Stelmet BC Zielona Góra miał w Ostrowie dobre tylko momenty
Pojedynek ze Stalą, zespołem z czołówki, mającym w tym sezonie spore ambicje był dla Stelmetu rozgrzewką przed play offem, bo na pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej praktycznie nasz zespół nie mógł liczyć.
Czy mecz w Ostrowie coś nam powiedział przed play offami? Niestety, niewiele. Z jednej strony zespół można pochwalić za walkę, umiejętność wychodzenia z opresji i zdolność do odwracania sytuacji na parkiecie. Cieszyć musi forma Nemanji Djurisicia, regularność z jaką ostatnio punktuje James Florence. Z drugiej strony Stelmet gra ,,falami”. Potrafi mieć kilka świetnych minut, podczas których wydaje się, że rywal nie ma szans, by potem niemal w takim samym wymiarze czasowym popaść w odrętwienie. Wtedy pozwala przeciwnikowi na zbyt wiele, ten nas z łatwością dogania i wszystko zaczyna się od początku. Nie mieliśmy z tym większego problemu kiedy graliśmy ze znacznie słabszymi przeciwnikami, bo w końcówkach zawsze górę brały wyższe umiejętności. W pojedynku z silniejszym rywalem, tak jak to było w sobotę w Ostrowie, już się nie udało. A przecież w play offach przeciwnicy będą solidni, albo bardzo solidni...
Zaczęliśmy tradycyjnie bardzo słabo, bo Stal wygrywała już 10:2. W pierwszej kwarcie długo się rozkręcaliśmy. W drugiej byliśmy bardzo blisko, bo już w 13 min, po rzucie Jarosława Mokrosa przegrywaliśmy tylko 23:24. I tak było praktycznie do przerwy.
Potrafiliśmy dochodzić rywala i kiedy wydawało się, że już teraz wyjdziemy na prowadzenie, a potem odskoczymy, popełnialiśmy błąd, albo kilka i Stal uciekała. W 19 min, po rzucie Aarona Johnsona wyglądało to już źle, bo było 42:33, ale Stelmet potrafił dosłownie w ciągu niecałej minuty sprawić, że zespoły schodziły na przerwę przy prowadzeniu gospodarzy, ale już tylko 42:38.
W trzeciej kwarcie znów Stal potrafiła się zmobilizować, a my mieliśmy kolejny ,,dołek”. W efekcie gospodarze odskoczyli. Końcówka zielonogórzan była piorunująca. Świetnie spisywał się Djurisić. Po jego dwóch trójkach przed czwartą kwartą Stelmet wygrywał 65:63!
Niestety, znów było to samo. Potrafiliśmy utrzymać prowadzenie przez cztery minuty, kiedy po rzucie Vladimira Dragicevicia było 73:70 dla nas. Potem była chwila dekoncentracji, nikt nie potrafił zatrzymać Marca Cartera i 36 min Stal prowadziła 78:73. Była jeszcze szansa, bo za pięć przewinień opuścił parkiet najwyższy u gospodarzy Shawn King.
Niestety, niewiele to nam pomogło. Teraz Stal ,,trzymała” jednak wynik. Owszem, zielonogórzanie próbowali, kilka razy w samej końcówce dochodzili rywala na odległość dwóch, trzech punktów. Niestety, nie potrafiliśmy już przechylić szali na swoją korzyść. Szkoda, bo Stal w sobotni wieczór jak najbardziej była w naszym zasięgu, a zwycięstwo bardzo by nam się przydało. Smuci fakt utraty aż 90 punktów, przegrane zbiórki i słaba skuteczność rzutów za dwa punkty...