Starsze małżeństwo od dwóch lat nie ma ujęcia bieżącej wody
- Byliśmy wszędzie, nikt nie chce nam pomóc. Jak długo mamy żyć bez wody? - pytają państwo Kamrowscy. Gmina proponuje starszym ludziom nowe mieszkanie. W zamian za ich własne.
Teoretycznie starsi ludzie mieszkają w Wilenku, choć od wioski do ich domu jest spory kawałek. Państwo Kamrowscy są właścicielami jednego z dwóch domów leżących na uboczu, kiedyś należących do nadleśnictwa.
- Mieszkamy tu od blisko 40 lat. Od dwóch lat nie mamy wody… Chcemy żyć, jak ludzie. Kto to widział, żeby osoby w naszym wieku, schorowane, nie miały bieżącej wody… - mówi z żalem 75-latka.
Przez lata małżeństwo czerpało wodę ze studni przy dawnej leśniczówce. Ale nadleśnictwo leśniczówkę sprzedało. I gdy nastał kolejny właściciel, automatycznie stracili ujęcie wody.
Pani Anna i pan Marian twierdzą, że po pomoc byli już niemal wszędzie.
- Jak długo będę bez wody, ja, stara kobieta - pyta ze łzami w oczach.
W jednym z pokojów widzimy pełno baniaków z wodą. Na podwórku natomiast zbiornik, który napełnia im sołtys Wilenka.
Wodę czerpie z gminnego hydrantu. - Ale w nim jest tylko do mycia i prania. Mój mąż ma 79 lat, pierwszą grupę inwalidzką, ja też jestem schorowana - dodaje kobieta.
Starszego małżeństwa nie stać na wykopanie studni, a poza tym, jak podkreślają, na ich tereny nie ma wody. Dlatego o pomoc zwrócili się do wójta. Czego oczekują? Przyłączenia ich do sieci wodociągowej.
- Jeśli nie z Wilenka, bo tam daleko, to może z Brójec?
Państwo Kamrowscy twierdzą też, że gdyby tylko wybudowano przyłącze do sieci wodociągowej, mogliby w końcu wyremontować łazienkę.
- Żeby normalnie się umyć, zrobić pranie. Żeby miskę zastąpiła wanna. A tak to nawet remontu nie możemy zrobić. Bo jak bez wody? Chodzi nam tylko o doprowadzenie rury. Resztę zrobimy sami - zapewniają.
Wójt wyjaśnia, że mieszkańcom pomagano na tyle, na ile można.
- Kiedy w 2015 roku problem się pojawił, dostarczaliśmy wodę z gminnego hydrantu. Jeszcze w grudniu zakupiliśmy 100 butelek wody. Budowa wodociągu mieści się w ramach zadań własnych gminy, ale nie jest obowiązkiem - komentuje Krzysztof Neryng.
Gmina chce zaproponować małżeństwu wyremontowane mieszkanie w Szczańcu, o odpowiednim standardzie. Jednak w zamian państwo Kamrowscy mieliby przekazać gminie swój dom. Podjęto nawet stosowną uchwałę, która dotyczy m. in. takich sytuacji. Intencja jest taka, że w zamian za nieruchomość - niewiele wartą - otrzymuje się lokum o odpowiednim standardzie. Czynsz plasuje się na poziomie 5 zł za mkw. Od stawki bazowej przysługiwać mogą obniżki.
Pani Anna przyznaje, że o wstępnej propozycji wójta słyszeli. Ale oferty przyjąć nie chcą. - Mamy przecież swój dom. My chcemy po prostu wodę - dodaje. - Starych drzew się nie przesadza - mówi ze smutkiem.
Dlaczego więc gmina wychodzi z taką propozycją?
- Bo na wodociąg nie ma szans - mówi wójt.
- Przyjmując, że budowa sieci pochłonęłaby ok. 300 tys. zł, a skorzystałyby na niej dwie, może trzy rodziny, to pozostaje jeszcze kwestia zużycia wody. A w tym miejscu nie będzie ono wysokie. To oznacza, że woda by stała w rurach, a nie płynęła. Co spowoduje, że nie będzie ona spełniała warunków sanitarnych - wyjaśnia Krzysztof Neryng.
Nie ma też szans na studnię. - Nie wchodzi w rachubę budowa studni ze środków publicznych na prywatnej posesji - mówi kategorycznie wójt.
- Gmina może pomóc oferując mieszkanie. Czyli zamiast wybudować odcinek wodociągu za kilkaset tysięcy, który nie będzie dostarczał wody nadającej się do spożycia, może lepiej wydać kilkadziesiąt tysięcy na przebudowę mieszkania i takowe zaproponować - oferuje wójt.
Pani Anna, która wraz z mężem przeżyła w tym domu niemal całe życie nie chce go opuszczać. Zaznacza, że będzie szukała pomocy u urzędników wyższego szczebla.