Wojciech Babiuk był osadzony w toruńskim areszcie. 20 czerwca trafił do szpitala, potem do aresztu w Bydgoszczy. Zmarł po dwóch dniach.
- Wojtek był młodym, zdrowym mężczyzną. Widzieliśmy się z nim 17 czerwca, bo obchodził urodziny. Nic mu nie dolegało - podkreśla Paulina Wiśniewska, szwagierka zmarłego. - Od współosadzonego w areszcie śledczym w Toruniu wiemy, że 20 czerwca Wojtek dostał czegoś na kształt zapaści. Mimo wzywania pomocy, na lekarza trzeba było czekać dwie godziny. Przez ten czas to więzień udzielał Wojtkowi pierwszej pomocy.
Według rodziny, 24-latek mógł być pod wpływem dopalaczy. Na to wskazywałoby jego zachowanie, zrelacjonowane przez współwięźnia. - Wojtka strażnik w Toruniu miał najpierw obezwładnić ciosem w nos. Później funkcjonariusze mieli wyciągnąć go przed celę i unieszkodliwić - ciągnie Paulina Wiśniewska. - Wczoraj byliśmy w Bydgoszczy w prosektorium. Okazano nam zwłoki. Na twarzy Wojtka widzieliśmy pełno siniaków; miał też krwiaka na głowie. Reszty ciała nam nie pokazano.
W dalszej części artykułu:
- W jakim kierunku prowadzone jest śledztwo
- Czy strażnicy przekroczyli swoje kompetencje?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień