W niedzielę, 17 kwietnia gorzowianie wygrali drugi pojedynek z rzędu i zachowali miano niepokonanych.
Stal Gorzów 56
MrGarden GKM Grudziądz 34
Stal: Iversen 11 (0, 3, 3, 3, 2), Jensen 2 (2, 0, 0, -, -), Zagar 5 (0, 0, 3, 2), Pawlicki 9 (3, 3, 2, 1, 0), Kasprzak 10 (2, 1, 3, 2, 2), Zmarzlik 14 (3, 2, 3, 3, 3), Cyfer 5 (2, 3, 0).
MrGarden GKM: Lindbaeck 9 (3, 1, 2, 0, 0, 3), Ljung 5 (1, 2, 1, 1, 0), Okoniewski 9 (1, 3, 2, 0, 2, 1), Buczkowski 4 (2, 0, 1, -, 1), A. Łaguta 3 (1, 2, w, -), Nowak 4 (1, 1, 1, 1), Trzensiok 0 (0, 0, -).
Sędziował: Paweł Słupski (Lublin).
Widzów: 11 000.
Jak się chce, to wszystko można. Z takiego założenia wyszli najwyraźniej działacze Stali, którzy przed weekendem popatrzyli w prognozę pogody i... słusznie przełożyli zagrożony opadami deszczu piątkowy pojedynek na niedzielę. To była dobra decyzja: w Gorzowie padało z przerwami jeszcze przez dwa dni. Wczoraj rano niebo nadal nie było łaskawe, ale już od 7.00 rano trwały prace przygotowawcze do zawodów.
Ubita uprzednio nawierzchnia spełniła swoje zadanie i tylko górna, przyczepna warstwa „materiału” nasiąknęła wodą jak gąbka. Gdy tylko chmury odpuściły, do pracy przystąpili gracarze i toromistrz Jarosław Gała. To, co zrobili, było mistrzostwem świata, bo dzięki ich wysiłkowi spotkanie z liderem nie tylko doszło do skutku, ale oglądaliśmy jeszcze świetne ściganie niemal w każdym biegu. I to od samego początku!
Zanim jednak kibice zobaczyli znakomite pojedynki, często do ostatnich metrów, zostali zaskoczeni brakiem w składzie MrGarden GKM-u byłego kapitana Stali Tomasza Golloba. - Taka była decyzja sztabu szkoleniowego, bo... istniała obawa, że warunki torowe będą bardzo trudne - usłyszeliśmy nieoficjalnie z grudziądzkiego obozu. Co ciekawe, były mistrz świata był wczoraj w parkingu, ale pojedynek zobaczył tylko w roli kibica. W jego miejsce wystąpił Szwed Peter Ljung, który spisał się na „Jancarzu” poprawnie.
Faworytami byli stalowcy, ale już pierwszy bieg pokazał, że ubiegłoroczny beniaminek ekstraligi nie zamierza poddawać się bez walki. Bardzo długo Antonio Lindbaeck i Ljung prowadzili podwójnie i dopiero fantastyczna szarża Michaela Jepsena Jensena zmniejszyła rozmiary porażki żółto-niebieskich na otwarcie. Smutek nie trwał jednak długo, bo już w kolejnym wyścigu nasi juniorzy wygrali 5:1 i Stal objęła prowadzenie, którego nie oddała już do końca.
Po dwóch seriach gorzowianie prowadzili tylko i aż sześcioma punktami. Tylko, bo byli faworytami i kibice liczyli na większą przewagę na półmetku. Aż, bo gospodarze regularnie przegrywali starty i w zasadzie w każdej gonitwie musieli odbijać punktowane pozycje kosztem grudziądzan. Było na co popatrzeć, zwłaszcza akcje Przemysława Pawlickiego, który potrafił m.in. przebić się na prowadzenie z czwartej pozycji, przypadły widzom do gustu. Także jego koledzy przeprowadzili kilka ataków z gatunku „palce lizać”.
61,63 sekundy - w takim czasie Niels Kristian Iversen pokonał cztery okrążenia w VII biegu. Zawodnik Stali Gorzów miał tym samym najlepszy czas dnia
Rywale jednak bronili się dzielnie i po serii pięciu remisów z rzędu, po IX biegu niespodziewanie wciąż byli w grze o zwycięstwo. Wpływ miała na to nie tylko ich ambitna postawa, ale również fatalna jazda kapitana „Staleczki” Mateja Zagara, który po dwóch startach miał zerowe konto. Waleczny był Jensen, ale jego dorobek też przez moment stanął w miejscu. Przełom nastąpił w X wyścigu, gdy duet Zagar - Pawlicki pokonał podwójnie osamotnionego Marcina Nowaka (jego kompan Artiom Łaguta został wykluczony z powtórki za spowodowanie upadku Pawlickiego).
W tym momencie żółto-niebiescy prowadzili dziesięcioma punktami, ale bezpieczna różnica nie uśpiła czujności gorzowskiego trenera. Ponieważ nasi chcieli wypracować sobie jak najwyższą zaliczkę przed rewanżem w Grudziądzu, Stanisław Chomski w XI gonitwie zastąpił Jensena Zmarzlikiem, licząc na kolejne 5:1 i wybicie na dobre gościom marzeń o dobrym wyniku w Gorzowie. Tak też się stało, bo nasz 21-letni junior wygrał przed Krzysztofem Kasprzakiem i goście zaczęli oswajać się z porażką. W następnym nasi za sprawą Zmarzlika oraz Zagara znów przyjechali do mety na dwóch pierwszych miejscach i tym samym nie tylko zapewnili sobie wygraną, ale również fotel lidera ekstraligi po dwóch kolejkach.
O słabości GKM-u w końcowej fazie meczu świadczyło choćby to, że nawet podwójna rezerwa taktyczna przyjezdnych w XIII biegu spaliła na panewce. Wyścigi nominowane były zatem już tylko dodatkiem do wczorajszego spotkania: najpierw gorzowianie zafundowali rywalom „dożynki”, zwyciężając szósty raz podwójnie. Za to w ostatnim wyścigu zanosiło się na rewanż grudziądzan. Niels Kristian Iversen walczył jednak do końca i kilkadziesiąt metrów przed metą rozdzielił bojową parę Lindbaeck - Rafał Okoniewski.