Spór o wirusa w wodzie ciągnie się już od dwóch lat
Małżeństwo Cybulskich z Pliszki od dwóch lat wojuje z inspektoratem weterynarii. Nie zgadza się z wynikami badań, w których wykryto wirusa, czego efektem było zamknięcie ich hodowli pstrągów.
- Nie było żadnego wirusa - zapewnia Tomasz Cybulski.- W 2014 roku teść przepisał gospodarstwo w Pliszce na moją żonę. Prowadził je od 1982 roku.
We wrześniu tego samego roku do ich gospodarstwa przyjechał lekarz weterynarii, żeby pobrać próbki do badań. I tutaj zaczynają się problemy.
Właścicieli wtedy nie było.
- Jedyną osobą był teść, który już nie był właścicielem i nie wydał tych próbek. Nie wiem, czy lekarz sam sobie je wziął - zastanawia się pan Tomasz.
Ponadto nie został przedstawiony protokół z pobrania prób.
- Nie wiemy, jakie próbki zostały pobrane do badań i czy w ogóle zostały pobrane? Kto odpowiadał za transport? Dlaczego próby były niezaplombowane? - podkreśla Anna Cybulska, żona pana Tomasza.
W listopadzie w sprawie gospodarstwa w Pliszcze zapadł wyrok. Laboratorium wykryło wirusa i należy dokonać odkażenia. A odkażenie kosztuje gospodarstwo 300 tysięcy złotych. Po nim nie ma gwarancji, że w kolejnym badaniu nie będzie wirusa.
- Początkowo przedstawiciele powiatowego inspektoratu weterynarii zapewniali, że nam pomogą. Mówili, że część hodowli będzie można zutylizować, a resztę zostawić - opowiada pani Anna.
Jej mąż dodaje, że w ciągu dwóch tygodni mogli się odwołać się od tej decyzji. Ale weterynaria zapewniała ich, że protokół oraz wszystkie dokumenty są w biurze.
- Nigdy ich nie zobaczyliśmy. Mało tego, oni mieli świadomość, że nie można pobrać drugiej próby i nie mamy szans na odszkodwanie - mówi T. Cybulski.
Właściciele przyznają, że ich własny lekarz, opiekujący się gospodarstwem, osobiście podejrzewał wirusa.
- Było trochę śnięć ryby, ale na pewno nie masowe. Poza tym to było tylko podejrzenie. Pani weterynarz nic nie widziała pod mikroskopem i zleciła dalsze badania - zaznacza Cybulski.
Laboratorium w Puławach jednak takiego wirusa wykryło. Mieszkaniec Pliszki postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i dostarczył próbki do laboratorium w Niemczech, we Frankfurcie. - Wykonywaliśmy tam badania trzykrotnie, na przestrzeni 1,5 roku. Nie było żadnego wirusa - denerwuje się - Cybulski.
Dodaje, że w Pliszce jest ciek rzeczny i jeśli faktycznie byłby tutaj wirus, to dotarłby do sąsiedniej hodowli, 7 km dalej. - Ba! Dopłynąłby do Danii - stwierdza pan Tomasz.
Wydaje się, że wszystko rozstrzygnęłoby drugie pobranie próby przez inspektorat w Krośnie.
- Prosiliśmy o ponowne pobranie, ale nie ma na to szans - mówi Anna Cybulska. Od dwóch lat małżeństwo z Pliszki walczy z weterynarią.
- Nie można wygrać z systemem. Ta walka nas dużo kosztuje - przyznaje T. Cybulski.
Stracili już prawie wszystkie oszczędności, od lat próbują wyjaśnić sprawę w sądzie. Bezskutecznie. Dom cały czas żyje tą sprawą.
- Przyznam, że często się z żoną kłóciliśmy. Nawet rozważaliśmy rzucenie tego wszystkiego i sprzedaż. Mało tego, padły takie słowa jak wyprowadzka. Bywało bardzo źle - mówi mieszkaniec Pliszki.
Pani Anna mówi o dzieciach i drży jej głos: - Ta cała afera odbija się również na nich. Syn, jeszcze będąc w przedszkolu, rozkleił się przed wychowawczynią i mówił, że kłócimy się... Inspektorat w Krośnie Odrz. jest przekonany, że wszystko zrobił zgodnie z przepisami.
- Wszystkie zarzuty były podnoszone przez państwa Cybulskich, gdy starali się o uchylenie decyzji. Organ II instancji utrzymał w mocy zaskarżoną decyzję - wyjaśnia Ewa Szybowska, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Krośnie Odrz. Dodaje też, że zwrócono się z zapytaniem m.in. do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach w sprawie drugiego pobrania prób.
Wykluczono taką możliwość.
- Po wydaniu decyzji strona dokonała odłowu i utylizacji 2.700 kg narybku, co może mieć wpływ na wynik powtórnych badań. Ponadto objawy kliniczne i zachorowania nie muszą wystąpić u 100 proc. populacji stada. Tym samym wyniki takich powtórnych badań nie byłyby wymierne - podkreśla E. Szybowska. Dodaje również, że badania prywatne nie mogą być brane pod uwagę.
Inspektorat zaznacza, że na pewno nie doszło do pomyłki przy pobieraniu prób.
- W listopadzie 2014 roku tylko w gospodarstwie pani A. Cybulskiej pobierano próby - mówi E. Szybowska.
Państwo Cybulscy nie zamierzają jednak składać broni...