„Sonda” zamiast sondaży! [komentuje Adam Willma]
Ponieważ od lat należę do (rosnącej w siłę!) grupy polskich beztelewizorowców, w dyskusję o telewizji włączam się z pewną taką nieśmiałością, a w sprawie ostatnich zmian w TVP milczę dyskretnie - nie bez satysfakcji, widząc gorączkę kolegów po piórze.
Za sprawą uciętego przewodu jestem całkowicie odporny na jakąkolwiek propagandę. Nie żebym zerwał więzy z telewizją całkowicie - śledzę poczynania moich kablowych kolegów via internet, a podczas wyjazdów pochłaniam ruchome obrazki niczym popcorn - żeby lepiej zrozumieć pop-świat wokół.
Pojawiła się jednak niedawno informacja, pierwsza taka bodaj od piłkarskich mistrzostw świata, która sprawiła, że o elektronicznym pudełku na kredensie zacząłem myśleć z niejaką ckliwością.
„Sonda”! Wraca „Sonda”!
W otchłani kabaretonów, w ciemnym tunelu z serialami pojawia się nagle światło. Najwyższej próby program o nauce. To właśnie w „Sondzie” oglądanej w czarno-białych neptunach zobaczyliśmy po raz pierwszy hipernowoczesny wynalazek - płytę kompaktową, dzięki „Sondzie” dowiedzieliśmy się o cyfrowym świecie i mieliśmy okazję zajrzeć do nowoczesnych zachodnich fabryk. A wszystko to za sprawą dwóch kompetentnych facetów z darem do prostego przedstawiania spraw naprawdę trudnych. W TVP1 ponoć niezłe zamieszanie, ale w Dwójce Maciej Chmiel zaczął - hmm - dobrą zmianę.
Po czasie naszły mnie wątpliwości. „Sonda” była programem z innego świata - który nie gonił, nie był narażony na zarzuty lokowania produktów. Który mógł sobie pozwolić na nieumizgiwanie się do widza i nieliczenie się ze słupkami oglądalności.
Panowie Kamiński i Kurek zginęli w wypadku w 1989 roku. Od tego czasu bardzo się wszyscy zmieniliśmy, wyprała nas polityka, pieniądz i pop-kultura. Słupki oglądalności „Sondy” pokażą, do jakiego stopnia.