Stalin był zauroczony Leninem. Ale umiał mu się przeciwstawić
Byłem szczęśliwy, że mogłem poznać górskiego orła naszej partii, wielkiego człowieka, nie tylko politycznie, ale również fizycznie - wspominał Stalin - ponieważ w mojej wyobraźni Lenin przybrał kształt dostojnego i imponującego olbrzyma”. Dwudziestego szóstego listopada 1905 roku na zebraniu partyjnym wybrano Stalina i dwóch innych towarzyszy, aby reprezentowali Kaukaz podczas bolszewickiej konferencji w Sankt Petersburgu. Około 3 grudnia, posługując się pseudonimem „Iwanowicz”, Stalin wyruszył do carskiej stolicy - aby spotkać Lenina.
Kiedy Soso i pozostali dwaj delegaci jechali pociągiem na północ, car wziął odwet: Trocki i inni członkowie Rady zostali aresztowani. Zgodnie z instrukcją Stalin zameldował się w petersburskiej redakcji socjaldemokratycznej gazety „Nowaja Żyzn´”, lecz wtargnęła tam policja. Gruzini włóczyli się po ulicach, dopóki na Newskim Prospekcie nie spotkali przyjaciela. Było to znamienną oznaką tamtych czasów, że przyjezdny, taki jak Stalin, mógł spacerować głównym stołecznym bulwarem i spotkać kogoś, kogo znał. Zdarzało się to ustawicznie. Ale nie było czasu na podziwianie widoków. Przyjaciel ulokował ich u siebie na dwa dni, dopóki nie odnaleźli żony Lenina, Krupskiej, która dała im pieniądze, pseudonimy i bilety na nową podróż, do Tammerfors w Finlandii, półautonomicznym Wielkim Księstwie, gdzie swobody 1905 roku przetrwały trochę dłużej.
Stalin i pozostałych czterdziestu bolszewickich delegatów, kiepsko zakonspirowanych jako nauczyciele na wycieczce, wyjechali z Petersburga pociągiem i dotarli do Tammerfors (obecnie Tampere) kilka minut po dziewiątej rano 24 grudnia, zatrzymując się w hotelu Bauer przy dworcu: wielu z nich dostało wspólne pokoje. „Jacy wszyscy byli rozentuzjazmowani! - wspominała Krupska. - Rewolucja sięgała zenitu i wszystkich towarzyszy ogarnął ten bezmierny entuzjazm”.
Następnego ranka, w Boże Narodzenie, Lenin otworzył konferencję w hali Ludowej, gdzie kwaterowała fińska Czerwona Gwardia - bolszewicka milicja robotnicza*. Stalin czekał na swojego bohatera, spodziewając się, że zjawi się spóźniony, przetrzymawszy swoich zwolenników w niepewności: uważał, że tak właśnie powinien zachowywać się przywódca. Zdziwił się jednak, gdyż Lenin już tam był „wcześniej, rozmawiając z większością zwykłych delegatów!”. A czy był olbrzymem? „Wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, kiedy zobaczyłem najzwyklejszego człowieka, wzrostu poniżej średniego, nie różniącego się niczym od zwykłych śmiertelników”.
Niepozorny z wyglądu, lecz wyjątkowy pod względem osobowości, Władimir Iljicz Uljanow, znany jako Lenin, był niskim i krępym, przedwcześnie wyłysiałym mężczyzną z wypukłym czołem i przeszywającymi, skośnymi oczami. Był jowialny, jego śmiech był zaraźliwy, a jego życiem rządziło fanatyczne oddanie rewolucji marksistowskiej, której poświęcił swoją inteligencję, swój bezlitosny pragmatyzm i swoją agresywną wolę polityczną. Po powrocie do Tyflisu Stalin powiedział Dawriczewemu, że Lenin łączył w sobie siłę intelektualną i zmysł praktyczny, co wyróżniało go „spośród tych wszystkich nudziarzy”.
