Sprawa zabójczego dimetoatu zakończona. Pszczoły zginęły przez opryski. Winny zapłaci za straty
Pszczelarze z gminy Śmigiel w Wielkopolsce udowodnili, że do zatrucia pszczół doszło w wyniku użycia dimetoatu, czyli środka silnie toksycznego dla owadów, który nie powinien być stosowany przy uprawie grochu i roślin kwitnących.
Zakończyła się głośna sprawa wytrutych pszczół w gminie Śmigiel. Ostatecznie w sądzie doszło do mediacji i ugody pomiędzy pszczelarzami i winnym zatrucia kierownikiem gospodarstwa należącego do stadniny koni w Racocie.
- Mamy świadomość, że odpowiedzialność ponosi nie tylko pracownik stadniny koni w Racocie, ale i jej szefostwo, które w międzyczasie się zmieniło. Od początku zależało nam na tym, aby sprawę doprowadzić do końca, bo chodzi o to, aby rolnicy wiedzieli, że stosować chemię na polach trzeba odpowiedzialnie, z głową. Jesteśmy zadowoleni z ugody. Kierownik gospodarstwa będzie musiał nas pszczelarzy przeprosić na łamach prasy i wypłacić tzw. nawiązkę - tłumaczy Tadeusz Krzyżanowski, szef koła pszczelarzy w Śmiglu.
Przypomnijmy, że do zatrucia pszczelich rodzin doszło latem 2015 roku. Zginęły wówczas 152 rodziny pszczół.
Pszczelarze natychmiast zaczęli działać i poprosili o pomoc specjalistów. Po pobraniu próbek z pobliskiego pola grochu okazało się, że zostało ono spryskane dimetoatem - środkiem, którego nie wolno stosować podczas kwitnienia, a dopuszczony jest on tylko do stosowania na zbożach.
- Jest to środek bardzo szkodliwy nie tylko dla pszczół, ale także dla innych owadów. Straciliśmy nie tylko 152 rodziny, ale i cały miód, którego nie mogliśmy już wykorzystać - mówił wtedy Tadeusz Krzyżanowski.
W wyniku zatrucia pszczół straty poniosło pięciu pszczelarzy z gminy Śmigiel. Zginęły owady w promieniu 2 kilometrów od pola należącego do stadniny koni w Racocie, która na nim gospodaruje.
- Dostaliśmy odszkodowania od stadniny, bo pole było ubezpieczone, ale te pieniądze nie pokryły naszych wszystkich strat - mówi szef śmigielskich pszczelarzy. Ci postanowili walczyć o swoje w sądzie, ale była to prawdziwa droga przez mękę. Prokuratura nie zgodziła się skierować aktu oskarżenia przeciwko sprawcom zatrucia.
Zgłosiliśmy to do prokuratury, ale ta nie wszczęła postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Od tej decyzji oczywiście odwołaliśmy się i w czasie rozprawy sąd przyznał nam rację. Nakazał również prokuraturze zająć się sprawą raz jeszcze
- przypomina sądowy przebieg sprawy Tadeusz Krzyżanowski.
Dziś już sprawa jest zakończona, a pszczelarze czekają na tzw. nawiązkę i być może będę jeszcze rozmawiać w kierownictwem stadniny koni o dodatkowych odszkodowaniach.
Tadeusz Krzyżanowski podkreśla także, że środek użyty do odprysku pola jest silnie trujący dla owadów i dziwne, że ludzie z wykształceniem rolniczym stosowali tę toksyczną substancję na polu, gdzie rósł między innymi groch.
Pszczelarze podkreślają, że oprysku dokonano, aby zniszczyć chwasty rosnące na polu, ale widać było, że było już za późno na taki zabieg i w takim przypadku dimetoat nie powinien być stosowany. Środek ten nie stosuje się na rośliny kwitnące, a jego karencja wynosi 30 dni.