Sokół Łańcut myśli o awansie do ekstraklasy
- Dlaczego nie mielibyśmy awansować do ekstraklasy w tym sezonie - mówi Jerzy Koszuta, koszykarz 1-ligowego Sokoła Łańcut
Wygrywacie w sobotę z Legią i droga do wygrania fazy zasadniczej stoi otworem.
Pewne jest, że ewentualna porażka bardzo bym utrudniła osiągnięcie tego celu. Mamy tyle samo punktów, co Legia, a w dalszej części sezonu mecz ze Spójnią, trudne wyjazdy do Inowrocławia, Leszna. W tej sytuacji w sobotę trzeba koniecznie wygrać.
Kto ma szerszy, mocniejszy na papierze skład?
Jednak Legia. Tam są gwiazdy ligi, ale jak jest sporo tak zwanych nazwisk, to trener miewa problemy z podziałem minut na boisku. Nie każdy może grać tyle, ile by chciał, i atmosfera wtedy się zagęszcza. Z drugiej strony zespół z Warszawy wygrał kilkanaście meczów pod rząd, więc chyba nie ma tam teraz tego problemu.
W Sokole nikt nie narzeka na to, ile gra?
Raczej nie. U nas z czasem wszystko zostało poukładane, każdy wie, jaką rolę pełni w drużynie. To nie znaczy, że zawodnik, który zwykle gra zwykle mniej, nie może zostać w następnej kolejce zawodnikiem meczu.
Gdyby nie kontuzje, Sokół pewnie nadal byłby liderem tabeli, z przewagą nad Legią. Jak się przedstawia sytuacja zdrowotna zespołu. Co z Sebastianem Szymańskim czy Alanem Czujkowskim?
Alan już normalnie trenuje. Sebastian też się rusza, biega, ale gdy jest mocniejszy, kontaktowy trening, to jeszcze nie udziela się na sto procent. Musi uważać. Reszta zespołu jest zdrowa, choć trudy sezonu robią swoje i pojawiają się jakieś drobne urazy, sprawy przeciążeniowe. Ale generalnie jest o wiele lepiej, niż tydzień, dwa temu, gdy chwilami ciężko było na treningu o dwie piątki zawodników na chodzie.
W Bydgoszczy zasypaliście Astorię rzutami za trzy. Na treningu nadal wpadają?
Na treningu zwykle prawie wszystko wpada (śmiech). Gra o punkty, to inna para kaloszy. Fajny mecz nam wyszedł w Bydgoszczy i bardzo dobrze, bo trzy porażki z rzędu, to byłaby przesada. Podbudowaliśmy się, ale doskonale wiemy, że teraz poprzeczka pójdzie w górę. Z Legią o czyste pozycje będzie trudniej. Będziemy często rzucać pod presją rywali, czasu i tak dalej.
W pierwszej rundzie, w Warszawie, wygraliście.
Tak, ale Legia miała wtedy problemy z formą. Później doszło tam do roszad kadrowych i dziś to trochę inny zespół. Dowodem jest właśnie ta seria zwycięstw. Myślę, że nie będziemy faworytem, ale gramy u siebie, więc myślimy pozytywnie. Trzeba wygrać. Dwa mecze na plus z Legią dałyby nam przewagę psychologiczną przed fazą play off. Daleko do niej, ta część rozgrywek rządzi swoimi prawami, ale jednak zawsze lepiej mieć tę przewagę parkietu.
Sokół w weekend gra prestiżowy mecz w lidze, a Miasto Szkła, beniaminek ekstraklasy, wystąpi Final Eight Pucharu Polski. Nie zazdrościsz trochę kolegom z Krosna?
Tak bym tego nie nazwał. Po prostu podziwiam ich wyniki, to, jak sobie radzą. Zbudowano tam ciekawy zespół, trafiono z transferami. Fajnie, że mamy kolejne miasto na Podkarpaciu, które zaistniało w PLK. Ja kibicuję Miastu Szkła.
Może kiedyś przyjdzie też kolej na Łańcut.
Może już w tym sezonie. Nie kryjemy, że chcemy zostać mistrzami fazy zasadniczej, a potem powalczyć o najwyższy cel. Dlaczego miałoby się nie udać. Sportowo nas na to stać. Kwestia budowy budżetu na ekstraklasę, to już inna sprawa.
Wracając do Legii, wygrane z nią smakują pewnie tym bardziej, że, jakby nie patrzeć, wygrywa miasteczko siedemnastotysięczne z miastem liczącym sto razy więcej ludzi.
Coś w tym jest. Ale dla nas to nie nowość. Zwykle gramy z drużynami z dużo większych miast, mierzymy się z klubami mającymi kilka razy większe budżety, ale jakoś dajemy radę. To jest właśnie cały Sokół.
W sobotę hala będzie pękać w szwach.
O frekwencję, doping jestem spokojny. Kibice na pewno dodadzą nam skrzydeł. Zapraszam na mecz. Będzie się działo.