Śmierć znanego sędziego - z cyklu opowiadanie kryminalne
Sędzia Corey? Paul Corey? - nie bardzo mogłem w to uwierzyć. - Co się stało? Wypadek? - Właśnie odebrałem meldunek od naszej ekipy. Wszystko wskazuje na morderstwo - powiedział dyżurny.
Zamyśliłem się przez chwilę. Wszyscy wiedzieli, że sędzia Corey ma trudne sprawy, że wiele osób jest niezadowolonych z jego surowych wyroków, ale żeby aż tak…?
Morderstwo? Może trzeba było dać mu ochronę?
- Panie komisarzu - przerwał moje myśli dyżurny. - Jak mówią koledzy, którzy już tam są, to podobno wygląda na rodzinne sprawy.
- Proszę im powiedzieć, że już tam jadę.
Przed niezbyt okazałym, ale eleganckim domem na Malden Street parkowało kilka policyjnych pojazdów. Przy wejściu czekał konstabl Parker. - Na razie wiemy, że śmierć nastąpiła dziś rano, najprawdopodobniej o godzinie 10.27.
- Skąd ta precyzja? Czyżby patolog...
- Nie, skąd - uśmiechnął się Parker. - Przecież dobrze pan wie, jaki on jest. Po prostu denat ma stłuczone szkiełko od zegarka, który zatrzymał się na tej właśnie godzinie.
- Wiemy coś o podejrzanych, albo o motywach?
- W chwili śmierci sędziego w domu były jeszcze dwie kobiety - jego córka Tricia i jego synowa Jane. Zdaje się, że obie panie… no, niezbyt się lubią.
- Gdzie są zwłoki?
- W gabinecie. Ekipa już działa.
Gabinet był starannie posprzątany, nie było w nim żadnych śladów walki, ani nawet cienia bałaganu. Natwarzy leżącego na parkiecie Paula Coreya malowało się wyraźne zdziwienie.
Pochyliłem się nad leżącą obok głowy sędziego zakrwawioną ciężką kryształową popielnicą.
- Odciski palców? - spytałem jednego z krzątających się techników.
- Od tego zaczęliśmy. Żadnych.
Gdy wychodziłem z gabinetu, coś mi się nie podobało. Nie bardzo jednak jeszcze wiedziałem co. Postanowiłem więc porozmawiać z obiema paniami. Zacząłem od córki.
Tricia Corey miała zapuchnięte od płaczu oczy. Usiadła w fotelu mocno szeleszcząc elegancką sukienką z ciemnozielonej tafty.
- Jestem przekonana, że ojca zabiła ta… ta głupia zdzira Jane.
- Dlaczego miałaby to zrobić?
Córka denata wyczyściła nos. - Bo liczyła, że ojciec zostawi wszystko mojemu bratu i dlatego tak go omotała, że w końcu się z nią ożenił. Ale ojciec jej nie znosił i dał Mike’owi ultimatum, że albo rodzinna kasa i pozycja albo ona. Miał czas do środy.
- Dlaczego do środy?
- Tak się umówili - do połowy marca. Na następny poniedziałek, 20 marca, ojciec był umówiony z notariuszem.
- Gdzie jest pani brat?
- A bo ja wiem?
Zanim synowa ofiary weszła do pokoju, usłyszałem stukot jej szpilek na parkiecie. - To Tricia, to na pewno ona - Jane Corey zaczęła mówić zanim jeszcze usiadła w fotelu.
- Teść jej powiedział, że jeśli nie wyjdzie szybko za mąż, to zmieni testament i ją całkowicie wydziedziczy, to znaczy wszystko przepisze na mnie i Mike’a, a właściwie na nasze dziecko, które planujemy niedługo. To na pewno ona!
Po wyjściu kobiety przez chwilę miałem lekki mętlik w głowie.
- Jedna warta drugiej - odezwał się konstabl Parker. - Ja bym stawiał na córkę...
- A ja mimo wszystko bardziej podejrzewałbym synową - powiedziałem.
Parker podniósł lekko brwi. - Mogę spytać dlaczego, panie komisarzu?
- Bo Corey wyglądał na zdziwionego, a w gabinecie nie było śladów walki.
- Obawiam się, że nie rozumiem...
- Został najprawdopodobniej zaskoczony, a więc mógł to zrobić ktoś, kogo nie usłyszał. To wskazuje na Jane, która mogła podejść do niego boso, po uprzednim zdjęciu szpilek. Córka, ubrana w szeleszczącą sukienkę, nie miała możliwości zaskoczyć ojca.