Lenin wychowywał się w kochającej ziemiańskiej rodzinie. Jego ojciec był inspektorem szkolnym w Symbirsku, matka córką właściciela ziemskiego i lekarza, którzy osiągnął rangę radcy stanu. Lenin, który miał za przodków Żydów, Szwedów i tatarskich Kałmuków (którym zawdzięczał skośne oczy), przejawiał władczą pewność siebie szlachcica*: jako młody człowiek pozywał nawet do sądu chłopów za niszczenie jego majątków. To wyjaśnia po części pogardę Lenina dla starej Rosji - często mówił o „rosyjskich idiotach”. Kiedy wymawiano mu szlachectwo, odpowiadał ironicznie: „Co ze mną? Jestem potomkiem szlachty […]. Jeszcze nie zapomniałem przyjemnych aspektów życia w naszym majątku […]. No to już, skażcie mnie na śmierć! Nie jestem godny być rewolucjonistą?”. Z pewnością nigdy nie był zakłopotany tym, iż żyje z dochodów ze swoich majątków.
Sielska idylla ziemiańskiego życia zakończyła się w roku 1887, kiedy jego starszy brat Aleksandr został stracony - to zmieniło wszystko. Lenin studiował prawo na uniwersytecie w Kazaniu, gdzie czytał Czernyszewskiego i Nieczajewa, przyswajając sobie dyscyplinę rosyjskich rewolucjonistów-terrorystów, zanim jeszcze przyjął marksizm. Po aresztowaniu i powrocie z zesłania na Syberii wyjechał do Europy Zachodniej, gdzie napisał Co robić?
„Cipy”, „sukinsyny”, „szumowiny”, „prostytutki”, „bezużyteczni idioci”, „kretyni” i „głupie stare panny” to tylko niektóre ze zniewag, jakimi Lenin obrzucał swoich przeciwników. Upojony walką, funkcjonował w obsesyjnym szale politycznej aktywności, powodowany gniewem i przymusem dominowania nad wrogami - i zmiażdżenia opozycji.
Niewiele dbał o sztuki piękne i życie osobiste. Surowa, wyłupiastooka Krupska była dlań raczej gospodynią i sekretarką niż żoną, ale wdał się w namiętny romans z bogatą, wyzwoloną i zamężną pięknością Inessą Armand. U władzy Lenin pozwalał sobie na przelotne romanse z sekretarkami, jeśli wierzyć Stalinowi, który twierdził, że Krupska skarżyła się na nie przed Politbiurem. Ale polityka była dla niego wszystkim.
Lenin nie był błyskotliwym mówcą. Miał niezbyt donośny głos i nie wymawiał „r”, ale „po chwili - napisał Gorki po pierwszym spotkaniu z Leninem - dałem się porwać, jak wszyscy, kiedy usłyszałem skomplikowane kwestie polityczne potraktowane w taki prosty sposób”. Stalin, słuchając przemawiającego Lenina, był „urzeczony nieodpartą siłą logiki, która, choć czasem zwięzła, całkowicie przytłoczyła audytorium, zelektryzowała je, a później zapanowała nad nim kompletnie!”.
Mimo to Stalin nigdy nie był aż tak zauroczony, by bać się przeciwstawić Leninowi. Nie ukształtował się jeszcze jako polityk, ale wyróżniał się już swoją hardą i wojowniczą indywidualnością. Kiedy przyjrzał się „górskiemu orłowi”, sam dał się poznać. Lenin poprosił go o referat na temat Kaukazu, ale gdy dyskutowali o wyborach do Dumy Państwowej, posprzeczali się. Lenin opowiedział się za udziałem w wyborach, lecz młody Stalin wstał i gwałtownie go zaatakował. Na sali zapanowało milczenie, a potem Lenin nieoczekiwanie ustąpił i zaproponował, aby Stalin sporządził projekt rezolucji.
„Podczas przerw w konferencji - napisała Krupska - uczyliśmy się strzelać” z mauzerów, browningów i winchesterów. Stalin nawet nosił przy sobie pistolet. Po jednej z debat podobno wybiegł z furią i strzelił z pistoletu w powietrze, gruziński raptus na fińskim mrozie. Ale konferencja nie nadążała za rozwojem wydarzeń: bolszewicka milicja w Moskwie powstała zbyt późno, aby doprowadzić do otwartej rewolty. Delegaci dowiedzieli się, że carska Gwardia Siemionowska przypuściła brutalny szturm na Presnę, robotniczą redutę. Krew popłynęła ulicami Moskwy.
