Sprawa Iwony Cygan. Zmowa złamana dopiero po 18 latach
Wyjaśnienie jednej z najbardziej zagadkowych zbrodni, po latach błędów i zaniechań nabiera tempa. W sprawę zamieszani są byli i obecni policjanci, a także przyjaciółka Iwony Cygan. Prokuratura Krajowa poszukuje międzynarodowym listem gończym Pawła K., którego podejrzewa o zamordowanie nastolatki ze szczególnym okrucieństwem.
Rodzina Iwony od zawsze podejrzewała, że za jej śmiercią stoją miejscowi. - W kościele w Szczucinie nigdy nie podaję ręki na znak pokoju, bo nie mam pewności, czy obok nie stoi ktoś, kto miał coś wspólnego ze śmiercią Iwony - powtarzała Aneta, siostra zamordowanej.
Niewiele się pomyliła. Trwające od zeszłego tygodnia zatrzymania osób zamieszanych w sprawę zagadkowego zabójstwa sprzed osiemnastu lat potwierdzają, że za zbrodnią stały osoby doskonale jej znane.
Prokurator przesłuchując Pawła K., serdecznie się z nim witał i przepraszał, że musi zawracać mu głowę
Największym zaskoczeniem było aresztowanie Józefa K., który usłyszał zarzut pomocnictwa w zabójstwie ze szczególnym okrucieństwem.
- On często przychodził do nas do domu po śmierci Iwony. Mówił, że chce nam pomóc, że sam znajdzie morderców siostry. Teraz okazuje się, ze to wszystko było zwykłym przedstawieniem z jego strony - kręci głową Aneta. Syn Józefa - Paweł K., to według śledczych główny podejrzany o zabójstwo. Od kilku dni poszukiwany jest międzynarodowym listem gończym.
Wytypował sprawców?
Zagadka śmierci Iwony czeka na rozwikłanie od 1998 roku. Zanim jeszcze zaczęły się spekulacje co do sprawców, rodzina Iwony poprosiła o pomoc słynnego jasnowidza, Krzysztofa Jackowskiego.
- Mama, kilka miesięcy po tej tragedii, wzięła jakąś rzecz Iwony i pojechała do niego. Szukaliśmy wszelkich sposobów, aby znaleźć winnych - wspomina Aneta.
Wizja, którą przedstawił wówczas Jackowski, w zderzeniu z ostatnimi wydarzeniami, wygląda sensacyjnie. Jasnowidz powiedział matce Iwony, że widzi mundur, policję. Wspominał także o właścicielu lokalu i jego ochroniarzu, wymienił kobietę, blondynkę.
I właśnie w ostatnich dniach zatrzymani zostali dwaj policjanci - Leszek W. oraz Grzegorz J., którzy w dniu zabójstwa pełnili razem służbę. Paweł K. był natomiast wtedy ochroniarzem w barze „U Trabanta”, prowadzonym przez Roberta K. Ten ostatni również był wiązany z zabójstwem dziewczyny. Od tamtej pory zaczął ostro nadużywać alkoholu. - Mówił o tym, że pije, żeby o czymś zapomnieć - dodaje Aneta. W Szczucinie można usłyszeć, że w końcu, dwa lata temu, zapił się na śmierć.
Trzecia osoba, którą w wizji opisywał Jackowski jak ulał pasuje do Renaty G., która usłyszała teraz zarzut czterokrotnego składania fałszywych zeznań. Spotkała się z Iwoną tuż przed jej śmiercią.
- To właśnie przyjaźń z tą dziewczyną zabiła Iwonę - stwierdza kategorycznie pani Aneta.
Świadek nie żyje
13 sierpnia 1998 roku. Wieczorem do Iwony zatelefonowała Renata. Koniecznie chciała się spotkać. I to jak najszybciej.
- W ostatnim dniu swojego życia Iwona powiedziała mi, że nie będzie się więcej z Renatą spotykać, bo ta coś przed nią ukrywa. Później jednak Renata bardzo nalegała na spotkanie, a Iwona powiedziała, że pewnie chodzi o coś ważnego i poszła. O dawna myślę, że Renata miała po prostu za zadanie wywabić moją siostrę z domu - zwierza się pani Aneta.
Koleżanki poszły do popularnego w Szczucinie klubu „Zajazd Leśny”. Po dwugodzinnym spotkaniu, około godz. 21, dziewczyny rozstały się. Według relacji Renaty, stało się to w okolicy Rynku i każda poszła w kierunku swojego domu. Przeczyły temu jednak zeznania innych świadków.
Renatę oraz Iwonę widziało trzech mężczyzn, którzy w tym czasie również byli na Rynku.
Według Tadeusza D., Krzysztofa B. i Jerzego B., zamordowana później 17-latka miała wsiąść do białego poloneza, który należał do Pawła K.
