Śmierć pobitego Marcelka poruszyła włocławian w 2015 roku [oś czasu]
Wiadomość o pobitym 22-miesięcznym chłopczyku wstrząsnęła mieszkańcami Włocławka na początku 2015 roku. O tragedii, do jakiej doszło w kamienicy przy ulicy Wyszyńskiego, mówili wszyscy.
16 lutego do włocławskiego pogotowia wpłynęło zgłoszenie o dziecku, które podczas przebierania spadło z łóżka. Pogotowie wezwał 19-letni partner matki, który przebywał z chłopcem sam w domu. W tym czasie matka i młodszy brat chłopca byli poza domem.
Lekarze po obejrzeniu chłopca stwierdzili, że urazy, które malec posiada nie powstały w wyniku upadku, ale prawdopodobnie pobicia. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że obrażenia chłopca mogłyby wskazywać, że był ofiarą przemocy. Niezwłocznie powiadomiono policję.Jeszcze tego samego dnia mundurowi zatrzymali 19-letniego Patryka K., który wezwał pogotowie.
Lekarze rozpoczęli walkę o życie niespełna 2-letniego Marcelka. Szybko podjęto decyzję o przewiezieniu chłopca do lecznicy w Toruniu na oddział intensywnej opieki medycznej dzieci i niemowląt. Jeszcze tego samego dnia chłopca przetransportowano helikopterem.
- Stan zdrowia jest ciężki - powiedziała Hanna Streich, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Toruniu, zaraz po tym jak malec trafił do lecznicy. - Ma na ciele ślady krwiaków starych i nowych, zarówno na głowie jak i tułowiu i kończynach. Chłopczyk jest jeszcze na własnym oddechu. Być może będziemy musieli chłopca zaintubować. Pojawiły się objawy obrzęku mózgu. Jego stan jest nadal bardzo ciężki.
Śmierć 2-letniego Marcelka
Z każdym dniem stan chłopca się pogarszał. Zmiany w mózgu okazały się nieodwracalne. Po kilku dniach wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety, nie przyniosło to efektu. Podjęto decyzję o wyprowadzono chłopca z tego stanu, ale on nadal nie odzyskał przytomności. Szanse na przeżycie 2-latka były coraz mniejsze.
Miesiąc od wypadku, nie odzyskując przytomności Marcelek zmarł w szpitalu w Toruniu. Prokuratorzy zlecili sekcje zwłok chłopca.
Zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym
Do wyjaśnienia, decyzją prokuratora, zatrzymany został 19-latek, który wcześniej opiekował się malcem. Mężczyzna był trzeźwy. Policjanci przesłuchali świadków i zabezpieczyli dowody. Dalsze decyzje podejmowane były w uzgodnieniu z prokuratorem.
Zgromadzone w sprawie dowody i zeznania świadków, okazały się na tyle mocne, że policja już następnego dnia po zdarzeniu postawiła zatrzymanemu zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu chłopca. Podczas przesłuchania w Prokuraturze Rejonowej mężczyzna przyznał się do zarzucanego mu czynu. Prokuratura skierowała wniosek do sądu o tymczasowy areszt.
Podczas przesłuchania w prokuraturze Patryk K. przyznał się do winy. postawiono mu zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka. Groziło mu do 10 lat pozbawienia wolności. Gdy chłopczyk zmarł a prokuratorzy otrzymali opinie biegłych w sprawie śmierci nastąpiło przekwalifikowanie czynu.
Patryk K. odpowie za fizyczne znęcanie się nad chłopcem od października 2014 roku do 16 lutego 2015 roku, a także usłyszy zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Grozi mu nawet dożywocie.
W trakcie postępowania 19-latek zmienił zeznania. Jeszcze przed ujawnieniem opinii biegłych chłopak wycofał się ze swoich ze zeznań i nie przyznaje się do winy. Ze względu na przedłużające się czynności podejrzanemu przedłużono areszt.
Śmierć dwulatka poruszyła wszystkich
Mieszkańcy Włocławka nie mogli uwierzyć w to co się stało. Spontanicznie skrzyknęli się na portalu społecznościowym i zorganizowali marsz milczenia. Inicjatywa zrodziła się, aby uczulić społeczeństwo na przemoc wobec najmłodszych. Była to kolejna akcja, która miała zwrócić uwagę dorosłych na dramat dzieci. Wcześniej wolontariusze fundacji Jurka Owsiaka rozkładali “ranne” pluszaki po mieście. Inicjatywa mieszkańców zrodziła się, aby pomodlić się za dwulatka, który w szpitalu walczył o życie i przy okazji pomóc wychowankom Domu Małego dziecka we Włocławku.
Rodzina pod opieką MOPR-u
Rodzina Marcelka była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku. Matka chłopca miała również przyznanego asystenta rodziny. Po tragedii Piotr Grudziński, dyrektor MOPR chciał, aby prokuratorzy sprawdzili czy pracownicy placówki nie zawinili w związku ze śmiercią dwulatka.
Wszyscy zastanawiali się czy tragedii można było uniknąć, czy pracownik socjalny dopełnił wszystkich obowiązków.
Po tragicznym zdarzeniu, do którego doszło 16 lutego br. Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie we Włocławku przyjrzał się dokładnie dokumentom rodziny maluszka. Okazało się, że pracownik MOPR dostrzegł na ciele chłopca niepokojące ślady. Wtedy skierowano dziecko na badanie, aby sprawdzić czy chłopiec nie ma rzadkiej choroby krwi. Matka nie zabrała jednak dziecka na badanie.
Po tragedii policjanci sprawdzili, czy do rodziny dwulatka była wzywana policja. Z dokumentów wynika, że interwencje nie były tam podejmowane. Pracownicy MOPR również nie zgłaszali niepokojących sytuacji na policję.
Sąsiedzi twierdzą, że kilka razy pracownicy MOPR nie zostali wpuszczeni do domu, choć w środku była obecna rodzina. Tego jednak już nie można potwierdzić.
Pracownicy włocławskiego MOPR bardzo zaufali matce małego Marcelka. Czy przez to dopuścili się do jakiś zaniechań?
- Prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko pracownikom MOPR w związku ze sprawą Marcela - poinformował Piotr Grudziński, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku.
Zdecydowano na taki krok po wynikach kontroli wydziału polityki społecznej Urzędu Marszałkowskiego. Wykazała ona, że wszyscy pracownicy bardzo ufali słowom matki Marcelka, która przekonywała, że w domu nie dochodzi do przemocy. Czujność pracowników mógł uśpić również jeden z lekarzy, który miał sugerować, że siniaki mogą być skutkiem choroby.