Sprzęt z demobilu idzie w lud
Polska armia pozbywa się przestarzałego wyposażenia. Kupców znajduje również w naszym regionie.
Polskie wojsko w ciągu ostatnich lat modernizuje uzbrojenie. Pochodzący jeszcze z PRL sprzęt jest wymieniany na bardziej nowoczesny. Na przykład popularne kałasznikowy są zastępowane polskimi berylami, radzieckie czołgi niemieckimi leopardami.
Nasze armia nie potrzebuje dziś takiej ilości uzbrojenia co w czasach zimnej wojny. W dodatku zawieszono powszechny pobór do wojska.
Pod koniec lat 80. liczyła blisko 400 tysięcy żołnierzy. W ciągu 27 lat jej liczebność zmalała niemal czterokrotnie. Z modelu wielkiej armii poborowej przeszliśmy do mniejszej armii składającej się z żołnierzy zawodowych. Mniej liczne wojsko to również mniejsza liczba potrzebnej broni czy pojazdów. Wycofywane egzemplarze trafiają też często do polskich muzeów, m.in. Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Małgorzata Weber, rzecznik Agencji Mienia Wojskowego, przyznaje, że od 2010 roku rośnie liczba zbędnego sprzętu. I tak na przykład w 2015 roku agencja przejęła aż 124,5 tys. pozycji (pozycja nie zawsze oznacza sztukę, mogą to być na przykład pakiety).
W tym roku na przejęcie przez AMW czeka blisko 70 tysięcy pozycji.
- W trakcie roku zdarzają się jednak korekty, co oznacza, że armia może nam przekazać więcej wycofywanego sprzętu - dodaje rzecznik agencji.
W ubiegłym roku Agencja Mienia Wojskowego na wyprzedaży zbędnego sprzętu i uzbrojenia zarobiła aż 62,5 mln zł. Jak wyjaśnia Małgorzata Weber, oprócz broni i sprzętu wojskowego wyprzedaży podlegają również m.in. elementy wyposażenia, których używał żołnierz. Natomiast zyski agencji w 2015 r. ze sprzedaży amunicji, broni strzeleckiej czy czołgów to przeszło 45 mln zł. W tym przypadku kupno ich przez zwykłego obywatela jest niemożliwe. Może to zrobić wyłącznie firma posiadająca koncesję.
- Na naszej liście jest ok. 25-30 tak zwanych stałych klientów rocznie - mówi Małgorzata Weber. To polskie, jak i zagraniczne firmy: z Czech, Austrii czy USA.
- Chociaż w większości sprzęt, który sprzedajemy, ma kategorie od trzeciej do piątej, czyli jest mocno zużyty, nie mamy problemu z jego zbyciem - wyjaśnia rzecznik AMW.
Ceny, po jakich sprzedaje broń czy pojazdy agencja, są co prawda objęte tajemnicą, ale specjaliści nie ukrywają, że są atrakcyjne.
- Noże wojskowe, które od AMW, oczywiście w ilościach hurtowych, można kupić za złotówkę, na jednym z portali aukcyjnych widziałem za 250-300 złotych - mówi nam znawca rynku uzbrojenia.
Sprzedażą broni zajmuje się jedynie centrala Agencji Mienia Wojskowego, oddziały terenowe oferują na sprzedaż jedynie to, co nie strzela i nie wybucha, czyli na przykład nosze sanitarne czy łódź rozpoznawczą.
Poza tym uzbrojenia nie kupi przeciętny Kowalski, a jedynie firmy, które posiadają odpowiednie koncesje. Na przykład Bydgoskie Towarzystwo Strzeleckie „Kaliber”.
- Ceny są konkurencyjne, czasem egzemplarz broni można odkupić od AMW za mniej niż kosztuje na przykład w sklepie zwykła wiatrówka - wyjaśnia Włodzimierz Rapkiewicz z Kalibra.
Jeśli broń ma trafić na ekspozycję albo do celów kolekcjonerskich, wtedy musi być pozbawiona cech bojowych (tak, by nie była zdolna do wystrzelenia pocisku z lufy). Takiego karabinka AKM używają na pokazach m.in. członkowie Jednostki Strzeleckiej „Strzelec”.