W sprawie tzw. mafii mieszkaniowej zeznają notariusze zwolnieni przez sąd z tajemnicy. Co najmniej 80 poszkodowanych i 48 mieszkań przejętych na poczet o wiele mniej wartych pożyczek. To bilans śledztwa w sprawie wyłudzeń lokali, a wciąż trwa analiza kolejnych 700 aktów notarialnych.
Kilkunastu notariuszy już przesłuchano, bo wcześniej - na wniosek prokuratury - zostali zwolnieni przez sądy z tajemnicy notarialnej, a w kolejce czekają następne podobne wnioski. Śledczy powoli zamykają sprawę tzw. mafii mieszkaniowej, czyli działającej przez lata na terenie całej Polski gdańskiej grupy, która oferując osobom w dramatycznej sytuacji finansowej krótkoterminowe pożyczki, przejmowała ich mieszkania.
- W tym momencie śledztwem objętych jest łącznie 48 spraw dotyczących wyłudzeń nieruchomości, w których pokrzywdzonych zostało 80 osób - relacjonuje prokurator Tatiana Paszkiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Trwa analiza około 700 aktów notarialnych i przesłuchania świadków, m.in. wszystkich pokrzywdzonych z udziałem biegłych psychologów. Sukcesywnie uzyskujemy akta postępowań komorniczych. Zarzutów na razie nikomu nie przedstawiono - dodaje.
Trwa analiza około 700 aktów notarialnych i przesłuchania świadków, m.in. wszystkich pokrzywdzonych z udziałem biegłych psychologów. Sukcesywnie uzyskujemy akta postępowań komorniczych. Zarzutów na razie nikomu nie przedstawiono
Jak tłumaczą śledczy, dotąd sądy pozytywnie rozpatrzyły wnioski o zwolnienie z tajemnicy notarialnej kilkunastu notariuszy, u których zawierane były wątpliwe umowy. Prawnicy zostali już przesłuchani, ale w kolejce na sądowe postanowienia czekają następni, bo to właśnie zawierane u notariuszy umowy dotyczące pożyczek pod zastaw mieszkania są kluczowym elementem gigantycznego śledztwa.
Schemat działania tzw. mafii mieszkaniowej zawsze był podobny: do osoby w trudnej sytuacji finansowej z propozycją prywatnej pożyczki (a często również „załatwienia” bankowego kredytu na jej spłatę) zwracał się jeden z pośredników. Poszkodowani - często osoby starsze - byli następnie wiezieni do kancelarii notarialnej, gdzie już czekała umowa. Według powtarzających się relacji ofiar, wbrew wcześniejszym zapewnieniom kwota do spłacenia w ciągu 3-6 miesięcy była w niej wyższa niż uzgodniona wcześniej, a zabezpieczeniem było mieszkanie. Jednak o tym poszkodowani dowiedzieć się mieli dopiero po złożeniu podpisów, wcześniej - jak twierdzą - poganiani i naciskani mieli podpisywać dokument. Zaś sprawcy często znikali, by pojawić się dopiero po terminie spłaty, żądając wydania lokalu i bezprawnie eksmitując mieszkańców, wymieniając zamki lub „dokwaterowując” bezdomnych.
Jak relacjonują śledczy, kilkadziesiąt podejrzanych aktów notarialnych było zawartych u jednego z gdańskich notariuszy, który został niedawno przesłuchany. Ze względu na ryzyko procesowe nie zdecydowaliśmy się na publikację jego danych, a mężczyzna, choć przekonywał, że po prostu wykonywał swoją pracę i nie ma sobie nic do zarzucenia, już wcześniej odmówił nam komentarza, uznając, że nasza publikacja „z góry przesądziła sprawę”. Jako uczestnika zawarcia niekorzystnej umowy wskazują go m.in. Jacek Szwichtenberg z Moreny, który - o czym pisaliśmy wcześniej - mieszkanie o powierzchni 54 metrów kwadratowych miał stracić przez 112 tys. zł pożyczki, oraz Małgorzata z Augustowa (woj. podlaskie), która prawo do własności lokalu straciła po pożyczce wartej 28 tys. zł.
Drugi gdański notariusz również został już przesłuchany i przez śledczych wskazywany jest jako sygnatariusz kilkunastu wątpliwych umów. Jego klientkami miały być opisywane przez nas wcześniej, dziś „poszkodowane” 86-letnia Janina Zdun z gdańskiej Zaspy, która 3-pokojowe mieszkanie na Meissnera miała stracić, pożyczając 21 tys. zł, oraz 61-letnia Henryka (nazwisko do wiadomości redakcji), która - jak twierdzi - przez pożyczkę wartą niespełna 60 tys. zł straciła 30-metrową kawalerkę położoną 250 m od plaży w gdańskim Brzeźnie, wartą prawie 170 tys. zł.
U tego ostatniego prawnika zawarta została również umowa, w sprawie unieważnienia której apelację rozpatrzy dziś Sąd Okręgowy w Gdańsku: 63-letnia Zofia Ferenc twierdzi, że choć po obietnicy pomocy w udzieleniu kredytu hipotecznego otrzymała niespełna 50 tys. zł pożyczki, to przez brak spłaty straciła 47-metrowe mieszkanie w gdańskim Wrzeszczu. W pierwszej instancji kobieta przegrała i ma już prawomocny wyrok eksmisyjny.