Sowiecki „doradca” Lew Sobolew z NKWD (pierwszy z prawej)
Jednym z najtrwalszych propagandowych kłamstw komunistycznych, które przetrwały rozpad bloku sowieckiego, jest mit o wyzwoleniu Europy Środkowo-Wschodniej przez Armię Czerwoną
Kraków został zajęty przez Armię Czerwoną 18 stycznia 1945 r. W PRL była to jedna z najważniejszych dat w kalendarzu rocznicowych uroczystości. Nawet po 1989 r. długo nie mogliśmy się wyzwolić z poddańczego wobec Moskwy peregrynowania pod pomniki wdzięczności czy na wojenne cmentarze. Część urzędników, samorządowców i polityków nadal składa wiązanki jako wyraz wdzięczności dla krasnoarmiejców. Podkreślają przy tym: czy to nie dzięki Armii Czerwonej z ulic Krakowa zniknęli Niemcy, skończyły się łapanki, represje, śledztwa na Pomorskiej, wywózki do obozów? Czy to nie oni zajęli Auschwitz, przynosząc wolność pozostałym tam po ewakuacji obozu więźniom?
Tak stawiane pytania są świetnym przykładem, jak prawda może służyć uzasadnieniu kłamstwa. Bowiem tylko wyciągnięcie tych wydarzeń z ogólnego kontekstu działań sowieckich pozwala na tak wykoślawione spojrzenie na powojenną rzeczywistość. To prawda, że Armia Czerwona zajęła KL Auschwitz, ale wkrótce obóz zaczął wypełniać się nowymi więźniami. KL Auschwitz – jeńcami niemieckimi, Birkenau także ludnością rodzimą ze Śląska, a filia w Jaworznie jeszcze przez dekadę była obozem pracy, w którym komuniści więzili między innymi Ślązaków, Łemków, Ukraińców (nie tylko tych z UPA), a potem młodocianych więźniów politycznych – wśród nich chłopców z organizacji niepodległościowych. Polska pokrywała się siecią obozów i więzień NKWD, do których trafiali żołnierze Armii Krajowej i działacze Polskiego Państwa Podziemnego – czyli żołnierze Wojska Polskiego i reprezentanci konstytucyjnych władz polskich.
Armia Czerwona pokonała III Rzeszę, a to, że zniewoliła przy okazji pół Europy, to nic nie znaczy…
Niemieckiego okupanta na ulicach Krakowa zastąpili żołnierze sowieccy, dopuszczający się rabunków, gwałtów, zachowujący się jak na terenie podbitym. Zamiast Gestapo działaczy niepodległościowych zatrzymywało NKWD. W piwnicach torturowali ich już nie Niemcy, ale Sowieci, a później rodzimi komuniści. Mrocznym symbolem Krakowa przestała być Pomorska, a zaczął być sąsiedni plac Inwalidów – siedziba UB, w której główną rolę w pierwszych latach powojennych odgrywali sowieccy „doradcy”.
Między wolną Rzeczpospolitą a Polską „ludową”
Wkroczenie Armii Czerwonej na ziemie Polski pozwoliło wyprzeć z nich Niemców, ale wyzwolenia nam nie przyniosło. Ze wschodu nadszedł nowy totalitaryzm i nowa niewola. Odmienna od niemieckiej, ale znana już polskiej ludności kresowej. Ta powojenna niewola tylko w pierwszej fazie mówiła innym językiem i ubrana była w obce mundury. Przez kolejne lata władali nami rodzimi komuniści, pacyfikowały służby mundurowe z orzełkami na czapkach (tyle że bez korony), a aparatczycy działający wbrew polskiemu interesowi narodowemu, oddani służbie sowieckiego imperium występowali na tle biało-czerwonych flag. Ich przeciwnikiem nie byli już wszyscy Polacy, jak za okupacji niemieckiej, ale ci, którzy chcieli wolności i suwerenności albo idee te reprezentowali. Z władzą komunistyczną łatwiej więc było się ułożyć.
Nie zmienia to jednak faktów podstawowych – Sowieci pozbawili Polskę niezależności, odebrali jej połowę przedwojennego terytorium (kontrargument o uzyskaniu ziem północnych i zachodnich niewiele tu zmienia), rozbili jej legalne władze – przywódców Polskiego Państwa Podziemnego skazując w pokazowym procesie w Moskwie, niszczyli Wojsko Polskie w konspiracji, czyli Armię Krajową, narzucili system polityczny i władzę zależną od Kremla. Jeśli więc zajrzymy do Słownika Języka Polskiego, nie będziemy mieli wątpliwości, co zrobili Sowieci w 1944 i 1945 r. Wystarczy przeczytać definicję słowa podbój: zdobycie cudzych terytoriów w walce zbrojnej i narzucenie władzy ludności zamieszkałej na tych terytoriach.
