Smoleńskie ekshumacje po sześciu latach
Te bolesne i niecodzienne wydarzenia, jakimi są ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej - rozpoczęte w poniedziałek 14 listopada br. w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów na Wawelu - były zapowiadane od dawna, zwłaszcza podczas kampanii w wyborach parlamentarnych zeszłego roku.
Jako pierwsza z serii została przeprowadzona ekshumacja pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. W najbliższym czasie dojdzie do ekshumacji 83 ofiar katastrofy, ponieważ 8 osób już ekshumowano, a pozostałe zostały skremowane.
Zwolennicy ekshumacji odwoływali się głównie do zaniechania ekshumacji ofiar zaraz po ich przywiezieniu do Polski, co było obowiązkiem prokuratury, do potrzeby właściwej identyfikacji zwłok, której nie dokonano rzetelnie w Moskwie i do konieczności zbadania przyczyn katastrofy, która ich zdaniem mogła być spowodowana wybuchem na pokładzie samolotu.
Na wszystkie te pytania miało odpowiedzieć śledztwo prowadzone przez polską stronę i zakończone tzw. raportem Millera. Ten raport został jednak uznany przez prezesa jedynej mądrej partii za polityczny i do-tknięty wieloma wadami, które mogą być naprawione tylko przez inną komisję, powołaną tym razem przez zwycięski rząd, a więc - oczywiście - wreszcie bezstronną i fachową. Przecież w tych szeregach pracują sami fachowcy wysokiej rangi, niekoniecznie uwieńczeni dyplomami wyższych uczelni, ale zgoła nie jest im to potrzebne, są bowiem cudownymi samorodkami wiedzy i doświadczenia.
Brak przeprowadzenia sekcji zwłok po ich przewiezieniu do Polski był niewątpliwie zaniedbaniem. Jedni kierowali się tym, że zwłoki ofiar były przewiezione do Polski w zaplombowanych trumnach, inni uważali, że ekshumacje opóźnią pogrzeby ofiar, co nie pozwoli na oddanie im należnego, publicznego hołdu w jednej, zbiorowej uroczystości.
Znajomość prawdy o sobie i przyznanie się do niej to wielka cnota pokory
Choć identyfikacja zwłok wymagała pisemnych oświadczeń krewnych lub znajomych, że okazane im szczątki należą do określonej osoby, to w traumie przeżywanej przez rozpoznających, trudno było określić z całą pewnością, że te często tylko małe fragmenty ciał należą do tej jednej osoby, spośród prawie stu, które w katastrofie straciły życie. Bywało, że rozpoznający się pomylili.
Oczywiście, przy identyfikacji ofiar posłużono się badaniami DNA. Robili to lekarze rosyjscy i nie wykonali tej pracy solidnie, co wykazały przeprowadzone już ekshumacje, podczas których, spośród dziewięciu przypadków, stwierdzono sześć pomyłek co do osób.
Budzi zdumienie, że prokuratura, która dopiero teraz podjęła decyzję o ekshumacji wszystkich ofiar, nie powołała się przede wszystkim na błędy dotyczące identyfikacji zwłok, bo ta sprawa wydaje się jasna. Mniej przekonuje argument, że ekshumacje wskażą dokładniej przyczynę śmierci ofiar. Co do konkretnych osób może to dać jakiś rezultat, ale przecież w odniesieniu do wszystkich przyczyną była katastrofa.
Widocznie prokuratura uważa, że katastrofy nie było, a przyczyną śmierci ofiar był wybuch. Wprawdzie w ostatnich dniach prokuratura wycofuje się z tezy, że pierwszorzędnym celem tych ekshumacji jest wykrycie ewentualnego zamachu na pokładzie samolotu, niemniej przewiduje także badania pozwalające wykryć wybuch i potwierdzić tezę o zamachu.
To chyba jakiś kiepski propagandysta dążył do tego, by wmówić ludziom, że to nie była katastrofa, ale majstrowali przy niej Polacy i Rosjanie, osobno, albo, co gorzej, wspólnie. Może jakaś złośliwa wróżka zasugerowała tak szatański pomysł. Część rodzin ofiar katastrofy sprzeciwia się ekshumacji swoich bliskich także z tego powodu, że jest to raczej zabieg polityczny.
Polityki nie warto opierać na mitach, wszak nie żyjemy w czasach starożytnej Grecji, gdzie bogini Pytia mydliła oczy naiwnym. Żyjemy w Polsce, która ma swoje wady, ale przecież nie pozwoli, by ktoś wciągał ją w pomysły co najmniej wątpliwe, a przede wszystkim bardzo niebezpieczne.