Przed nami już ostatnia prosta w ekstralidze, czyli dwumecze o medale. O złoto pojadą Stal Gorzów i Get Well Toruń, które podobnie zbudowały składy
Najbliższe dwa tygodnie będą w Gorzowie i Toruniu nie mniej gorące niż zimowy okres sprzed kilku miesięcy. Nie, nie chodzi bynajmniej o skalę Celsjusza, a o wysokie temperatury w gabinetach prezesów i trenerów. To właśnie wtedy został wylany fundament pod półfinałowe sukcesy Stali i Get Wellu, które za kilka dni stoczą pojedynek o mistrzostwo Polski.
Po poprzednim sezonie nastroje w obu klubach były podobne. Może nie grobowe, ale odpowiednio szósta i czwarta pozycja nie zostały - co zrozumiałe - przyjęte z radością. Dlatego już jesienią 2015 r. było pewne jak w banku, że czekają je spore zmiany w kadrach. Tak też się stało, przy czym łatwiejsze zadanie czekało działaczy Stali. Nasi najpierw przedłużyli umowy z dotychczasowymi liderami, mając tym samym gotowy szkielet zespołu. Niels K. Iversen, Matej Zagar, a zwłaszcza utalentowany junior Bartosz Zmarzlik mieli być gwarantem, że w nowym sezonie Stal znów powalczy o wysokie cele. Na liście życzeń był też były wicemistrz świata Krzysztof Kasprzak, któremu zaufano, mimo fatalnego sezonu.
- Nic dwa razy się nie zdarza, więc wątpliwe, aby Krzysztof miał równie słaby rok jak ostatni - argumentował na wiosnę prezes gorzowian Ireneusz Maciej Zmora. I nie pomylił się.
Ponieważ młodzieżową formację uzupełniali wychowankowie Adrian Cyfer i Rafał Karczmarz, stało się jasne, że nasi będą polowali tylko na zawodników drugiej linii (kolejny topowy zawodnik nie wchodził w grę z racji ograniczonego budżetu). - To będą zawodnicy, którzy mają potencjał i mogą zdobywać w meczu zarówno sześć, jak i powyżej dziesięciu punktów - zdradzał w trakcie transferowego okienka Stanisław Chomski, trener Stali.
Tak też się stało, a powroty do żółto-niebieskiej drużyny Przemysława Pawlickiego i Michaela Jepsena Jensena zostały uznane za dobre ruchy. Zupełnie inną drogą musieli podążyć włodarze Get Well Toruń. O ile wychowankowie Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski mogli być pewni dalszej współpracy, o tyle reszta drużyny żyła w dużej niepewności. Tym bardziej, że w Grodzie Kopernika nie próżnowano.
Kończącego wiek juniora Oskara Fajfera zastąpił Norbert Krakowiak, 16-letni talent z Ostrowa Wlkp. Z klubem pożegnali się też dotychczasowi prowadzący pary: Grigorij Łaguta i Jason Doyle. Torunianie zagrali vabank, bo rynek szybko się kurczył i nie było pewności, czy luki uda się godnie uzupełnić. Ostatecznie „Anioły” dokonały transferów asów o uznanej marce: Grega Hancocka i Martina Vaculika, co niewątpliwie na papierze wzmocniło zespół. W tej sytuacji pozostawienie Chrisa Holdera, na którym ślad zostawiła w końcówce sezonu 2015 kontuzja Darcy’ego Warda, przyjaciela Australijczyka, wydawało się naturalnym pociągnięciem. Drugą szansę dostał też inny senior Kacper Gomólski, który miał odkupić swe winy w tym sezonie. Aby zmobilizować go do dużo lepszej jazdy, podpisano tzw. „warszawskie umowy” z Arturem Mroczką i Grzegorzem Walaskiem, których użyto jako straszaków.
Odpowiedź na pytanie, czy były to udane transfery, miał dać początek sezonu. O ile Stal wygrywała mecz za meczem (choć co chwilę zawodził Jensen, a i Cyfer z Pawlickim jeździli poniżej oczekiwań), o tyle Get Well miał duży kłopot z nowymi liderami. Najdobitniej pokazał to właśnie majowy pojedynek między tymi klubami. Nasi wygrali aż 62:28, a w Toruniu doszło do męskich rozmów. Efekt? „Anioły” w końcu wzięły się w garść, cały zespół zdążył się spasować na drugą część rundy zasadniczej. Dzięki temu awans do play offów nie był zaskoczeniem.
Wygląda, że mimo trudności w trakcie rozgrywek, zarówno Stal, jak i Get Well postawiły na dobre „konie”, a transfery były zrobione z głową. Także osoby prowadzące te ekipy nie są z pierwszej łapanki. Trener żółto-niebieskich Stanisław Chomski ma bogaty bagaż doświadczeń i... nadzieję, że nareszcie zdobędzie „majstra”. Na udany finał liczą też w Toruniu, skoro kilka miesięcy temu wrócili do współpracy z menedżerem Jackiem Gajewskim.
To właśnie Chomski i Gajewski będą tymi osobami, które muszą znaleźć w swoich zespołach ukryty potencjał zawodników. Bo o tym, kto ustrzeli złoto, zdecydują nie tyle wpadki liderów, co właśnie zaskakująco dobry wynik tych, którzy do tej pory zawodzili. Jensen, Gomólski, Cyfer, a nawet Miedziński i Zagar to klucz do sukcesu. Ale o tym napiszemy jutro.