"Spadające gwiady", czyli okruchy z kosmosu znalezione w Bieszczadach
Patrząc w rozgwieżdżone niebo niejednokrotnie widzimy jasne rozbłyski. To tak zwane „spadające gwiazdy”. Najczęściej są to pozostałości planetoid, asteroid i komet. Podczas ich obserwacji zwyczajowo wypowiadamy życzenie. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, że „kosmiczni wędrowcy” często kończą swoją międzygalaktyczną podróż na naszych podwórkach. Wie o tym Waldemar Witkowski z Olchowca w Bieszczadach, który przyciąga je do siebie jak magnes.
Witkowskiego zna każdy szanujący się bieszczadzki turysta. Pod Połoniną Wetlińską prowadzi Galerię nad Berehami, gdzie rzeźbi i sprzedaje bieszczadzkie pamiątki. Jedną z jego pasji jest astronomia, o co raczej nikt go nie podejrzewa. A jednak stał się już specjalistą w tej dziedzinie.
Od pewnego czasu u podnóża połonin odnajduje meteoryty. Zebrał ich już sporą kolekcję. Ma też teorię na temat tego, czym są te kosmiczne okruchy i dlaczego akurat tutaj spadły. Opowiedział nam jak je znajduje, i jak zrodziło się jego zamiłowanie do astronomii.
- O tym, że je znajduję decyduje pewien zasób wiedzy i spostrzegawczość. Gdybym wcześniej nic nie wiedział o meteorytach, astronomii, to na pewno nie podniósłbym tych kamieni. Natomiast moja wiedza wzięła się z nieuctwa. Bo ja szkoły w zasadzie żadnej nie mam - przyznaje szczerze Waldemar Witkowski. - Miałem jednak na szczeblu szkoły podstawowej fajnych nauczycieli, którzy potrafili we mnie zaszczepić ciekawość do świata. Interesuje mnie wszystko, również astronomia. Idąc po wodę do pobliskiego ujęcia, patrzę pod nogi. Wiem, czego szukać i to znajduję. Dlaczego właśnie akurat tu w Bieszczadach? Mam na to swoją teorię.
Spadł nad połoninami deszcz meteorytów
9 czerwca 1866 roku około godziny 17 na pograniczu Ukrainy i Węgier na niebie dostrzeżono kulę ognia, która wybuchła nad miastem Knyahinya (Ukraina). Według świadków na okolicę spadł deszcz kamieni. Węgierska Akademia Nauk skierowała w ten rejon specjalną komisję. Znaleziono wiele odłamków „spadającej gwiazdy”. Największy waży około 279 kilogramów. Można go obecnie oglądać w Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu. Meteoryt Knyahinya jest drugim największym kamiennym meteorytem europejskim.
- Uważam, że meteoryty, które odnajduję, to głównie pozostałości meteorytu Knyahinya. Wskazuje na to trajektoria przelotu. Zanim wybuchł nad Ukrainą i Węgrami, przeleciał nad połoninami. W prostej linii to niespełna 100 kilometrów. W trakcie przelotu odpadały od niego drobiny, które odnajduję. Swoje znaleziska konsultowałem ze specjalistami. To na pewno meteoryty, choć w jednym przypadku dotyczącym meteorytu kamiennego, są pewne wątpliwości - tłumaczy Witkowski.
Najwięcej krąży między Jowiszem i Marsem
- Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że to, co dociera na ziemię, to pierwotnie meteoroidy. Najczęściej pozostałości po planetoidach powstałych podczas kształtowania Układu Słonecznego. Ich największa ilość krąży między Jowiszem i Marsem. Wśród nich nimi dochodzi do kolizji, które powodują wypadnięcie z orbity. Wtedy niektóre z nich wchodzą w kurs kolizyjny z Ziemią. Gdy wpadną w jej atmosferę, spalają się. Ich świetlne ślady nazywamy meteorami. Natomiast okruchy, które docierają na powierzchnię naszej planety, nazywamy meteorytami - wyjaśnia Witkowski.
Artysta i miłośnik astronomii swoje znaleziska trzyma w niewielkim pudełku.
- Proszę popatrzeć na ich budowę i skład. Tutaj można zaobserwować nawet małe diamenciki - opowiada z pasją, patrząc na swoje znaleziska przez lupę. Niektóre z nich przyciąga magnes, inne nie, choć wyglądają podobnie. Widocznie żelazo rozłożyło się w nich nierównomiernie - tłumaczy.
W bezchmurną noc wypatruje gości z nieba
Witkowski zamierza nadal szukać tego, co spada z nieba. Przed swoją galerią każdej bezchmurnej nocy wypatruje „gości z kosmosu”. Zachęca też do tego innych. Można to zrobić włączając się między innymi do Polskiej Sieci Bolidowej. Nie potrzeba do tego wiedzy naukowej. Wystarczy chęć, a dodatkowym atutem będzie aparat fotograficzny.
Obserwacja polega na zrobieniu zdjęcia nocnego nieba. Zarejestrowane na nim ślady przelotów samolotów lub innych obiektów są eliminowane. Pozostaje jedynie charakterystyczny ślad meteoru. Następnie wystarczy przesłać zdjęcie do PSB, gdzie zostanie przeanalizowane przez specjalistów.
- Polska Sieć Bolidowa to projekt naukowy realizowany od 2004 roku przez Pracownię Meteorów oraz Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Głównym zadaniem jest rejestracja meteorów nad terytorium Polski, wyznaczanie ich trajektorii oraz miejsc spadków. Według dostępnych danych, dzięki miłośnikom astronomii, tylko w latach 2011 - 2015 zarejestrowano 215 tysięcy przelotów. Dla 25 tysięcy udało się wyznaczyć trajektorię i orbity.
Na meteorytach można też nieźle zarobić. W zależności od rodzaju i wielkości ceny wahają się od 50 zł za gram do nawet 4 tysięcy. Ich wartość można podwoić tnąc je na plastry i tworząc biżuterię.