Stan wyjątkowy na granicy z Białorusią. "Wojna hybrydowa usprawiedliwia dehumanizację uchodźców i nieludzkie traktowanie"
- Wojna hybrydowa i budowanie narracji zagrożenia, którym mają być uchodźcy, usprawiedliwiają dehumanizację drugiego człowieka i nieludzkie traktowanie - mówią Katarzyna Pierzynowska i Katarzyna Czarnota, które były w Usnarzu Górnym. To socjolożki i członkinie Poznańskiej Garażówki - kolektywu zaangażowanego w materialną pomoc i przeciwdziałanie społecznej marginalizacji osób z doświadczeniem uchodźczym. Według naszych rozmówczyń budowanie społecznego strachu jest podwójnie wygodne: z jednej strony służy do zbijania kapitału politycznego, z drugiej ukrywa brak realnych rozwiązań dotyczących polityki migracyjnej.
Prezydent podjął decyzję o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią. Usnarz Górny i okolice przygraniczne z dnia na dzień musiały opuścić organizacje pozarządowe i media. Powodem ma być szczególne zagrożenie bezpieczeństwa obywateli oraz porządku publicznego w związku z przybywającymi tam uchodźcami, którym Łukaszenka ułatwił podróż do polskiej granicy.
Katarzyna Pierzynowska: Stan wyjątkowy to nie jest odzew na zagrożenie, które powodują migranci, ale legitymizowanie łamania prawa, którego dopuszcza się Polska. Ma to związek z narastającą liczbą materiałów dokumentujących naruszenia Straży Granicznej. Powoduje on, że obecne tam wcześniej media i organizacje pozarządowe nie mogą już monitorować i nagłaśniać tych nieprawidłowości.
Jakie prawa łamie Polska?
Katarzyna Czarnota: Podstawowe prawa, które łamane są przez Polskę, to założenia Konwencji Genewskiej, która umożliwia osobom ubiegającym się o ochronę wejście w procedury azylowe. Osoby przymusowo koczujące na granicy deklarowały taką chęć w obecności mediów i prawników. Każda osoba, która dotrze do granicy RP i zgłosi funkcjonariuszowi SG, iż chce się ubiegać w Polsce o ochronę międzynarodową, powinna zostać dopuszczona do odpowiednich procedur. Nie ma tu znaczenia sposób, w jaki te osoby przekroczyły granicę. Zastanówmy się, jak ci ludzie mają uciekać w sposób legalny, jeśli kraj ogarnięty jest konfliktem? Czy Polacy również uciekali legalnymi drogami? Nie. Jeszcze w czasach PRL nielegalnie przekraczali granice, ubiegając się o azyl w Niemczech czy np. Szwecji. Dość częstą praktyką było nawet porywanie samolotów przez polskich pilotów. Archiwa są pełne tych opowieści, tak samo jak relacji Polaków z obozów dla uchodźców. Jednak zdaje się, że o tym zapomnieliśmy... Jeżeli granica jest zamknięta, a ktoś ucieka w obawie o życie swoje i rodziny, to łapie się wszystkich możliwych sposobów. Nic w tym nowego i zaskakującego. Osoby, które znajdują się na granicy, po prostu tam utknęły, gdyż władze Polski i Białorusi wykorzystują tę sytuację do politycznej gry.
KP: Mamy sytuację, gdzie od ponad 20 dni na granicy, bez możliwości wyjścia ani w jedną, ani w drugą stronę, w fatalnych warunkach koczują ok. 32 osoby, których stan się pogarsza. Nie mają dostępu do wody pitnej i jedzenia. Odmawia się im możliwości realizacji najbardziej podstawowych potrzeb fizjologicznych oraz dostępu do opieki lekarskiej, prawnej i procedury uchodźczej. Jak wskazał przedstawiciel Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy Biurze RPO, nosi to znamiona nieludzkiego i poniżającego traktowania i może narazić Polskę na odpowiedzialność przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.
Rok temu Polska została skazana przez ETPC za ignorowanie wniosków o ochronę międzynarodową. Nielegalne cofnięcia były powszechną praktyka na przejściu granicznym Brześć-Terespol, gdzie Staż Graniczna ignorowała wnioski Czeczenów i odsyłała ich na Białoruś nawet po kilkadziesiąt razy.
KP: Ta sytuacja dzieje się dwutorowo. Z jednej strony mamy otoczoną przez polskie i białoruskie służby grupę uchodźców, a z drugiej ciągłe próby przekraczania granicy przez inne osoby, które złapane przez Straż Graniczną są wywożone z Polski. Prawo międzynarodowe zakazuje takich push-backów, czyli nielegalnych cofnięć. Każda osoba, znajdująca się po stronie polskiej, która złożyła wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową i podpisała pełnomocnictwo z prawnikiem, musi mieć zagwarantowane prawo wejścia w procedurę azylową. Ta oczywiście może się różnie skończyć, ale dopóki trwa taka osoba ma przynajmniej zagwarantowane schronienie.
KC: Obecnie obserwujemy bardziej brutalną wersję tego, co się działo na przejściach granicznych wcześniej. Wyrzucenie ludzi, którzy mają podpisane pełnomocnictwa przez polskich prawników, w środku nocy do Puszczy Białowieskiej i powiedzenie, że za ileś kilometrów są Niemcy jest cyniczną grą i czystą przemocą oraz po prostu łamaniem prawa. To spotkało m.in. osoby, które kilkadziesiąt godzin później w Puszczy Białowieskiej znaleźli aktywiści, prawnicy i poseł Sterczewski. W Puszczy Białowieskiej uciekali przed żubrami, przechodzili przez rzeki i bagna, zmęczeni i cali przemoknięci. Błąkali się po lesie przez kilka dni. To mogło się skończyć śmiercią.
