Sprawa śmierci Bartosza Zająca w Bytomiu. Oskarżony syn biznesmena wciąż nie usłyszał wyroku
Sąd Rejonowy w Bytomiu miał w środę ogłosić wyrok w głośnej sprawie śmierci Bartosza Zająca, prywatnie kuzyna prezydenta miasta. Po raz drugi przełożono jednak ogłoszenie orzeczenia.
Bartosz Zając zmarł w szpitalu 10 sierpnia 2015 roku. Prywatnie był kuzynem prezydenta Bytomia Damiana Bartyli. Na co dzień mieszkał w Anglii, ale przyjechał z rodziną do Polski na wakacje. Dzień wcześniej poszli do lokalu Piwnice Gorywodów. Zającowie oraz Tomasz G., który uprawiał sporty walki, spotkali się tam.
Obaj panowie znali się, ich ojcowie w przeszłości prowadzili wspólne interesy. Tomasz G. miał zaczepiać mężczyznę, a już po wyjściu na zewnątrz doszło do tragedii. Rozpoczęło się od utarczek słownych, a zakończyło na tym, że Zając miał złamaną kość podstawy czaszki czy też krwiaka śródmózgowego.
Wcześniej G. miał uderzyć żonę Bartosza Zająca, Katarzynę. Prokuratura oskarżyła Tomasza G., syna znanego biznesmena, m.in. o nieumyślne spowodowanie śmierci (za co grozi do 5 lat więzienia). Uznano bowiem, że G. raz uderzył Bartosza Zająca, a ten - po mocnym ciosie i ze względu na to, że był pod wpływem alkoholu - tak nieszczęśliwie upadł, że doznał poważnych obrażeń głowy. Rodzina Zająców nie zgadza się z taką kwalifikacją czynu.
Wobec G. zastosowano dozór policyjny, poręczenie majątkowe (50 tysięcy złotych) oraz zakaz opuszczania kraju. Przed sądem odpowiada z „wolnej stopy”.
W środę (11 kwietnia) w Sądzie Rejonowym w Bytomiu mieliśmy poznać wyrok w tej sprawie. Sędzia Leszek Nasiadko najpierw zarządził jednak niemal dwugodzinną przerwę, a następnie... wznowił przewód sądowy, by uzupełnić opinię dotyczącą obrażeń doznanych przez żonę Bartosza Zająca. - Wyrok jest gotowy. Mam go na zabezpieczonym pendrive’ie - stwierdził sędzia. Ogłoszenie wyroku było już przekładane.
Kilka dni wcześniej zażądano bowiem dostarczenia aktów urodzenia dzieci państwa Zająców, by zweryfikować krąg osób uprawnionych do tzw. nawiązki. - Nie jest to dla nas do końca zrozumiałe, ponieważ o tym, że państwo Zającowie mieli dwoje dzieci było wiadomo od początku śledztwa - komentuje mecenas Mariusz Orliński, pełnomocnik rodziny Zająców. - Dzisiejsza sytuacja jest jeszcze bardziej niezrozumiała, ponieważ w aktach sprawy znajduje się mnóstwo dokumentacji medycznej, w tym również dotyczącej wątku pani Zając. Jest zarówno tzw. obdukcja sporządzona zaraz po zdarzeniu, jak i krótka opinia pisemna oraz ustna złożona w trakcie przesłuchania biegłego lekarza sądowego w prokuraturze i w sądzie - podkreśla adwokat.
O uzupełnienie opinii nie wnioskowała ani obrona, ani prokuratura, ani oskarżyciele posiłkowi. - Sędzia nie był chyba przygotowany na wydanie wyroku w obecności mediów, a w szczególności na uzasadnienie tego orzeczenia - podsumowuje mecenas. Wyrok ma zostać ogłoszony 8 maja. Do trzech razy sztuka?