Spór na noże między Pobóg-Malinowskim a panią Aleksandrą, żoną Józefa Piłsudskiego
Do ostrego sporu między Aleksandrą Piłsudską, żoną Marszałka, a znanym historykiem i piłsudczykiem, Władysławem Pobóg-Malinowskim, doszło już przed wojną, po czym trwał on na emigracji. Mało znane kulisy tego głośnego konfliktu możemy poznać dzięki listom Pobóg-Malinowskiego i Wacława Jędrzejewicza z lat 1945-1962 wydanym przez IPN.
Autorów korespondencji nie trzeba szerzej przedstawiać. Opus vitae Pobóg-Malinowskiego to oczywiście trzytomowa, wydana na emigracji „Najnowsza historia polityczna Polski”, o której zdobyciu w czasach PRL można było tylko marzyć. Z kolei urodzony w Spiczyńcach na Ukrainie Wacław Jędrzejewicz to wytrawny piłsudczyk, przed wojną szef oświaty, czyli minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego - jak to się ładnie nazywało. Wierny Komendantowi pozostał do końca. Dlatego po wojnie założył Instytut Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku i napisał kalendarium życia Marszałka. Pierwszy autor osiedlił się we Francji, a drugi w USA. Stąd frapująca korespondencja między nimi.
Wspomniany konflikt zaczął się w 1933 roku, gdy Pobóg-Malinowski napisał książkę o słynnej akcji pod Bezdanami na Wileńszczyźnie we wrześniu 1908 roku, podczas której Piłsudski i jego ludzie obrabowali - oczywiście pro publico bono - pociąg rosyjski. Akcja przeszła do legendy, a do tej pory nikt jej rzetelnie nie opisał. Dlatego generał Julian Stachiewicz, szef Instytutu Badania Najnowszej Historii Polski, wezwał do siebie Pobóg-Malinowskiego i polecił napisać o Bezdanach. I historyk tak uczynił opierając się na dokumentach i relacjach uczestników. Zadowolony z siebie udał się do pani Aleksandry i wręczył jej maszynopis. Ola - jak była nazywana w gronie zaufanych piłsudczyków - przeczytała i wkrótce zaczęło się. Na historyka posypały się gromy. „Dużo głupstw pan napisał” - rzuciła na powitanie. I oddała maszynopis, w którym na marginesach nie brakowało dopisków ołówkiem typu: „blaga”, „kłamstwo”, „bezczelność”. Natomiast w gronie znajomych poskarżyła się, że Pobóg potraktował uczestników akcji pod Bezdanami jak zwykłych bandytów.
- Byłem oszołomiony, zaskoczony i bezradny
- pisze historyk w liście do byłego ministra. - Po naradzie z Julianem Stachiewiczem i Walerym Sławkiem poszedłem do Oli i pokazałem dokumenty jako dowody swej rzetelności. Była zmieszana, gumką zaczęła ścierać swoje uwagi i oznajmiła: „Skoro tak było i jeśli premier Walery Sławek nie ma zastrzeżeń, to niech pan wydaje”.
Książka się ukazała, ale spór nie wygasł, bowiem w listopadzie 1934 roku w „Kurierze Porannym” ukazał się fragment I tomu biografii „Józef Piłsudski. 1867-1901”, w którym Pobóg-Malinowski umieścił akt ślubu towarzysza Wiktora i jego pierwszej żony Marii z Koplewskich Juszkiewiczowej zawartego w 1899 roku w kościele ewangelicko-augsburskim we wsi Paproć Duża.
Powiało sensację, gdyż o tym fakcie mało kto wiedział. Ponadto historyk ciepło, z uznaniem i sympatią napisał o pani Marii opiewając jej urodę. I to właśnie stało się dla drugiej żony Ziuka kamieniem obrazy. Efekt był taki, że minister spraw wewnętrznych Marian Zyndram-Kościałkowski wezwał do siebie na dywanik historyka i „poprosił” o dokonanie korekty w swym dziele. W ten sposób zaczął się najcięższy okres w życiu autora. Do jego miejsca pracy zaczęły docierać donosy, na jego widok niektórzy znajomi przechodzili na drugą stronę ulicy, zaś Aleksandra Piłsudska w wywiadzie dla „Kuriera Porannego” napiętnowała jego warsztat historyczny.
Niemniej książka się ukazała, ale bez metryki ślubu i ze zmienionym fragmentem o pani Marii. Kolejna odsłona konfliktu miała miejsce po wojnie, gdy powstały w Londynie Instytut Józefa Piłsudskiego zamierzał wydawać periodyk „Niepodległość”. Gdy pani Ola dowiedziała się, że w gronie autorów ma być Pobóg-Malinowski, wpadła we wściekłość. I postawiła sprawę na ostrzu noża: albo on, albo ona będzie pisała do czasopisma. Zagroziła też, że jeśli redakcja wybierze autora „Akcji pod Bezdanami”, to wywoła skandal. Historyk nie zdzierżył i w liście do Jędrzejewicza zaczął się zastanawiać czego w ultimatum żony Marszałka jest więcej: „zwykłej, babskiej głupoty, mściwej, niepoczytalnej histerii czy po prostu podłej nikczemności”. Pobóg zagroził nawet, że jeśli kierownictwo Instytutu Józefa Piłsudskiego nie potępi pani Oli, to wystąpi z niego. Potem wycofał się z tych słów i nie napisał do „Niepodleglości”.