Śmierć w pogotowiu opiekuńczym
Prokuratura w Gdańsku prowadzi śledztwo w sprawie samobójczej śmierci 12-latka umieszczonego przez sąd w pieczy zastępczej.
Dwunastoletni Marek w czerwcu ubiegłego roku decyzją gdańskiego Sądu Rodzinnego został umieszczony w pogotowiu opiekuńczym. W środę, 9 marca wieczorem wychowawca znalazł w łazience nieprzytomne dziecko. Mimo prób reanimacji Marka nie udało się uratować.
Marek był jedynakiem, wychowywanym praktycznie przez matkę i babkę.
- Nie wiem, jak sobie z tym poradzę - płacze Gabriela Heinrich, mama Marka. - Cały czas myślę, że gdyby został w domu, mógłby nadal żyć. Mówią , że to samobójstwo, ale trudno mi uwierzyć... A do tego jeszcze od czterech dni siedzę w domu i czekam na telefon. Nie mogę odebrać rzeczy syna, nie wiem, co z pogrzebem, ze śledztwem. Jak można tak traktować ludzi?
Marek chodził do szóstej klasy, był jedynakiem, wychowywanym praktycznie przez matkę i babcię. Ojciec został pozbawiony praw rodzicielskich. - Przegrał w karty mieszkanie i córka musiała wyjechać do pracy w Anglii - mówi pani Alicja, babcia Marka. - Po kilku miesiącach przyprowadził mi dziecko i zostawił bez ubrań, zabawek, nawet bez książeczki zdrowia. Córka wtedy wróciła do kraju.
Babcia przyznaje - wnuk miał problemy w szkole, był nadpobudliwy.
Rodzina znajdowała się pod nadzorem kuratora, wspierał ją asystent rodziny. W opinii psychologów z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Gdańsku, u Marka występowały zaburzenia zachowania i tendencja do rywalizacji. Stwierdzono, że w sytuacjach konfliktowych może reagować nieprzemyślanie, niestosownie do bodźców.
- Próbowałam jakoś to zmienić - opowiada pani Gabriela. - Marek był silnym, dużym chłopcem, więc postawiłam na sport. Dzieciak grał w piłkę, zdobywał medale na zawodach zapaśniczych i w kick-boxingu.
Jednak w tych samych badaniach matce zarzucono niskie kompetencje wychowawcze i zbytnie uleganie synowi. RODK zalecił więc, by chłopca umieścić w szkole z internatem, a sąd rodzinny skierował go do pogotowia opiekuńczego.
Matka Marka: - Coś niedobrego musiało się tam dziać.
7 lutego Marek, wraz z dwoma kolegami, uciekł z pogotowia. Policja szukała go u mnie, ale bezskutecznie.
Jeden z chłopców wrócił w nocy, Marek następnego dnia, nie wiem nawet, czy trzeci chłopak się znalazł. Po raz kolejny doszło do ucieczki syna w poprzedni poniedziałek, na trzy dni przed tragedią. Marek wyszedł do szkoły, ale nie pojawił się na lekcjach. Wrócił około godziny 21. Nie wiem, gdzie był... Rozmawiałam z nim w środę, powiedziałam, że jeśli będzie tak robił, nie dostanie kieszonkowego. Próbowałam ustawić go do pionu... Nic jednak nie wskazywało, by chciał sobie zrobić krzywdę. Nie wiedziałam, że to była nasza ostatnia rozmowa.
O pobycie Marka w placówce wiemy tylko tyle, ile mówi pani Gabriela
Arkadiusz Kulewicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku wysłał jedynie komunikat, potwierdzający informacje o okolicznościach znalezienia chłopca, oraz informuje, że dzieci z placówki oraz wychowawcy zostali objęci pomocą psychologiczną. Pomoc psychologa zaoferowano także matce, ale pani Gabriela ją odrzuciła. Wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk polecił skontrolować procedury obowiązujące w pieczy zastępczej.
Nikt, oprócz przedstawiciela MOPR, nie chce się wypowiadać w sprawie śmierci dziecka.
- Przez wzgląd na charakter wydarzenia oraz toczące się postępowanie do czasu wyjaśnienia sprawy więcej informacji nie udzielamy - stwierdza Arkadiusz Kulewicz. - Zwracamy się z prośbą o uszanowanie sytuacji i nieferowanie wyroków.
Słowa Arkadiusza Kulewicza o „ferowaniu wyroków” nie są przypadkiem. W Gdańsku jeszcze długo będzie się pamiętać o 13-letniej Ani, która - molestowana przez kolegów z klasy - popełniła samobójstwo. Sprawa wywołała odzew w całym kraju i reakcję ówczesnych polityków, z ministrem edukacji narodowej Romanem Giertychem na czele.
Konferencje prasowe, dziennikarze oblegający szkołę - tego wszystkiego zapewne chcą uniknąć dzisiaj władze Gdańska. Zwłaszcza że zaczynają być powtarzane apele polityków, w tym obecnego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, by „nie odbierać dzieci z biedy”.
Na razie Prokuratura Rejonowa Gdańsk Wrzeszcz wszczęła śledztwo w sprawie śmierci 12-latka. Nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek przyczynił się do śmierci Marka.