Niedopuszczanie pełnomocników do obcokrajowców, którzy tego pełnomocnictwa udzieli, to kolejny problem. Jak to wyglądało w praktyce?
KP: W praktyce służby utrudniały zarówno podpisanie pełnomocnictwa, jak i kontakt z prawnikami – byliśmy świadkami, jak na naszych oczach mundurowi podarli pełnomocnictwa. Jeśli jednak udało się podpisać i zatrzymać taki dokument, to potem były kolejne utrudnienia. Prawnicy udawali się za zatrzymaną osobą do najbliższej jednostki SG, a ta zobowiązana była podać im miejsce, do którego wywożona jest osoba, wobec której posiadają pełnomocnictwo. W praktyce wyglądało to tak, że SG blokowała prawników samochodami, udzielała fałszywych informacji co do miejsca pobytu i ignorowała pełnomocników. Jeśli już udało im się dotrzeć za zatrzymanymi osobami do jednostki SG, pojawiała się kolejna przeszkoda – pełnomocnicy często nie byli wpuszczani do środka.
KC: To, jak polskie służby traktują uchodźców, pokazuje, że prawo nie działa. W Polsce nie jest respektowana Konwencja Genewska dot. statusu uchodźców, która de facto została stworzona po II wojnie światowej, aby chronić osoby uciekające z terytoriów objętych konfliktami zbrojnymi. Przemoc wobec migrujących jest usprawiedliwiana. Taki sam mechanizm obserwowaliśmy w latach 30. i 40. On jest bardzo niebezpieczny, gdyż przyzwyczaja nas do podziałów i przemocy wobec drugiego człowieka.
Narracja rządzących przybiera przepełnioną strachem retorykę wojenną. Mowa o wojnie hybrydowej i o zagrożeniu bezpieczeństwa Polek i Polaków. Prawo i Sprawiedliwość używa swojego znanego już wszystkim dyskursu obrony suwerenności i rodziny. Uchodźcami i migrantami straszono nas w 2015 roku. Teraz wykorzystywane jest to samo zagranie.
KC: To klasyczna polityka strachu i manipulowanie informacją. Społeczeństwo polskie nie jest przyzwyczajone do debaty na temat migracji i uchodźstwa. Ta debata zawsze miała w sobie dużo ksenofobii, rasizmu i nacjonalizmu, albo moralizatorstwa, dlatego tak łatwo w sprawny sposób wykorzystać tzw. kryzys uchodźczy do budowania społecznych podziałów w oparciu o politykę strachu. Jeżeli my dajemy się w to wmanipulować, to jesteśmy na bardzo niebezpiecznej drodze. Wojna hybrydowa i budowanie narracji rzekomego zagrożenia, którym mają być uchodźcy, a nie politycy odpowiedzialni za śmierć ludzi i destabilizację, usprawiedliwiają dehumanizację drugiego człowieka i nieludzkie traktowanie. Nagle okazuje się, że jeżeli ktoś jest innego obywatelstwa, to nie ma praw człowieka w ogóle. Mamy sytuację, gdzie łamane są podstawowe prawa na mocy prawa stanu wyjątkowego. W oparciu o te same mechanizmy pozbawiono m.in. Żydów polskich obywatelstwa.
KP: Wojna hybrydowa i narracja zagrożenia mają uzasadnić przemoc państwa, którą widzimy. Jest to bardzo wygodne, bo ukrywa brak polityki migracyjnej i racjonalnych rozwiązań. Bo w Polsce nie dyskutuje się o możliwych rozwiązaniach. Nasz kraj jest sparaliżowany strachem, a mamy sytuację absurdalną, która polega na tym, że na granicy koczują 32 osoby, w tym jedna 15-latka, starsza pani i inne osoby, których tożsamość została potwierdzona. To najgorszy scenariusz, który mogliśmy wybrać.
Jak zatem mogłaby wyglądać ta racjonalna polityka migracyjna?
KC: Rozsądna polityka migracyjna przede wszystkim wymaga politycznej woli i musi być oparta o długofalowe i przemyślane działania, które nie polegają na tym, żeby wykorzystywać sytuację przymusowych migrantów jako narzędzie polityczne do umacniania władzy i politycznej gry. Już w 2015 roku eksperci ONZ mówili, że żaden płot nie zatrzyma zdesperowanych osób, które chcą ocalić swoje życie. Jeżeli chcemy kontrolować migracje w sposób bezpieczny, to musimy wprowadzić system, który gwarantowałby możliwość wejścia w procedury azylowe, jednocześnie zapewniając bezpieczeństwo oraz ochronę poszanowania praw osobom uciekającym przed przemocą. Francois Crepeau, niezależny ekspert przy Radzie Praw Człowieka ONZ, w swoich licznych wystąpieniach w 2015 roku wskazywał, że jeżeli rządy Europy chcą mieć jakąkolwiek realną kontrolę nad migracjami, muszą ustanowić legalne drogi przemieszczania się ludzi. Militaryzacja granic przy jednoczesnym braku polityki migracyjnej tylko wzmacnia przemyt i sprawia, że codziennie ginie więcej osób. W Polsce jeszcze długo będziemy sobie odpowiadać na pytanie, jak miałaby wyglądać taka polityka, tym bardziej, że od lat 90. w Polsce nie ma polityki migracyjnej. Jest polityka raczej nastawiona na deportacje i brak debaty publicznej.
Czytaj także: Nikt nie słyszy, gdy toną. Felieton Emilii Bromber
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień