Sprawa Amber Gold od dawna jest medialna
Z mec. Piotrem Barteckim o bezprecedensowym pozwie rozmawia Szymon Zięba.
Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się właśnie proces, w którym Pana klientka walczy ze Skarbem Państwa o ponad 100 tysięcy złotych, które straciła w aferze Amber Gold. Uważa Pan, że to szansa dla innych poszkodowanych?
Tak zwana „afera Amber Gold” dotknęła tysiące Polaków, którzy stracili oszczędności swojego życia. Ze zdziwieniem jednak odbieram fakt, iż dopiero nasza kancelaria skierowała pierwszy indywidualny pozew. Czy jest to szansa dla innych poszkodowanych? Ciężko mi powiedzieć, ale może faktycznie czekają na pierwszą osobę, która pokaże, że można.
To precedensowy, bo indywidualny pozew. Do tej pory było głośno o pozwach zbiorowych, jednak bez spektakularnych sukcesów. Pana zdaniem, dlaczego tak się działo?
Osobiście nie jestem zwolennikiem pozwów zbiorowych, przynajmniej nie w takich sprawach. Bardzo ciężko jest mi wyobrazić sobie sytuację, w której miałbym reprezentować kilkadziesiąt, lub kilkaset osób. Zdecydowanie nie jest to sprawa, którą można zaliczyć do łatwych. Wiele zależy od powodów, których historie tylko na pierwszy rzut oka są podobne. W istocie natomiast różnią się w wielu okolicznościach, a właśnie te drobne niuanse w naszej ocenie mogą mieć wpływ na końcowy werdykt.
Jaka jest przewaga pozwu indywidualnego nad zbiorowym?
Przede wszystkim sprawność postępowania oraz zagadnienia związane z przygotowaniem się do trudnego procesu. Przecież nie jest tajemnicą, iż rozpoczynając każde postępowanie jesteśmy zmuszeni wyeliminować wszelkie kwestie, które mogą okazać się nieprzewidywane. Ryzyko zaskoczenia musi być ograniczone do minimum. Taką materią niewątpliwie jest przesłuchanie powodów, do którego przygotowania trwają zazwyczaj kilkanaście godzin. Nie umiem sobie wyobrazić przygotowania kilkudziesięciu klientów.
Przed salą rozpraw nie chciał Pan ocenić szans na zwycięstwo...
Powszechnie znane jest powiedzenie „nie chwal dnia przed zachodem słońca”. Każdy praktykujący adwokat doskonale wie, że w prawie nie istnieją sprawy „z góry” wygrane, lub przegrane. Wszystko zależy od systematycznej, ciężkiej i konsekwentnej pracy, sumiennego przygotowania oraz ciągłego skupienia. Uwadze nie może umknąć żadna okoliczność, dlatego koniecznym jest nieustanne wracanie do akt i ulepszanie obranej strategii, argumentów. Niejednokrotnie zagadnienia wyłaniające się w toku prowadzenia sprawy decydują o jej ostatecznym rozstrzygnięciu. Nie można pozwolić sobie na rozproszenie i zawsze trzeba szanować przeciwnika.
Ale w zwycięstwo Pan wierzy, bo inaczej nie zdecydowałby się Pan na reprezentowanie poszkodowanej. Gdyby zgłaszali się do Pana inni pokrzywdzeni, wziąłby Pan ich sprawy?
Wielu moich kolegów po fachu unikało spraw związanych z Amber Gold bojąc się zatargów ze Skarbem Państwa. Obawy są oczywiste, ponieważ jako adwokaci na co dzień występujemy przed gdańskimi prokuratorami. Jednak podjąłem decyzję i zrobię wszystko, aby wygrać rozpoczęty proces. Jeżeli doszło do naruszenia przepisów prawa, obowiązkiem adwokata jest pomoc poszkodowanym w uzyskaniu odpowiedniej rekompensaty. Niezależnie od tego, kto jest po drugiej stronie. Nie ukrywam także, że mam wspaniały zespół doświadczonych prawników. Przed Sądem wraz ze mną występują adwokat Kamil Pietruszka i radca prawny Szymon Szytniewski.
Wiemy już, że prokuratoria generalna, która reprezentuje Skarb Państwa chce oddalenia sprawy. Zgadza się Pan z twierdzeniem, że lista świadków, na której znajdują się nazwiska ministra Jarosława Gowina czy posłanki Małgorzaty Wassermann są po to by "podbić" ją w mediach?
Argument ten wydaje mi się być śmieszny. Sprawa Amber Gold od dawna jest sprawą medialną, nie ze względu na nazwiska, ale ze względu na rozmiary szkody. Każdy wniosek można sprowadzić do absurdu, a takim jest twierdzenie, że chęć przeprowadzenia należytego postępowania dowodowego wiąże się z próbą zainteresowania sprawą mediów. Przecież Jarosław Gowin w czasie wybuchu afery był Ministrem Sprawiedliwości, a Pani Poseł Małgorzata Wassermann kieruje pracami Komisji Sejmowej, która zajmuje się właśnie tą sprawą. Gdybyśmy chcieli zainteresować media złożylibyśmy wniosek o przesłuchanie Donalda Tuska, a tego nie zrobiliśmy.
Tak czy inaczej o procesie jest głośno. Rozgłos w tym przypadku jest korzystny dla postępowania?
Wydaje mi się, że nie ma on większego wpływu na tok postępowania. Ale faktycznie byłem zdziwiony, iż ta liczna grupa reporterów była obecna na ostatniej rozprawie.
Sąd nie podjął jeszcze decyzji o tym, że zaakceptuje świadków, o których wnioskujecie. Jakie są szanse na to, że cała lista zostanie przyjęta?
Oczywiście chcielibyśmy, aby Sąd dopuścił dowód z przesłuchania wszystkich zgłoszonych przez nas świadków - osobiście uważam, iż tak się stanie. Każdy z nich wydaje się być bardzo ważny dla dowiedzenia okoliczności sprawy i przede wszystkim, wykazania zasadności powództwa. Trudno się dziwić, że strona pozwana wnioskuje o oddalenie wniosków dowodowych - same posiedzenia sejmowej komisji ds. Amber Gold wykazały, w posiadaniu jak istotnych informacji znajdują się wskazane przez nas osoby. Szczegółowe przesłuchania ujawnić mogą dodatkowe wątki, co zdecydowanie nie ułatwi, już wystarczająco trudnej, pracy pełnomocnikowi Prokuratorii Generalnej.
Ile może potrwać - Pana zdaniem - ten proces?
Optymistycznym terminem zakończenia procesu będzie koniec przyszłego roku, jednak realia pokazują, że najprawdopodobniej rozstrzygnięcia możemy spodziewać się za co najmniej 2 lata.