Jednocześnie w Tyflisie dowódca wojsk na Kaukazie, generał Fiodor Griazanow, i generał Alichanow-Awarski, przygotowywali się do odzyskania Kaukazu i zniszczenia grup bojowych. „Reakcja - powiedział Trocki - triumfowała!”. Konferencja zakończyła się wśród zamętu.
Stalin uważał, że góruje nad wszystkimi innymi delegatami* z wyjątkiem Lenina. „Wśród tych papli - chełpił się - byłem jedynym, który zorganizował i poprowadził ludzi do walki”.
Pospieszył do Tyflisu w samym środku bitwy.
* * *
Generałowie ściągnęli kozaków, otoczyli dzielnice robotnicze, zakazali zwoływania wieców, rozkazali rozstrzeliwać rebeliantów na miejscu i zabronili noszenia kaukaskich kapturów i płaszczy, pod którymi można było ukryć broń. Osiemnastego stycznia 1906 roku generał Griazanow rozpoczął szturm. Żordanija i Ramiszwili rozkazali swoim partyzantom, do których należał Kamo i bolszewicy, bronić robotniczej dzielnicy Tyflisu.
Kiedy cztery dni później Stalin dotarł do mieszkania Swanidzego, na ulicach Tyflisu wciąż toczyły się walki. Anna Alliłujewa obserwowała z okna, jak kozacy „posuwali się naprzód, strzelając w ciemności. O świcie żołnierze wdarli się do Didube, a kozackie konie przemknęły przed naszymi oknami, ulice obstawili kozacy”. Tyflis drżał od „nieprzerwanej strzelaniny, grzechotu artyleryjskiego ognia i kawalerii na ulicach”. Sześćdziesięciu rebeliantów zginęło, dwustu pięćdziesięciu zostało rannych, dwustu osiemdziesięciu aresztowanych. Zalesione wzgórza - wspominała - były usłane ciałami zabitych. Zobaczyła „dwóch więźniów, jednego z zakrwawioną twarzą”, i krzyknęła, ponieważ rozpoznała „najodważniejszego i najukochańszego z młodych uczniów Stalina”.
- Kamo!
Kiedy Griazanow ujarzmiał Tyflis, generał Alichanow-Awarski brutalnie podbijał zachodnią Gruzję. Grupy bojowe próbowały zatarasować tunel kolejowy do Kutaisi, ale kozacy posuwali się naprzód, strzelając, grabiąc, paląc i wieszając po drodze. Zajęli Kutaisi. Żołnierze, „zabijając wszystkich bez różnicy, podpalili miasto, obrabowali tawerny i sklepy” - wspominał Cincadze. Zachód zamienił się w „popioły i zgliszcza”. Wszystko było stracone, Stalin ruszył więc na zachód, próbując przekonać chłopów, aby złożyli broń zamiast dać się zabić, ale nie chcieli go słuchać: „Byłem bezsilny”. Potem Alichanow-Awarski pomaszerował na wschód odbić ogarnięte bezprawiem, spalone Baku i płonące pola naftowe.
Cincadze i jego piękna towarzyszka Patsia Gołdawa urządzili polowanie na zdrajców, których mordowano, zanim zdążyli uciec do Tyflisu. Bojowcy, których kozacy tropili w głębi kraju, znaleźli schronienie w stolicy. Ale dni Czerwonych Drużyn Stalina dobiegły końca. Jego zwolennicy wracali do podziemia, gdzie przekształcił ich w tajny oddział zabójców. Miał już dla nich zadanie.
* * *
W Tyflisie, pod nahajkami kozaków, Stalin i mienszewicy spotkali się, by wydać wyrok śmierci. Generał Fiodor Griazanow, nazywany generałem Gównianym - był to kalambur od jego nazwiska - pogromca gruzińskiej rewolucji, stał się najbardziej znienawidzonym człowiekiem na Kaukazie. Stalin wezwał swojego najbardziej doświadczonego zabójcę, Cincadzego. Jednocześnie „pracując razem” z mienszewikami, wyznaczył innego zamachowca, Arsena Żorżijaszwilego, „który należał do gangsterów Stalina”, aby z pomocą Kamo zabił generała. Powiedział Cincadzemu:
- Przygotuj kilku dobrych chłopaków i jeśli Żorżijaszwili nie wykona zadania w tydzień, powierzymy je tobie.
