Stal Gorzów. Złoty wyrównany skład
To był finał godnych rozgrywek PGE Ekstraligi. Nie brakowało w nim niegroźnych, na szczęście, upadków, oraz spektakularnych „wyprzedzanek”
Po niedzielnym finale o drużynowe mistrzostwo Polski słyszalne były głosy mówiące o tym, że tor na stadionie im. Edwarda Jancarza był pełen kolein. Niemniej jednak zarówno Stal Gorzów, jak i Get Well Toruń nie szukały w nim „dziury w całym”. - Tor był równy dla wszystkich. Nawierzchnia była szorstka, zwłaszcza przy krawężniku, wymagała odpowiednio dopasowanego silnika. To nie jest łyżwiarstwo figurowe. Dramaturgii było dużo, ale nikt nie ucierpiał i kibice byli chyba zadowoleni z poziomu widowiska - powiedział szkoleniowiec gorzowian Stanisław Chomski, dla którego złoty medal był pierwszym w jego karierze trenerskiej.
O gorzowskim owalu, jak i liczbie biletów dla kibiców z Torunia (według torunian, klub z Grodu Kopernika zamiast 725 wejściówek dostał 370) nie chciał też mówić opiekun aniołów Robert Kościecha. - Nie ma co wracać do kontrowersji czy toru. Do końca wierzyliśmy w mistrzostwo. Pogubiliśmy jednak kilka punktów w pierwszym meczu, to chyba zadecydowało. To był dla nas udany sezon - dodał Kościecha.
Aczkolwiek tytuł trafił do stalowców. - O mistrzostwie zadecydował nasz wyrównany skład, w tym meczu mieliśmy tylko cztery „0”. W finale cichym bohaterem był Michael Jepsen Jensen, w kluczowym momencie pociągnął zespół - pochwalił Duńczyka Chomski. Z postawy m.in. Jepsena Jensena zadowolony też był trener juniorów „Staleczki” Piotr Paluch. - Bardzo dobrze pojechali: Bartek Zmarzlik, Krzysiek Kasprzak, Jepsen Jensen, który cały sezon miał różny, i Adrian Cyfer. Każdy punkt był na wagę złota. Kluczem była wyrównana ekipa - przekonywał szkoleniowiec.
O mistrzostwie zadecydował nasz wyrównany skład, w tym meczu mieliśmy tylko cztery „0”
Nasz junior i Duńczyk zebrali także pochwały od honorowego prezesa klubu Władysława Komarnickiego. - Chapeau baus dla naszych za to, co zaprezentowali. Zadziwił mnie w szczególności Jepsen Jensen i Cyfer. On ani razu nie zamknął gazu. Z tego tytułu jestem bardzo szczęśliwy - przyznał senator, który tak jak dwa lata temu chętnie pozował do zdjęć z cygarem w ustach.
Sam Cyfer również nie ukrywał radości ze swojego występu. - Z mistrzostwa mega się cieszę! To był mój ostatni, a drugi złoty medal jako junior. Starałem się ze wszystkich sił co miałem, bo zdawałem sobie sprawę z tego, o co jadę. Ogólnie rzecz biorąc, ta końcówka sezonu była dla mnie zdecydowanie lepsza niż jego początek. Tego roku nie mogę zaliczyć do udanych, bo był on bardzo trudny. W środku rozgrywek złapałem taki „dół”, że nie wiedziałem, czy się z niego podniosę, ale dałem radę. Zacząłem wierzyć w siebie, że mogę z każdym wygrać. Udowodniłem to na koniec ligi. Chciałbym podziękować trenerowi Chomskiemu za to, że mnie nie skreślił. Obiecałem, że odpłacę mu się za to i udało mi się to zrobić na koniec sezonu. Jestem zadowolony. Zeszło ze mnie ciśnienie - cieszył się junior.
Komarnicki nie ukrywał, że nie oczekiwał takiego naporu ze strony gości. - Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że Get Well aż tak bardzo postawi się nam. Gdyby Matej Zagar pojechał na swoim poziomie, to nie byłoby takiej, jak ja to mówię, napinki. Niemniej jednak właśnie dlatego kochamy ten sport, za jego nieprzewidywalność - dodał gorzowianin.
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że Get Well aż tak bardzo postawi się nam
Paluch też nie ukrywał, że było trudno. - Nie było łatwo, bo tam minimalnie przegraliśmy i tu trzeba było odrabiać straty. Zawodnicy byli zmotywowani, choć w ciągu zawodów różnie to bywało, ale końcówka była znakomita. Finał był godny tego sezonu, ponieważ losy medalu rozstrzygnęły się dopiero w czternastym biegu. Plan był taki, by uderzyć od początku, ale okazało się, że żużlowcy z Torunia lepiej wychodzili spod taśmy. Aczkolwiek potem było znacznie lepiej - zwrócił uwagę „Bolo”.
Szczęśliwi byli też i zawodnicy. - Cieszę się, że mogłem swoją cegiełkę dołożyć do tego mistrzostwa. Najważniejsza była jedność zespołu przez cały sezon - przyznał Zmarzlik.
Wtórował mu Kasprzak. - To było świetne widowisko, tor był znakomicie przygotowany. Wiedziałem, że będzie ciężko. Mam już trzeci tytuł, drugi ze Stalą, liczę, że nie będzie ostatni - zapowiedział drugi z liderów żółto-niebieskich.
Rewanż na „Jancarzu”, zakończony triumfem gorzowian 51:39, oczarował i gości. - Takie finały są godne tych rozgrywek. Kibice zarówno w Toruniu, jak i w rewanżu w Gorzowie zrobili taką atmosferę, że aż mroziło krew w żyłach - nie krył Martin Vaculik, z którym nie można się nie zgodzić. Oby więcej takich finałów w naszej lidze!