Warto zatem pamiętać, że uczestnicząc w uroczystościach 18 stycznia działamy w rytm sowieckiej propagandy. Uznajemy, że spuścizna Stalina i Bieruta jest dla nas ważniejsza niż tradycja wolnej Rzeczypospolitej. Dajemy dowód na to, że zniewolenie Polski sprzed 76 lat jest zjawiskiem, z którym nie tylko się pogodziliśmy, ale które akceptujemy. Stwierdzamy tym samym: nie widzimy problemu w tym, że w Moskwie w procesie pokazowym skazany został wicepremier konstytucyjnego rządu polskiego, który następnie zmarł lub został zamordowany w sowieckim więzieniu; że wraz z nim skazano kilkunastu polityków kluczowych dla funkcjonowania polskiej władzy pod niemiecką i sowiecką okupacją. Nie przeszkadza nam, że po tym samym procesie do sowieckiego więzienia trafił zwierzchnik polskich sił zbrojnych w konspiracji, zamordowany w Wigilię 1946 r. Zaś w szerszej perspektywie zapominamy o sowieckich działaniach z końca lat 30., czyli Operacji Polskiej NKWD, o Zbrodni Katyńskiej, pierwszej okupacji Kresów, ofiarach Armii Czerwonej z lat 1944–1945 i ofiarach komunizmu z lat późniejszych. Udajemy, że nie dostrzegamy, iż działania z 1944 i 1945 r. były naturalną kontynuacją imperialnych dążeń bolszewików z lat wojny 1919–1921, dążących do likwidacji „polskiego przepierzenia” blokującego ekspansję komunizmu do Europy Zachodniej…
Historia jako element bieżącej polityki
W dzisiejszej polityce coraz większą rolę odgrywa tzw. soft power, jej elementem jest polityka i propaganda historyczna. Różnica polega na tym, że polityka historyczna opiera się na historycznej prawdzie. Z dziejów własnych, innych państw i narodów wybieramy elementy, które są dla nas ważne i z nich budujemy narodowe legendarium, wokół nich konstruujemy opowieść o sobie. Słowem, polityka historyczna jest sztuką wykorzystywania historycznych argumentów w działaniach politycznych, między innymi dla budowy narodowego i państwowego wizerunku. Propagandę wykorzystuje się w tym samym celu, bazuje ona jednak na kłamstwie.
Takim kłamstwem budowanym przez Stalina była teza o wyzwoleniu Europy. W 1939 r. zawarł pakt z III Rzeszą, w konsekwencji którego 17 września zaatakował Polskę. Sowieci współodpowiedzialni za wybuch II wojny światowej, będący w tym czasie najważniejszym militarnym sojusznikiem Hitlera, już wtedy realizując swoje imperialne plany i zagarniając ziemie II Rzeczypospolitej, posługiwali się propagandowym kłamstwem o konieczności ochrony zamieszkujących polskie terytorium Ukraińców i Białorusinów oraz uwalnianiu ludu polskiego od wojny. Podobną retorykę zastosowali, gdy wojna się kończyła – dokonując podboju Polski, a także całej Europy Środkowo-Wschodniej, głosili, że ją wyzwalają.
W dzisiejszej propagandzie rosyjskiej ten mit jest podtrzymywany i ma olbrzymie znaczenie. Tylko w ten sposób Moskwa może udawać, że nie ponosi odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej i usuwać w cień własne zbrodnie – nie tylko z lat leninowskich i stalinowskich, ale także późniejszych.
Świetnie ilustruje ten sposób narracji wypowiedź Stalina do komunisty jugosłowiańskiego Milovana Dżilasa, gdy ten zwracał uwagę na zachowanie krasnoarmiejców w Jugosławii, na kradzieże i gwałty, których się dopuszczali. Sowiecki satrapa miał odpowiedzieć: „…wyobraźcie sobie kogoś, kto bił się od Stalingradu do Belgradu […] cóż jest tak odrażającego w tym, że po takich okropnościach zabawi się z kobietą? […] Trzeba rozumieć żołnierza. Czerwona Armia nie jest idealna. Ważne jest, że bije się z Niemcami – i bije się dobrze, a reszta nic nie znaczy”.
Podtrzymywane kłamstwo o wyzwoleniu Europy bazuje właśnie na tej nieprawdziwej tezie – ważne, że Armia Czerwona pokonała III Rzeszę, a to, że zniewoliła przy okazji pół Europy, to nic nie znaczy…
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.