Stelmet męczył się z outsiderem
Stelmet BC wygrał kolejny mecz w ekstraklasie, po raz 31 schodziliśmy z parkietu hali CRS jako ligowi zwycięzcy. Tyle, że mieliśmy przez wiele minut spore problemy z grającym na luzie Śląskiem.
Kiedy spotykają się lider z outsiderem, faworytem może być tylko ten pierwszy. I tak było w sobotni wieczór. Trzeba jednak przyznać, że nasz zespół bardzo się męczył z wrocławianami. Należy podkreślić , że zagraliśmy poważnie osłabieni. Mateusz Ponitka podczas czwartkowego treningu został silnie uderzony łokciem, odczuwał ból. Postanowiono, mając pod uwagę trudne spotkania pucharowe, dać mu odpocząć. Zabrakło też Nemanji Djurisicia, który skręcił kostkę w spotkaniu z Zenitem. W ekipie gości nie zagrał kontuzjowany Kamil Chanas. Był w Zielonej Górze, został bardzo miło powitany przez kibiców, ale mecz przesiedział na ławce. Nawet bez Ponitki i Djurisicia wydawało się, że nie będziemy mieli ze Śląskiem większych problemów.
Jednak mieliśmy. Śląsk ma kłopoty, ale tak jak zapowiadaliśmy przed spotkaniem jest tam kilku zawodników, którzy wiedzą co robić na parkiecie. W sumie nie potrafiliśmy zatrzymać Ukraińca z amerykańskim paszportem Denisa Ikovleva, robił co chciał Urainiec Witalij Kowalenko, a młody amerykański center Jarvis Williams ze zbyt wielką łatwością zbierał piłki na desce i poprawiał złe rzuty. Stelmet, co przyznali trener Saso Filipovski i kapitan Łukasz Koszarek, jest w trudnym momencie. Szkoleniowiec zaaplikował ekipie mocniejszą dawkę treningów, kilku zawodników złapało lekki ,,dołek”, pojawiły się urazy. Stąd kłopoty ze Śląskiem, stąd słabość rzutowa, stąd błędy i tradycyjne już ,,stójki”.
Tylko na samym początku wydawało się, że szybko odskoczymy i spokojnie będziemy kontrolować sytuację. W 5 min po rzucie Vlada Moldoveanu było 13:3, po chwili 18:8. W drugiej kwarcie, o której chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć, znów mieliśmy straszy dół. Jeszcze w 15 min po trójce Przemysława Zamojskiego było 31:22, potem pozwalaliśmy rywalom na wszystko. Szalał Ikovlev, trafiał niemal z każdej pozycji, ale miał zbyt wiele swobody. W 19 min po rzucie Kowalenki rywale objęli prowadzenie 34:33. Zespoły schodziły na przerwę przy prowadzeniu wrocławian 38:34. Bilans ostatnich pięciu minut - 14:3 dla outsidera tabeli jest nieco wstydliwy dla lidera. To było fatalne i nie do oglądania. Wydawało się, że po reprymendzie trenera Stelmet ruszy, szybko odrobi stratę i kibice będą już spokojnie oglądać to spotkanie. Niestety, męczarnie trwały nadal. Dopiero w 29 min po rzucie Dee Bosta odzyskaliśmy prowadzenie 50:49.
W końcówce potrafiliśmy odjechać wrocławianom na odległość dziewięciu punktów, by niemal w jednej chwili, po kilku koszmarnych błędach, stracić niemal całą przewagę. Na szczęście mieliśmy w ekipie Łukasza Koszarka. Kapitan znów pokazał klasę. W bardzo trudnych momentach trafił dwie trójki, świetnie prowadził grę i widział partnerów. Dołączył do niego Bost. Amerykanin zaczął fatalnie, bo do przerwy trafił jeden rzut na siedem prób, ale jak się wstrzelił , to wydatnie pomógł wygrać to spotkanie.
Oczywiście zwycięzców się nie sądzi i najważniejszy jest sukces. Niemniej jednak lider i mistrz, nawet mimo kłopotów, powinien grać lepiej.
Stelmet BC Zielona Góra - Śląsk Wrocław 83:78 (24:19, 10:19, 24:13, 25:27)
Stelmet BC: Koszarek 20 (4), Borovnjak 14, Moldoveanu 7, Zamojski 6 (2), Gruszecki 5 (1) oraz: Bost 20 (1), Hrycaniuk 7, Marc. Ponitka 3 (1), Szewczyk 2 .
Śląsk: Ikovlev 22 (5), Kowalneko 19 (1), 1Williams 14, Jankowski 13 (3), N. Kulon 6 oraz: Han i Jarmakowicz po 2.
Sędziowali: Tomasz Trawicki (Szczecin), Tomasz Trojanowski (Kraków), Łukasz Jankowski (Poznań).
Widzów: 2.500