Stal Mielec zrobi wszystko, żeby się utrzymać
Stal Mielec po 18 rozegranych spotkaniach zajmuje 14 miejsce - ostatnie bezpieczne w tabeli piłkarskiej pierwszej ligi. To wynik, który jeszcze 30. września wszyscy piłkarze, działacze i kibice braliby w ciemno.
Jednak od 1 października, gdy zespół objął Zbigniew Smółka sporo się zmieniło. Stal zaczęła grać lepiej, szybciej, skutecznej, a przede wszystkim zaczęła zdobywać punkty. Na ten moment ma ich 20 i z takim dorobkiem obudzi się z zimowego snu na początku marca, kiedy swoje rozgrywki wznowi 1 liga.
Niemrawe lato
Na początku sezonu nikt nie wyobrażał sobie, że klub będzie musiał pożegnać się z trenerem Januszem Białkiem po zaledwie dziewięciu kolejkach. Pod jego wodzą biało-niebiescy wygrali 2 ligę w cuglach i mogli świętować awans na zaplecze ekstraklasy. Drużyna z Mielca w tej klasie rozgrywkowej znalazła się po raz pierwszy od 19 lat.
Wtedy coś się posypało. Drużynę opuściło dwóch kluczowych zawodników - Bartosz Nowak i Andreja Prokić. Do Mielca przyszli oczywiście nowi gracze, ale nikt poza Krzysztofem Kierczem nie trafił na stałe do pierwszej jedenastki.
Krzysztof Rześny, 10-krotny reprezentant Polski i zawodnik Stali Mielec w latach 1970-1978 uważa, że problemy Stali na początku sezonu były wynikiem straty dwóch wyżej wymienionych zawodników. - Janusz Białek doskonale ustawił zespół w 2 lidze, który wywalczył awans. Tyle, że ta taktyka była skrojona pod Andreję Prokicia - pod jego szybkość, umiejętności techniczne i skuteczność. Gdy go zabrakło gra się posypała. Na jego miejsce nie przyszedł zawodnik o podobnych predyspozycjach. Moim zdaniem Prokicia powinno zatrzymać się za wszelką cenę. Latem do drużyny przyszło przecież kilku zawodników ofensywnych, czyli finanse były, ale nie prezentowali oni tej klasy co Serb - wskazuje Rześny.
Smółka odmienił zespół
Janusz Białek zostawił zespół na ostatnim miejscu. Drużyna pod jego wodzą zremisowała pięć spotkań i przegrała cztery. Zdaniem działaczy to było za mało i postawiono na zmianę warty. Do Mielca przyszedł Zbigniew Smółka, były szkoleniowiec m.in. Zawiszy Bydgoszcz, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił Stal. Pod jego wodzą drużyna wygrała cztery z siedmiu spotkań, notując serię trzech zwycięstw z rzędu i na ostatniej prostej uciekła za strefy spadkowej.
Pozytywny obraz Stali, jaki wykrystalizował się w ostatnich tygodniach zaciemniły nieco dwie przegrane na koniec rundy - z Pogonią Siedlce na wyjeździe i z Górnikiem Zabrze u siebie.
- Oczywiście, sytuacja byłaby zupełnie inna gdyby te ostatnie spotkania udało się wygrać, aczkolwiek widać, że od kiedy drużynę przejął nowy trener gra ona zdecydowanie lepiej. Jest więcej ambicji, woli walki i zespołowości. Na minus możemy jedynie zapisać ostatnie 30 minut spotkania z Górnikiem, kiedy ewidentnie piłkarzom zaczęło brakować siły. To trener Smółka musi zmienić - ocenia Krzysztof Rześny, który jest nieco zaniepokojony znikomą liczbą wychowanków w mieleckim zespole.
- To kolejne wyzwanie, jakie stoi przed trenerem Smółką. Przy klubie działa SMS, ale pożytku z tego wielkiego nie ma. W zespole brakuje wychowanków, dopływu świeżych zawodników, którzy zostali ukształtowani w Mielcu. Ściągamy zawodników z innych kontynentów podczas gdy sami nie potrafimy wychować zawodników. To musi się zmienić.
Napastnik potrzebny od zaraz
Krzysztof Rześny jest przekonany, że władze klubu zrobią wszystko, aby zespół w zimie został odpowiednio wzmocniony. - W Stali musi pojawić się napastnik. Jesienią zdecydowanie brakowało zawodnika na pozycję numer „9”. Momentami szwankowała również linia pomocy, aczkolwiek uważam, że sprowadzenie napastnika ma znaczenie priorytetowe.