Jerzy B. zmarł wkrótce po zabójstwie. Natomiast Tadeusz B. zniknął dzień po tym jak w barze chwalił się, że wie kto zabił Iwonę. Kilka miesięcy później jego ciało znalezione w Wiśle. Śledczy nie połączyli tego zdarzenia ze śmiercią nastolatki. Uznano, że Tadeusz D. popełnił samobójstwo.
- To było niemożliwe. Znałem Tadka bardzo dobrze. On, instruktor nauki pływania, tak po prostu miał się utopić w Wiśle? - poddaje w wątpliwość jego znajomy.
Brutalny mord
14 sierpnia rano mama Iwony zorientowała się, że córki nie ma w domu. Zaczęły się poszukiwania w najbliższej okolicy. Ojciec, Mieczysław Cygan, pojechał nawet do Buska-Zdroju, gdzie Renata G. robiła kurs na prawo jazdy. Miała mu w pewnym momencie powiedzieć, żeby szukać Iwony nad Wisłą. Później jednak tego się wyparła.
Rodzina zaalarmowała o zaginięciu szczucińską policję. Zgłoszenie przyjmował Leszek W., aresztowany tydzień temu pod zarzutem nadużycia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz utrudnianie śledztwa.
Ciało Iwony zauważył około godz. 14.30 rolnik, wypasający krowy w międzywalu Wisły w sąsiedniej Łęce Szczucińskiej. Dziewczyna leżała twarzą do ziemi. Miała opuszczone spodnie i bieliznę do połowy ud. Sprawcy najwyraźniej chcieli upozorować gwałt, jednak późniejsze sekcja nie potwierdziła, by do niego doszło. Ciało Iwony nosiło natomiast ślady pobicia, prawdopodobnie sztachetami. Na szyi miała zaciśnięty metalowy drut, a ręce miała związane na plecach sznurkiem. Zmarła najprawdopodobniej nad ranem.
- W toku postępowania ustalono również, że miejsce znalezienia zwłok najprawdopodobniej nie było miejscem zabójstwa - mówi Piotr Krupiński, naczelnik Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie, który od kilku miesięcy prowadzi sprawę Iwony.Przyznaje, że sprawcy działali ze szczególnym okrucieństwem. Przed śmiercią Iwonie Cygan obcięto część włosów, wyrwano jej kolczyki z uszu.
- Musiała bardzo cierpieć - Aneta ociera łzy.
Przyczyną śmierci nastolatki było zachłyśnięcie się krwią na skutek zaciśnięcia na jej szyi drucianej pętli.
Zginęły dowody
Śledztwo w sprawie zabójstwa wszczęła Prokuratura Rejonowa w Dąbrowie Tarnowskiej. - Kiedy dwa miesiące po śmierci poszliśmy do prokuratora prowadzącego śledztwo, to on nie wiedział o jaką sprawę chodzi. Nawet na nas nie spojrzał i wyprosił z pokoju - opowiada Aneta.
W sprawie przesłuchano kilkuset świadków. Większość niczego do niej nie wniosła. W październiku 1998 roku rodzinie Cyganów zostały także wydane ubrania Iwony. Matka wyprała je, wyprasował i położyła na półkę. Po trzech tygodniach rodziców Iwony odwiedzili policjanci, którzy stwierdzili jednak, że ubrania muszą pozostać na komendzie. - Zabrali je, ale nie zostawili żadnego potwierdzenia na papierze - zaznacza pani Aneta.
Prokuratura twierdziła, że nigdy nie wydawała nakazu odbioru ubrań ofiary. Gdy Czesława Cygan chciała odzyskać odzież córki, na komendzie policji powiedziano jej, że trafiły one do prokuratury w Tarnowie. Tam jednak też nikt ich nie odnalazł.
- To było celowe działanie ze strony policji, żeby zatrzeć ślady - przypuszcza siostra Iwony.
Po roku śledztwo zostało umorzone z powodu braku wykrycia sprawców.
Za bardzo chciał pomóc
W 2009 roku sprawą zagadkowej zbrodni zainteresowało się Archiwum X w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
W wyniku poczynionych przez funkcjonariuszy ustaleń, śledztwo podjęła Prokuratura Okręgowa w Tarnowie.
Policjant zajmujący się zagadką dotarł m.in do ostatniego żyjącego z trójki mężczyzn, którzy mieli widzieć, jak Iwona wsiada do białego poloneza. Krzysztof B. złożył zeznania, które zostały zarejestrowane kamerą.
Po dwóch miesiącach prokurator prowadząca wówczas śledztwo uznała, że zeznania mężczyzny nie są wiarygodne.
