Triumf Stelmetu. Rywal był bez szans. Powrót Filipa Matczaka
Przed meczem mieliśmy kłopoty. Od kilku dni wiadomo, że Przemysław Zamojski po złamaniu kości śródręcza jest wyłączony na kilka tygodni. W sobotę okazało się, że z powodu drobnych urazów, czyli kłopotów przeciążeniowych nie zagrają Thomas Kelati i Nemanja Djurisić. Obaj byli w składzie, siedzieli na ławce i pewnie gdyby trener Artur Gronek musiał sięgnąć po nich, to pojawiliby się na parkiecie. Na szczęście nie musiał. Wydarzeniem był powrót po czterech latach Filipa Matczaka. To świetne posunięcie szefostwa klubu, a jak ważna jest obecność w składzie wychowanków świadczy to jak kibice powitali Filipa. Można liczyć, że wychowanek Zastalu odpłaci się dobrą grą i wspólnie z kolegami będzie świętować mistrzostwo.
Wracając do sobotniego meczu. My mieliśmy kłopoty z kontuzjami, a dla akademików cały ten sezon to jeden wielki kłopot. Wydawało się, że zmontowali niezły zespół i zatrudnili młodego, ambitnego trenera. Piotr Ignatowicz został niedawno urlopowany, co w sumie oznacza dymisję, zakontraktowani obcokrajowcy okazali się słabsi niż zakładano. Asystent Ignatowicza, Kamil Sadowski usiłuje więc dograć sezon z możliwie najmniejszymi stratami.
W Zielonej Górze, co przyznał po meczu szkoleniowiec, jego zespół nie miał szans. To był mecz z gatunku tych ,,które muszą się odbyć”. Gospodarze, mimo osłabienia byli zbyt silni dla gości. Oni walczyli ambitnie, próbowali i nie można powiedzieć,że, położyli się na parkiecie”, ale nie byli w stanie nic więcej zdziałać.
W tym układzie nikt nie przejmował się szalejącym pod koszami centrem koszalińskim Darrelem Harrisem. Amerykanin już do przerwy miał double-double (po dziesięć zbiórek i punktów), a mecz zakończył bardzo dobrym wynikiem 14 punktów i 16 zbiórek. W takim meczu tragedią też nie jest, że goście wygrali zbiórki 41:37. Musi natomiast nieco martwić, po podkreślał po spotkaniu trener Gronek, że gospodarze zmarnowali aż osiem z 18 rzutów osobistych (zaledwie 55,6 procent celności). Wymieniając indywidualne rezultaty nie sposób nie wspomnieć o 12 asystach Łukasza Koszarka, który pięknie rozdzielał piłki. Matczak grał ponad 20 minut, zaliczył trójkę wzbudzając aplauz na widowni, miał trzy zbiórki i dwie asysty. Widać było, że dopiero wkomponowuje się w system gry Stelmetu i może sporo dać ekipie.
Jak wspomnieliśmy był to mecz, który trzeba zaliczyć, ale nikt w hali CRS się nie nudził. Zielonogórzanie walczyli, nie zwalniali i do pewnego momentu, śrubowali wynik, a AZS niewiele mógł zrobić. W 37 minucie było 78:51. Trener Gronek dał wtedy pograć tym, którzy mają ku temu mało okazji. Wynik nie był najważniejszy, więc AZS zmniejszył różnicę i wyjechał z Zielonej Góry unikając klęski. Wszyscy byli więc zadowoleni.
Historia tego meczu jest bardzo krótka. Wynik otworzył trójką Jarosław Mokros i do końca Stelmet już prowadził. Goście starali się odgryzać. Na deskach rządził wspomniany Harris. AZS próbował, potrafił nawet zaliczyć moment w którym zdobył kolejno siedem punktów, ale to dawało mu dojście Stelmetu na odległość dziesięciu ,,oczek”. Na więcej gospodarze już nie pozwolili. Podkręcali tempo i szybko pozbawiali gości złudzeń. Wygrali wysoko, spokojnie, pewnie i efektownie. Teraz przed zielonogórzanami mecz w Gdyni z Asseco. Do tematu wrócimy.
Kwarty: 25:14, 16:12, 21:19, 17:15
Stelmet BC: Gruszecki 19 (4), Moore 11 (1), Dragicević 11, Mokros 8 (1), Koszarek 7 oraz: Florence 9 (1), Hrycaniuk 11, Matczak 3 (1), Der i Zywert po 0.
AZS: Harris 14, Zalewski 10 (2), Manigault 9 (1), Nelson 3 (1), Stelmach 2 oraz:Millage 11 (1), Wall i Johnson po 4, Wadowski 3, Wrona, Nowakowski 0.
Sędziowali: Jakub Zamojski (Wrocław), Dariusz Lenczowski (Kraków), Tomasz Tybor (Lublin).
Widzów: 3.143