Po chwili uderzyło w niego rozpędzone auto.
- Widziałem, jak wyrzuciło go w górę, gdzieś na wysokość dwóch metrów - mówi jeden z mężczyzn.
Nie jestem chuliganem
Cezary K. przed sądem wyjaśniał, że tragicznego dnia jechał od babci do domu. Przekonywał, że nie brał udział w żadnych porachunkach kibicowskich.
- Jestem kibicem Unii, ale ogranicza się to tylko do chodzenia na mecze drużyny - zaznaczał.
Na kolejnej rozprawie zeznawać będzie biegły, który sporządził opinię kryminalistyczną, na podstawie której proces toczy się od nowa.
Za zabójstwo Cezaremu K. może grozić dożywocie. Jeżeli sąd uzna, że był to wypadek, może trafić do więzienia na 12 lat.