Cincadze i dwaj najlepsi ludzie Stalina od „mokrej roboty” zaczęli śledzić generała, a tymczasem druga grupa wyruszyła, żeby zabić go wcześniej*.
W ciągu kilku dni podjęto dwie próby zamachu, lecz oba zostały odwołane, ponieważ generałowi towarzyszyła żona. Tymczasem Griazanow urządził kolejną masakrę na ulicach Tyflisu.
Szesnastego lutego generał w otoczeniu kozackiej straży przybocznej wyjechał z komendantury wojskowej, ignorując kilku gruzińskich robotników, malujących parkan otaczający Ogrody Aleksandrowskie naprzeciwko Pałacu Namiestnikowskiego. Kiedy kawalkada przejeżdżała obok nich, robotnicy odstawili farbę i wrzucili „jabłka” - granaty własnej roboty - do powozu, rozrywając Rzeźnika Tyflisu na strzępy. Kozacy ruszyli w pościg. Zamachowcom udało się uciec, ale ranny Żorżijaszwili został schwytany i pospiesznie stracony, natychmiast stając się w Tyflisie bohaterem.
Kto jeszcze należał go grupy uderzeniowej? Historycy zwykli przyjmować, że zamachu dokonali mienszewicy, ale w rzeczywistości było to wspólne przedsięwzięcie. Cincadze tłumaczył, że Stalin i mienszewicy działali w tym czasie „w tej samej organizacji”. Pewien ormiański terrorysta twierdził, że Stalin zlecił zabójstwo. Dawriczewy mówił, że drugim zabójcą był Kamo. W latach dwudziestych dwaj bolszewiccy terroryści zażądali nagrody za zabicie Griazanowa, ich oświadczenia odnalazły się niedawno w gruzińskich archiwach. Stalin, jak się zdaje, zlecił zamach zarówno mienszewickim, jak i bolszewickim zabójcom.
Pewien robotnik utrzymywał, że widział w pobliżu miejsca zamachu Stalina, co brzmi wiarygodnie, ponieważ Stalin chyba został ranny odłamkami bomby albo podczas ucieczki przed kozakami.
Pewnej nocy - wspominała Sasziko - Stalin nie wrócił do domu. Dziewczęta były zaniepokojone: czy został aresztowany? Później twierdził, iż biegł za tramwajem, ścigany przez policję, ale pośliznął się i zranił tak boleśnie, że Cchakaja zabrał go do Szpitala Michajłowskiego i potem ukrył w mieszkaniu Barbary Boczoridze, posługując się paszportem starego przyjaciela. Ale po zamachu w mieście wprowadzono godzinę policyjną i wszędzie stały posterunki. Żołnierze wtargnęli do mieszkania i znaleźli „Gieorgija Berdzenoszwilego” (Stalina) w łóżku z głową obwiązaną bandażem, opatrunkiem na prawym oku, skaleczeniami i sińcami na twarzy.
Rosyjscy żołnierze byli zdezorientowani, nie powiedziano im bowiem, jakie działania mają podjąć po znalezieniu zabandażowanego człowieka w łóżku. Ale ponieważ wydawało się, że jest ciężko chory i nie może się ruszyć, poszli po rozkazy do przełożonych, po czym przysłali powóz, aby przewieźć podejrzanego pacjenta do więzienia. Do tego czasu pacjent zniknął już bez śladu. Nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy posłużył się tą samą sztuczką, żeby wymknąć się policji.
Pod osłoną nocy jeden z towarzyszy przewiózł powozem Stalina, „z ranami głowy i twarzy, osłoniętego kapturem i płaszczem”, do innej bezpiecznej kryjówki.
Kiedy Stalin wrócił do domu z opowieścią o wypadnięciu z tramwaju i ucieczce przed policją, siostry Swanidze odetchnęły z ulgą, zwłaszcza Kato. Sasziko i jej mąż zdali sobie sprawę, że coś się dzieje pomiędzy nimi dwojgiem. „Stopniowo - pisze Monoselidze - kiedy Soso mieszkał u nas, moja żona i ja zauważyliśmy, że Soso i Kato mają się ku sobie…”.