Smok i smog, odwieczna krakowska specjalność
Smog to ważny temat listów do redakcji. W liście Czytelnika opublikowanym w zeszłym tygodniu ze zdumieniem przeczytałem jednak wywód, w którym nacisk na konieczność likwidowania prymitywnych pieców Czytelnik nazwał nagonką na biednych ludzi, a winą za zatruwanie powietrza obarczył samochodowe spaliny. Dawniej tylu aut nie było - dowodził - i smogu też nie było.
Pozwolę sobie zaprotestować wobec takiego szukania pociechy w przeszłości. Dawniej wcale nie było lepiej. W Krakowie już przed półwieczem znana była prawda, że wystarczy wyjechać za Mogilany, żeby zobaczyć czapę dymu nad miastem. W przemysłowym krajobrazie świeżego powietrza zawsze było za mało, a w dodatku przed laty nikt w Polsce nie marzył, że można sobie ze smogiem poradzić. Bo czyż można było myśleć o wygaszeniu pieców Huty im. Lenina? Takie fantazje chodziły po głowie chyba tylko odwetowcom z Bonn. No i za komuny węgiel był tani i nie trzeba było palić w piecach szlamem, albo oponami czy meblami, które były towarem deficytowym.
Smog jednak dusił Kraków i wszyscy o tym wiedzieli. O smogu pisała nawet... Wisława Szymborska. Na łamach „Życia Literackiego”, w felietonie z cyklu „Lektury nadobowiązkowe”, w 1975 r. przyszła noblistka pisała tak: „Z książki francuskich uczonych dowiedziałam się, na czym polega smog londyński, natomiast smog wawelski czeka na publikację oraz jakiegoś Kraka, który by uciął mu łeb”.
Kraków przyjął zasadę, że w 2019 r. palenie węglem będzie zabronione, ale czy ten prze-pis nie okaże się martwym prawem, to dopiero zobaczymy. Łatwo sobie wyobrazić krzyczące tytuły w gazetach lub reportaże w TV („Skazani na zamarznięcie!”, „W zimie czeka ich śmierć”), opisujące sytuację ludzi, których nie będzie stać na wymianę ogrze-wania z węglowego na inne. Oczywiście tu powinna wejść do akcji gmina, która ufunduje wszystko, co potrzeba. Gorzej, jeśli np. kamienica będzie miała nieustabilizowany status prawny i przeróbki nie będą możliwe.
Tak czy siak - zadecyduje kasa, również w sprawie samochodów. Premier Morawiecki obiecuje, że Polska w ciągu 10 lat wyprodukuje milion samochodów elektrycznych (dziś w Polsce takich aut jeździ ok. 500, więc plan jest ambitny), ale z kolei pochodzący z Krakowa wiceminister energii Michał Kurtyka otwarcie mówi, że kluczowym paliwem pozostanie węgiel. Czy jest w tym sprzeczność? Może i nie, ale jednak węgiel to węgiel.
Jeśli szukamy pociechy w przeszłości, to patrzmy w przeszłość Wielkiej Brytanii. Spójrzmy, jaką rolę angielskiemu węglowi wyznaczyła Margaret Thatcher. Oczywiście traktujmy to jako ciekawostkę, a nie jako wzorzec, bo w Polsce żadna Żelazna Lejdi na taki krok się nie zdobędzie w obawie o głosy suwerenów.
Trzeba jednak mieć nadzieję. Może część bajecznej wizji Morawieckiego uda się zrealizować? W końcu pokonanie smoka wawelskiego czy wygaszenie nowohuckich martenów kiedyś wydawało się niemożliwe, a jednak... Smog też jest do pokonania, choć jeszcze nie dziś.