Spektakle przyklepywania, czyli 11 zjazdów PZPR
29 czerwca 1986 roku rozpoczął się X zjazd PZPR Po nim odbył się jeszcze tylko jeden, na którym ostatecznie rozwiązano partię. Rozmowa z prof. Tomaszem Gąsowskim, historykiem z UJ, w 1989 r. członkiem Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarności”.
- Było ich jedenaście. Jaką rolę pełniły w okresie PRL?
- Ceremoniału.
- Nic więcej?
- Gdy chodzi o istotę rzeczy, czyli o to, czy w czasie obrad zapały ważne decyzje, to odpowiedź jest jedyna - nie! Na nich przyklepywano to, co wcześniej zostało ustalone. W czasie zjazdów nie podejmowano rzeczywistych decyzji o tym na przykład, kto stanie na czele PZPR i wejdzie w skład kierowniczych struktur partii, z Biurem Politycznym i Komitetem Centralnym na czele. Poza sloganami nie określano polityki krajowej i zagranicznej czy stosunku do Kościoła.
- IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR w lipcu 1981 r. był chyba wyjątkiem od tej reguły?
- Tak, choć w żaden sposób nie można uznać go za przełomowy, m.in. dlatego, że pozycja partii była wówczas słaba. IX Zjazd był jednak odmienny. Po raz pierwszy dyskusja nie była wyreżyserowana, a delegatów nie wyznaczyło kierownictwo partii. Na 1962 delegatów ponad 90 proc. nie uczestniczyło w poprzednich zjazdach partii, a 30 proc. należało równocześnie do „Solidarności”. O podziałach wśród delegatów było głośno.
- I wybory do Komitetu Centralnego były tajne.
- To było wyjątkowe w dziejach PZPR. „Wycięto” w nich zarówno większość partyjnych liberałów, jak i twardogłowych, czyli tzw. beton.
- Większość 200-osobowego KC niczym szczególnym się nie wyróżniała.
- Takie były skutki cięcia „po skrzydłach”, czyli wśród liberałów i betonu. Dodam, że w KC po IX Zjeździe liczne było grono wojskowych.
- W 1981 r. - też po raz pierwszy - odbyły się wybory I sekretarza KC PZPR.
- I sporo wskazuje na to, że nie były wyreżyserowane, a jeśli nawet były, to Kazimierz Barcikowski zdobył 568 głosów, czyli 30 proc. Stanisław Kania wygrał zdecydowanie (1311 głosów). We wcześniejszych zjazdach z góry było wiadomo, kto stanie na czele PZPR. „Wybory” poprzez aklamację odbywały się począwszy od Kongresu Zjednoczeniowego (I zjazdu) w grudniu 1948 r., gdy przewodniczącym KC PZPR został okrzyknięty Bolesław Bierut. Na jedenaście zjazdów PZPR charakter ceremoniału miało dziesięć, kończąc na ceremonialnym wyprowadzeniu sztandaru partii w styczniu 1990 r.
- W innych krajach bloku sowieckiego było podobnie.
- Naturalnie. Zjazdy wszędzie miały podobny przebieg. Zawsze uczestniczyły w nich, owacyjnie witane, delegacje z „bratnich krajów”, na czele z przywództwem sowieckim.
- Nie licząc IX Nadzwyczajnego Zjazdu, delegaci zawsze byli „przywożeni w teczkach”?
- Mechanizm był w zasadzie ten sam. Góra partyjna ustalała listę ludzi, którzy mieli uczestniczyć w zjazdach. Przez aklamację lub fikcję wyborczą delegatami zostawali ludzie pewni, wierni i oddani partii. W zamian mogli oni czuć się elitą PZPR-owską. Sporo trwało też przygotowanie do zjazdów.
- Bo też komuniści traktowali je niczym przedstawienie, które miało działać na wyobraźnię Polaków.
- I trzeba przyznać, że byli w tych działaniach dość sprawni, zwłaszcza wraz z rozwojem telewizji. Choć nie można zapominać, że gdy trwały zjazdy, ówczesne media niemal o niczym innym nie informowały. Przez wiele dni przed, w czasie obrad, a potem i po, Polacy byli bombardowani wiadomościami o zjeździe. Były też czyny przedzjazdowe, inwestycje otwierane krótko przed zjazdem, dla jego uhonorowania. Polacy mieli się dowiedzieć, jak bardzo władza się o nich troszczy, jakie ma plany na przyszłość.
- Do partii pod koniec lat 40. należało ok. 1,4 mln osób, pod koniec kierowania nią przez Władysława Gomułkę - 2,3 mln. W końcówce rządów Gierka - rekordowe ponad 3 mln ludzi. Gdy partia schodziła ze sceny, nadal miała ponad 2 mln. Czy dla członków PZPR zjazdy były ważnymi wydarzeniami?
- Dla części tak, podobnie jak dla części ich rodzin.
- A dla Polaków?
- Komuniści wiedzieli, że dla reszty Polaków niewiele one znaczyły. Mieli świadomość, że wyraźna większość społeczeństwa ma odmienne poglądy, a zjazdy partii wielu obchodzą tyle co zeszłoroczny śnieg. Ale starali się jednak wykorzystać je do propagowania „moralno-politycznej jedności narodu”. Machina propagandowa „młóciła” o tym, jak wybitne jest nowo-stare przywództwo partii, jakim mężem opatrznościowym jest I sekretarz „wybrany” przez delegatów...
- W połowie 1986 r. odbył się X Zjazd. Czy jego uczestnicy mogli przeczuwać, że PZPR czeka dość szybki kres?
- Jeżeli już, to wyłącznie bardzo nieliczna grupa najbliższych współpracowników gen. Wojciecha Jaruzelskiego mogła taki scenariusz zakładać. Proszę pamiętać, że od 1983 r. rzetelnie pracował CBOS, ośrodek badający opinię publiczną, kierowany przez płk. Stanisława Kwiatkowskiego. Dzięki jego pracy wąskie kierownictwo partii wiedziało, że PRL stoi nad przepaścią. Ponadto wśród funkcjonariuszy służb specjalnych nie brakowało niezłych analityków i autorów rozsądnych i celnych prognoz, którzy sugerowali, że zjazd w 1986 r. może być dla komunistów „bojem już ostatnim”. XI Zjazd był już tylko pogrzebem partii.
WIDEO: Karol Estreicher - polski obrońca dzieł sztuki
Źródło: Dzień Dobry TVN, x-news