Sośno jakby wracało z zaświatów [zdjęcia]
W Sośnie wczoraj o godz. 12.40 włączono prąd. Bez prądu jest nadal 60-70 procent wsi w tej gminie.
Centrum Sośna. Urząd gminny otoczony z jednej strony biało-czerwoną taśmą, bo mogą spaść dachówki. Brakuje ich też na świeżo odnowionym kościółku. Szkoła też w taśmach, również tzw. boisko wielofunkcyjne, bo z jednej strony wichura zwaliła dwa potężne dęby, z drugiej grab. Tomasz Paliga tnie drzewo piłą na plastry.
- Panie, nasz dom wytrzymał, ale wiele innych nie. Piekło przeżyliśmy. Noc, wyje tak, że własnego krzyku nie słychać, jasno non stop od piorunów. Jak długo to trwało? Nie wiem. Chyba wieczność.
Przed urzędem gminy terkocze agregat. Nie ma prądu. Jeden przedłużacz podciągnięto od agregatu do wnętrza budynku, drugi leży przy schodach. Przychodzi urzędniczka, by naładować telefon komórkowy. Ale zasięg i tak nie był wczoraj najlepszy. Słabo z siecią plusa. Żeby rozmawiać, najlepiej wyjść z urzędu.
- Piąty dzień jesteśmy bez prądu - mówi wójt Leszek Stroiński. - Dla piekarni trzeba było już w sobotę znaleźć agregat, by mogła wypiekać chleb. Najważniejsze, że można już do nas dojechać. Wie pan, że w naszym powiecie sępoleńskim poszło ponad 2 tysiące drzew przy drogach powiatowych? Wokół Sośna chyba najwięcej. Byliśmy odcięci od świata. Dzięki sprawności służb, zwłaszcza strażaków, tylko przez 24 godziny. Nie działały też telefony. Na szczęście szybko uporaliśmy się z dostawą wodą, choć borykamy się z awariami naszych hydroforni. Ale dajemy radę. Gorzej ze szkodami, które wichura poczyniła w budynkach. Uszkodzonych zostało ponad 400 mieszkalnych i jeszcze raz tyle gospodarczych. A jesteśmy przecież niewielką gminą. 5100 mieszkańców. Nie ma chyba takiej drugiej w Polsce, która w tej nawałnicy tyle straciła co nasza.
Obok urzędu, po drugiej stronie ulicy, rozwalona doszczętnie murowana stodoła. - Belka dachu spadła na narożnik domu mieszkalnego, wichura złamała też obok potężny świerk - mówi pani Mariola. - Uprzątnęliśmy już sporo. Ale pracy jeszcze wiele.
Ruszam nieco w stronę obrzeży Sośna. Próbuję zliczyć uszkodzone dachy. Sporo ich. I wiele powalonych drzew. Jadę też w stronę Zielonki, Olszewki, Obodowa - kierunek: Sępólno Krajeńskie, i w drugą stronę - do Rogalina. Więcej ludzi spotykam na dachach, niż przed domami. Starają się zabezpieczyć przed deszczem.
Ale są i budynki mieszkalne, których powiatowy inspektor nadzoru budowlanego po nawałnicy nie pozwolił zasiedlić. Przykładem pałacyk w Olszewce. Mieszkało w nim pięć rodzin. Dla kilku trzeba było znaleźć lokum zastępcze.
- Takich domów nie do zamieszkania mamy więcej - mówi Piotr Dobrzański, sekretarz gminy. - Niestety, są i tacy mieszkańcy, którzy upierają się i chcą zostać na swoim. Jedną panią musieliśmy, ze względu na zagrożenie budowlane, wyprowadzić z policją siłą. Wyprowadziliśmy, a ona i tak wróciła na swoje.
- Dziś prąd dotarł już do 30- 40 procent miejscowości w naszej rolniczej gminie - mówi wójt Stroiński. - Ale jego brak najbardziej uderzył w gospodarstwa. Krowy, świnie potrzebują karmy. Czyli podłączonej do prądu sieczkarni. Dlatego dzięki współpracy ze strażą pożarną otrzymaliśmy dwa mobilne agregaty z Koszalina i Szczecina. Z pełną obsługą. Zabezpieczamy dla tych strażaków tylko hotel i posiłki.
O godz. 12.40 w urzędzie gminy wyłączono agregat. - Pewnie dlatego, że za 20 minut ma przyjechać wojewoda - ktoś powiedział z przekąsem.
I wojewoda kujawsko-pomorski przyjechał. Czego najbardziej brakuje w gminie? Okazało się, że plandek. Potrzeba ich jeszcze co najmniej sto. I będą.
W Rogalinie u Pachotów wichura zniszczyła budynek dawnej owczarni. 50x12 metrów. Oborze też się dostało. W domu mieszkalnym wyrwało okna. - Ale - mówi pan Tadeusz - przeżyliśmy. To najważniejsze.