Tysiące członków pomorskich spółdzielni mieszkaniowych podpisało się pod ogólnopolskim protestem ws. nowelizacji ustawy o spółdzielczości.
Od kilku tygodni w wielu spółdzielniach mieszkaniowych nie tylko na Pomorzu, ale i w całej Polsce panuje duże poruszenie. Wszystko w związku z zaproponowanym przez Kukiz’15 projektem radykalnej nowelizacji ustawy Prawo spółdzielcze.
„Ta propozycja to koniec spółdzielni” - mówią ich przedstawiciele i członkowie. „To próba zwiększenia transparentności tych instytucji i usunięcia wielu patologii w nich funkcjonujących, jak chociażby piastowanie funkcji prezesa przez jedną osobę przez 20-30 lat” - odpowiadają autorzy projektu.
Do piątku w pomorskich spółdzielniach zbierane były podpisy pod ogólnopolskim protestem przeciwko wspomnianemu projektowi nowelizacji. Zapis, który budzi najwięcej kontrowersji, dotyczy tego, że w nieruchomości, gdzie ponad 20 proc. lokali ma odrębną własność, obligatoryjnie tworzone byłyby wspólnoty mieszkaniowe, nawet bez pytania o zdanie pozostałych mieszkańców.
- To zamach na spółdzielnie! - mówi Marek Majchrzak, zastępca prezesa zarządu SM Chełm, która pod protestem zebrała ponad 1,5 tys. podpisów. - W regulaminie naszej i większości innych jest zapis, że lokatorzy własnościowi mogą, jeśli chcą, przekształcić się we wspólnotę, jeśli jest ich ponad 50 proc. Takie struktury się zdarzają, ale mieszkańcy nie robią tego, bo w ramach spółdzielni jest im po prostu lepiej. Żeby ocieplić chociażby jeden blok na ul. Witosa taka wspólnota musiałaby zbierać pieniądze przez 15 lat przy dzisiejszych przeciętnych stawkach na fundusz remontowy.
- U nas podpisało się ponad 230 osób. Mieszkańcy zdają sobie sprawę, że te zmiany są dla nich niekorzystne, prywatni zarządcy wspólnot dążą w pierwszej kolejności do maksymalizacji zysków - mówi Andrzej Gierszewski, prezes Spółdzielni Wspólny Dom w Kościerzynie.
Są jednak także spółdzielnie, jak chociażby Kociewie w Starogardzie Gd., które do protestu się nie włączyły, mimo że również nie godzą się z pomysłami nowelizacji. Wszystko przez bardzo krótki czas, jaki był do przeprowadzenia całej akcji. Tekst dokumentu zaczął spływać do spółdzielni w całym kraju dopiero od 13 marca.
Inne ważne zapisy projektu nowelizacji ustawy o spółdzielniach to m.in. otrzymanie części z majątku wspólnego po wypisaniu się członka czy ustanowienie dwóch trzyletnich kadencji dla prezesów spółdzielni. Wpisowe dla nowych członków nie mogłoby być wyższe niż jedna ósma wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę, co ma pomóc najbiedniejszym.
Poseł Jarosław Sachajko, jeden z pomysłodawców zmian w ustawie, podkreślał w Sejmie, że nowelizacja jest nie w smak głównie prezesom spółdzielni, którzy przez dziesięciolecia zajmują swoje stanowiska, obsadzając miejscami we władzach spółdzielni członków rodzin i znajomych. Zapowiedział też autopoprawki do pierwotnego projektu. Wspólnoty miałyby być tworzone, gdy odrębną własność ma ponad 51 proc. lokali, i to przy zgodzie pozostałych mieszkańców.
- Oczywiście, że obecna ustawa o spółdzielniach wymaga poprawki, ale na pewno nie tak rewolucyjnych - mówi prezes Marek Majchrzak. - Nawet pomysł kadencyjności uważam za słuszny, ale zapis o tworzeniu z automatu wspólnot, nawet gdy będzie to 51 a nie 20 proc., to droga do bankructwa spółdzielni. Mniej członków to mniej pieniędzy na utrzymanie placów zabaw czy remonty.
Prezesi dodają, że "kukizowcy" chcą po prostu zaistnieć, kończąc z „reliktem PRL-u”, jak nazywają spółdzielnie. Nieufnie na projekt patrzą też mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy. - Nie umiałam się dogadać z sąsiadami w tak prostej kwestii, jak zrzutka na wymalowanie klatki schodowej lepszą farbą. Każdy miał swoją wizję. W rezultacie zrobiła to spółdzielnia. I dobrze - mówi Joanna Rosińska z gdańskiej Moreny.
- Wspólnota nie zda egzaminu w przypadku wielkiego, 10-piętrowego bloku. Lokatorzy się często nie znają, nikt nie przyjdzie na zebranie - dodaje pan Krzysztof z Żabianki.
Swoje pomysły na zmiany w prawie spółdzielczym wkrótce oficjalnie przedstawić ma też PiS. Jednym z nich ma być pełne podleganie spółdzielni pod prawo zamówień publicznych. Obecnie nie ma obowiązku ogłaszania przetargu, gdy dana inwestycja finansowana jest z funduszu remontowego. Ewentualny przymus środowisko odbiera jednak jako zamach państwa na prywatny majątek, jakim jest fundusz.
Wsp: AK, EL