Rodzina Cyganów ma ogromny żal do śledczych z Tarnowa o sposób, w jaki ich traktowano. - To my czuliśmy się jak przestępcy. Grożono mojej mamie kodeksem karnym. Gdy mama uczestniczyła w przesłuchaniach Pawła K. i Roberta K. była zaskoczona w jaki sposób pani prokurator prowadząca sprawę traktuje obu mężczyzn. Mówiła, że do nich nic nie ma, przepraszała, że musi ciągać ich na przesłuchania i zawracać głowę. Serdecznie się z nimi witała i żegnała. Nas tymczasem traktowano jak intruzów - przekonuje Aneta.
W końcu prokuratura... postanowiła odsunąć od sprawy jednego z funkcjonariuszy Archiwum X. Uznano, że policjant zbyt mocno angażuje się pomoc rodzinie zamordowanej.
- Przysłali później do nas jakąś młodą policjantkę bez doświadczenia. Sama przyznawał, że nie ma kwalifikacji, żeby prowadzić takie śledztwo - rozkłada ręce pani Aneta.
Tarnowska prokuratura w 2012 roku postanowiła kolejny raz umorzyć śledztwo. Na tę decyzję zażalił się adwokat rodziny.
Sędzia, do której trafiło odwołanie, sama dokładniej przyjrzała się sprawie zagadkowego zabójstwa. Wytknęła prokuraturze wiele zaniechań i nakazała śledczym wyjaśnienie nowych okoliczności; dotarła m.in do kasety z wesela, które odbyło się w Szczucinie dwa dni po ujawnieniu zwłok Iwony. Jednym z gości był Paweł K. Miał na sobie marynarkę w kolorze „biskupim”. Takie włókna zabezpieczono w miejscu gdzie znaleziono zwłoki Iwony. Ale sprawa utknęła ona w martwym punkcie na kolejne lata.
Areszt i list gończy
Przełomowy dla sprawy okazał się 2016 rok. Początkowo przejęła ją Prokuratura Apelacyjna w Krakowie, a kilka miesięcy później trafiła do Prokuratury Krajowej. W sprawę ponownie zaangażowali się policjanci z Archiwum X.
W październiku został przeprowadzony w Łęce Szczucińskiej eksperyment procesowy. Znaleziono wtedy drut, z którego zabójcy oderwali prawdopodobnie kawałek, by zacisnąć go na szyi Iwony. Do śledczych zaczęli się też zgłaszać świadkowie, którzy dzielili się swoimi informacjami na temat śmierci dziewczyny. Śledczy mówili, że udało im się złamać zmowę milczenia, która panowała w Szczucinie.
Efekty przyszły w ostatnich dniach. Cztery osoby zamieszane w sprawę przebywają już w tymczasowym areszcie. Były policjant Leszek W. oraz czynny jeszcze funkcjonariusz Grzegorz J. usłyszeli zarzuty nadużycia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej oraz utrudniania śledzta. Nieoficjalnie wiemy, że obaj prowadzili pierwsze czynności na miejscu zbrodni. Najbliższe trzy miesiące spędzą w celi, podobnie jak Józef. K. który usłyszał zarzut pomocnictwa w zabójstwie ze szczególnym okrucieństwem i Renata G., która ma odpowiadać za składania fałszywych zeznań.
Policja wciąż poszukuje Pawła K., pseudonim „Klapa”, który od wielu lat mieszka w Wiedniu. Od mieszkańców Szczucina wiemy jednak, że ostatnie święta spędzał na Powiślu. - On wciąż mówił, że nikt mu nic nie zrobi, bo ma wszędzie układy - twierdzi Aneta.
Paweł K. od zawsze uważany był w Szczucinie za osobę nietykalną. Znał się z lokalnymi policjantami. - W młodości był trochę takim chuliganem. Jednak później, jak się ożenił, pojawiły się dzieci, to zachowywał się normalnie - wspomina Bolesław Łączyński, który był burmistrzem Szczucina pod koniec lat 90. Podejrzany o zabójstwo nigdy nie krył się ze swoim bogactwem.
Oficjalnie Paweł K. pracował jako ochroniarz w barze „U Trabanta” i dorabiał na budowach w Austrii. W Szczucinie powszechna jest jednak opinia, że pracując na budowach nie byłby w stanie wiele zarobić i najpewniej trudnił się nielegalnymi interesami. Jakiś czas po śmierci Iwony „Klapa” stanął przed sądem za pobicie dwóch nastolatków. Razem z Robertem K., „Trabantem”, wywiózł ich w pobliże miejsca, gdzie znaleziono ciało Iwony. Skazano go na karę więzienia w zawieszeniu.
W Szczucinie o aresztowaniach jest teraz głośno, ale ludzie niechętnie rozmawiają o tym z nieznajomymi. - Ci zatrzymani to tylko pionki, za którymi stoją ważniejsze osoby - słyszymy od jednego z mężczyzn na Rynku. Prokuratura nie wyklucza kolejnych zatrzymań.