Śmierć państwowa i prywatna [komentarz]
Zarówno konserwatyzm, jak i liberalizm mają swoje mroczne zaułki. Wczoraj smutny news dotarł z Belgii. Po raz pierwszy zastosowano tam eutanazję wobec dziecka. Furtka dla liberalnych zmian w tym kraju uchyla się coraz szerzej.
Od 2014 roku nie ma Belgii granicy wiekowej dla eutanazji. Nieletni pacjent musi jedynie udowodnić, że rozumie czym jest eutanazja. Według bioetyków, „nie można przyznawać tego prawa jednym obywatelom, a zabraniać innym, gdy wszyscy maja te same potrzeby”. Potrzeby rosną każdego roku. Liczba osób poddawanych eutanazji w Belgii w ciągu kilkunastu lat wzrosła o 800 proc. A będzie pewnie rosła, bo belgijscy socjaliści forsują poprawkę, dzięki której eutanazji mogłyby zostać poddane również osoby z demencją.
Nie zamierzam tu wdawać się w polemiki z tymi, którzy uznają, że każdy ma prawo decydować o dacie własnej śmierci. Jednak moment, w którym oficjalne struktury państwa angażują się w uśmiercanie swoich obywateli jest dla mnie złowieszczym signum temporis. Tym bardziej, że mowa o państwie wyposażonym w najlepszą opiekę medyczną i najwyższe wparcie socjalne dla osób cierpiących.
Kilka dni temu zawoziłem do szpitala starsza panią, która na co dzień opiekuje się mężem z zaawansowaną choroby Parkinsona. Emerytury tych dwojga, choć żałosne, okazują się nazbyt wysokie, aby należało im się wsparcie pielęgniarki z opieki społecznej. Państwo ma poważniejsze wydatki.
Osób samotnie borykających się z chorobą bliskich jest w Polsce tysiące. To najbardziej dyskryminowana grupa w Polsce. Nie widać ich w telewizji, nie protestują, nie blokują dróg, nie okupują urzędów. Nie mają na to czasu, siły, ani pieniędzy. Ich sytuacja nie wzbudzają tak gorących polemik, jak kwestia eutanazji, choć są w tej debacie argumentem trudnym do odparcia. Przywracają za to wiarę w człowieka, tego wielkiego Człowieka. Tego którego obraz zamazują nam tabloidy i którego głos zagłusza jazgot codzienności.