Smolorz na Dzień Zaduszny: Górnośląskie memento mori
Dzień Zaduszny wypadający pierwszego dnia po Wszystkich Świętych, w kulturze górnośląskiej miał specyficzny wymiar. Nie tylko dlatego, że Ślązacy wiele uwagi przywiązywali do identyfikacji z Kościołem katolickim, ale również z powodu wyjątkowego stosunku do samej śmierci. Ile jest dzisiaj w Ślązakach tej oryginalności?
Umieranie - we współczesnym świecie świętości kapitału - stało się kulturowym tabu, co od razu stało się łakomym kąskiem dla mainstreamowej papki.
Przeciętny człowiek, jeśli w ogóle nie odrzuca śmierci, to przynajmniej stara się o niej nie myśleć; jedynym przypomnieniem stają się serwisy informacyjne, w których rządzi prawda ekranu, a nic tak ekranu nie ożywia jak trup. Łamanie tabu zawsze wzbudza ciekawość - to najprymitywniejsza metoda w mediach.
Jestem przykładem Ślązaka wychowanego w trudnych dla "Śląska niewymyślonego" czasach, a jednak pamiętam zgoła inny świat.
Zaduszki były świętem radosnej refleksji nad przeszłością, a sama śmierć, na co dzień, w górnośląskim pejzażu, wpisywała się w plebejski dystans, jeden z elementów życia, o którym - jak zresztą o innych ludzkich doświadczeniach - opowiadało się wice. Pamiętam taką piosenkę:
" (…) Narobił starzik wszystkim łostudy, jak do kościoła poloz do Rudy. Poloz w niedziela, rano na suma, i tam we ławce wzion nom i umar (…). Narobił starzik bajzlu łod gro-ma, bo mógł se umrzić bezty-dziyń w doma. W łostatnio droga ruszyć w przestworza, ze swojyj chałpy miast łod farorza..."
Dzień Zaduszny był dla nas świętem rodzinnym. Pełnym zadumy, ale także zabawnym. Wczesnym rankiem Ojciec zabierał nas do Szopienic i opowiadał o swoich dziadkach. Tam, na cmentarzu "na górce", spoczywa nasza na wskroś śląska historia - mój śląskojęzyczny pradziadek i niemieckojęzyczna prababcia. Nie pamiętam ich, ale dzięki tym wyprawom wiem o nich wszystko - to nas kształtowało.
Po wyjściu z cmentarza czekał stały punkt programu. Rok w rok mój Ojciec w swoim stylu prowadził burzliwą dyskusję z odpustowymi handlyrzami maszketów - "to są makrony, a nie makaroniki!" - grzmiał. Uwielbiałem to.
Wraz z marginalizowaniem śląskości wymrze śląskie memento mori. Będzie to strata niewyobrażalna, która to przedstawienie sprowadzi na deski popowej areny. Następna będzie śląska rodzina, później śląski kościół.
Walczycie sami ze sobą.
Paweł Smolorz,
felietonista
smolorz.com
*Prawybory z DZ: Kto prezydentem? Kto burmistrzem? ZOBACZ i ZAGŁOSUJ
*Wybuch w kamienicy w Katowicach: Dlaczego doszło do wybuchu?
*Śmieszne, dziwne, nietypowe plakaty wyborcze, czyli dużo śmiechu [ZDJĘCIA]
*Najlepsza jednostka OSP w woj. śląskim ZAGŁOSUJ W PLEBISCYCIE FINAŁOWYM