Śmierć pod dachem hali targowej nie do końca rozliczona. Mija 14 lat
Sprawa Bruce’a R., byłego członka zarządu Międzynarodowych Targów Katowickich wróciła na wokandę po kasacji Sądu Najwyższego, który uchylił wyrok uniewinniający wobec tego oskarżonego. Prokuratur domaga się sześciu lat więzienia, bo nie zapobiegł tragedii, choć mógł. 28 stycznia 2006 roku runął dach hali wystawowej zabijając 65 osób.
Dopiero kilka dni temu Skarb Państwa wreszcie wziął odpowiedzialność cywilną za skutki tej katastrofy budowlanej. Podpisał ugodę z rodzinami, które straciły bliskich pod zawalonym dachem i wystąpiły z pozwem zbiorowym. Najbliższym członkom tych rodzin wypłaci po 200 tys. zł.
To na gruntach Skarbu Państwa stanęła hala, która, zdaniem biegłych, nie miała prawa stanąć według zaproponowanego projektu. Od budowy były problemy z jej stabilnością.
Pytanie, co o tych problemach wiedział Bruce R., obywatel Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii, którego sąd pierwszej instancji skazał w 2016 roku na 3 lata pozbawienia wolności, a sąd odwoławczy rok później uniewinnił? Uznał bowiem, że pozostawał on w błędzie co do stanu technicznego hali targowej i był to błąd usprawiedliwiony, wyłączający winę. Kilka dni przed katastrofą przekonywano go, że „sytuacja jest opanowana”.
Niedokończony proces
Dach hali runął podczas międzynarodowej wystaw gołębi zabijając 65 jej uczestników, ciężko raniąc 26 osób. To była największa katastrofa budowlana w powojennej Polsce. Nie została spowodowana siłami przyrody, których człowiek nie potrafił okiełznać. Była skutkiem ludzkich błędów, lekceważenia przepisów, zwykłego niechlujstwa, traktowania pojawiających się sygnałów ostrzegawczych na zasadzie: jakoś to będzie.
Prokurator twierdzi, że Bruce R. znał stan techniczny hali, wiedział, że po opadach śniegu w styczniu 2006 roku konstrukcja dachu odkształciła o 20 cm i wymaga wzmocnienia, że inżynier budowlany zalecił, by, oprócz usunięcia śniegu, skonsultować się z projektantem hali. Oskarżony otrzymał taką wiadomość drogą mejlową. Mógł więc wyłaczyć halę z eksploatacji i nie narazić ludzi na niebezpieczeństwo.
Obrońca Bruce R. zaprzecza; z treści mejla wynika tylko, że „dach pracuje”. - Mój klient nie miał molekularnej świadomości, że sytuacja jest alarmująca, nie było takiego sygnału - przekonuje mecenas Grzegorz Słyszyk.
Sprawa toczy się teraz przed katowickim Sądem Apelacyjnym. Na wczorajszą rozprawę Bruce R. przyszedł w towarzystwie swojego pastora. Składał wyjaśnienia przy pomocy tłumacza, nie zna języka polskiego.
Z wykształcenia jest ekonomistą i zajmował się strategią firmy. Zapewniał, że miał pełne zaufanie do swoich współpracowników, którzy byli odpowiedzialni za stan techniczny wszystkich obiektów w grupie kapitałowej, która działała na giełdzie londyńskiej i do której należała także spółka MTK. On na sprawach technicznych się nie zna. - Nikt mi nie mówił, że istnieje jakieś niebezpieczeństwo, że wymagane są pilne działania - przekonywał sąd. - Nie uciekam od odpowiedzialności, po katastrofie nie próbowałem się ukrywać. Przesiedziałem w areszcie 12 miesięcy. Podchodzę do życia, poważnie, odważnie i uczciwie.
Sąd Apelacyjny w jego sprawie ogłosi wyrok 26 listopada br.
W więzieniu tylko projektant
Katowicka prokuratura w 2008 roku oskarżyła o przyczynienie się do tej katastrofy w sumie 12 osób - projektantów hali, nadzór budowlany, wykonawców i kierownictwo spółki MTK, także Bruce’a R. Proces ruszył w maju 2009 roku.
Tylko jeden z tych oskarżonych przyznał się do zarzucanych czynów i dobrowolnie poddał karze - Piotr I., który tego tragicznego dnia nie otworzył drzwi ewakuacyjnych i naraził na niebezpieczeństwo 1.329 osób. Tylu uczestników wystawy doliczyła się prokuratura. Na szczęście, z powodu tych nieotwartych drzwi nikt nie ucierpiał. Nikt nie szukał tam drogi ucieczki.
W trakcie procesu jedna osoba zmarła, a sprawa kolejnej została wyłączona do odrębnego rozpoznania z powodu złego stanu zdrowia.
Nieprawomocny wyrok zapadł w czerwcu 2016 roku w Sądzie Okręgowym w Katowicach. Odwołania od tamtego orzeczenia rozpoznawał we wrześniu 2017 roku katowicki Sąd Apelacyjny. Wymierzył kary nieco łagodniejsze, ale tylko dlatego, jak uzasadniał, że proces trwał długo, z powodu jego skomplikowania, i to jest ta szczególna okoliczność łagodząca. Sąd rozpoznawał ją na ponad 300 wyznaczonych terminach rozpraw, biorąc pod uwagę opinie uczonych z Krakowa, Wrocławia, Gliwic.
Projektant stalowej konstrukcji hali Jacek J. został prawomocnie skazany na 9 lat pozbawienia wolności (sąd pierwszej instancji wymierzył mu 10 lat). Sędzia nazwał go „samozwańczym projektant”, bo nie posiadał stosownych uprawnień. Studia na Politechnice Śląskiej przerwał na czwartym roku, a z dużą śmiałością krytykował opinie zespołów biegłych, którzy wytykali mu błędy projektowe. Sam Jacek J. wyjaśniał, że „hala była kompromisem pomiędzy bezpieczeństwem a możliwościami finansowymi”. Do końca przekonywał wszystkich, że swoją pracę wykonał dobrze.
Ryszard Z., członek zarządu MTK, Maria K., powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie i Grzegorz S., rzeczoznawca budowlany, zostali ostatecznie skazani na 2 lata więzienia. Najłagodniejszą karę usłyszał Adam H., dyrektor ds. technicznych MTK - 1,5 roku. Sąd pierwszej instancji wymierzył im kary dwukrotnie wyższe.
Katowicki Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy uniewinnienie trzech przedstawicieli firmy budowlanej. Przyjął, że nie mieli świadomości zagrożenia. Projektant utwierdzał ich w przekonani, że z halą wszystko jest w porządku.
Zaskoczeniem było uniewinnienie Nowozelandczyka Bruce’a R. i od tego uniewinniającego wyroku katowicka prokuratura złożyła kasację. Sąd Najwyższy podzielił jej argumenty i wrócił sprawę do ponownego rozpoznania. Uzasadniał, że wyrok wydano z pominięciem okoliczności niekorzystnych dla oskarżonego.
Sąd Najwyższy oddalił kasacje wobec pięciorga pozostałych skazanych w związku z katastrofą budowlaną.
Do więzienia trafił jedynie projektant konstrukcji hali targowej - Jacek J. Karę dziewięciu lat odbywa dopiero od końca czerwca tego roku.
Ryszarda Z. z zarządu MTK i Adama H. - były dyrektor ds. technicznych targów są na warunkowym zwolnieniu. Sąd zaliczył im na poczet orzeczonych kar czas faktycznego pozbawienia wolności - byli tymczasowo aresztowani przez rok i kilka tygodni. Maria K. nadal wnosi o odroczenie wykonania kar. Jej sprawa jest w toku. Ostatni ze skazanych prawomocnym wyrokiem, Grzegorz S., zmarł.
Ugoda ze Skarbem Państwa
Rodziny, które straciły bliskich pod zawalonym dachem hali Międzynarodowych Targów Katowickich, dostaną po 200 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia - od Skarbu Państwa. Dopiero niedawno, 5 listopada br., po wieloletniej batalii, udało się taką ugodę podpisać ze Skarbem Państwa.
Tę batalię toczył od 2011 roku mecenas Adam Car z Sopotu, pełnomocnik 90 krewnych ofiar katastrofy i ją wygrał. Wystąpił z pozwem zbiorowym, który sądy odrzucały i dopiero Sąd Najwyższy nakazał go rozpoznać.
A pozwał Skarb Państwa, który reprezentował Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego oraz powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie i prezydent Chorzowa, bo hala MTK stała w granicach administracyjnych tego miasta. Proces toczył się w Warszawie.
W 2018 roku warszawski Sąd Okręgowy uznał, że Skarb Państwa nie wywiązał się z nadzoru właścicielskiego, a także z nadzoru budowlanego. Z powodu zaniedbań Skarb Państwa ponoszą cywilną odpowiedzialność za skutki tej katastrofy. Zawinili ludzie, co wykazał także sąd karny skazując prawomocnie na kary więzienia inspektorów nadzoru budowlanego.
Adwokat Adam Car mówił wówczas, że Skarb Państwa powinien wypłacić odszkodowania już bez indywidualnych procesów i w takiej wysokości, w jakiej wypłacał je za śmierć w katastrofie pod Smoleńskiem, czy wojskowej Casy.
Po uprawomocnieniu się tego orzeczenia Skarb Państwa rzeczywiście zawarł specjalną ugodę z rodzinami i przeznaczy na te roszczenia 15 mln zł.
- Ugoda określa krąg osób, których dotyczą te roszczenia - wyjaśnia mecenas Car. - Małżonkowie, rodzice i dzieci ofiar otrzymają po 125 tys. zadośćuczynienia i po 75 tys. zł odszkodowania. Rodzeństwo po 25 tys. zł odszkodowania i 25 tys. zł zadośćuczynienia. Co ważne, osobom poszkodowanym ugoda nie zamyka drogi dochodzenia od Skarbu Państwa wyższych kwot na drodze sądowej.
Pozew zbiorowy obejmuje osoby, które do tej pory w ogóle nie występowały o odszkodowanie, albo występowały, ale swoje roszczenia nie kierowały pod adresem Skarbu Państwa tylko spółki Międzynarodowe Targi Katowickie. Teraz otrzymają kwotę pomniejszoną o wcześniej zasądzone odszkodowanie i zadośćuczynienie.
Spółka MTK złożyła wniosek o upadłość w 2011 roku, ale sąd nie wyraził zgody, bo spółka nie ma na tę upadłość pieniędzy. Jest więc uśpiona, figuruje tylko na papierze.
Teraz najwięcej emocji wywołują grunty, 22 hektary, które zajmowała na styku Katowic, Chorzowa i Siemianowic. U zarania były to tereny Parku Śląskiego, ale za zgodą władz lokalnych ostatecznie przejęli je deweloperzy.
Najpierw 5 ha kupiła od Skarbu Państwa spółka Green Park Silesia, z zamiarem zbudowania osiedla z tysiącem mieszkań. Najgłośniej było o niej, gdy kilka miesięcy temu wnosiła o wycięcie około 1300 drzew. Na szczęście, drzewa wciąż w parku stoją, bo sprawą zajmuje się Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Pozostałe 17 ha przejął Chorzów za około 10 mln i część - prawie 10 ha odsprzedał kolejnemu deweloperowi - spółce Atal.