Stelmet niczym walec. Teraz finał
Stelmet wręcz przejechał się po Energii Czarnych w jej hali. Nie było wątpliwości kto jest lepszy. Teraz kilka dni odpoczynku i finały.
Po dwóch zwycięstwach można było obawiać się meczu w Słupsku. Gospodarzezapowiadali, że tanio skóry nie sprzedadzą. Zapowiadali ostrą walkę na deskach i ograniczenie szybkich kontrataków zielonogórzan. Znaczenie miało też wsparcie żywiołowo kibicującej publiczności, a w specyficznej hali Gryfia niemal zawsze jest straszny ,,kocioł”. Jak się okazało to wszystko nie miało znaczenia wobec tego co w zaprezentował w Słupsku zielonogórski zespół. To była mądra, skuteczna gra. Aż przyjemnie było patrzeć jak nasz zespół góruje nad, dobrą przecież, ekipą gospodarzy. Jak kontroluje to spotkanie, jak potrafi korygować błędy, reagować na to co robi rywal. Widać, że zespół jest w ,,gazie”. Nikogo nie zadowala wysokie prowadzenie.
Widać to było po reakcjach trenera Saso Filipovskiego. Szkoleniowiec nawet jeśli już zespół w czwartej kwarcie wygrywał różnicą kilkunastu punktów i nic mu nie groziło, ale popełnił kilka głupich błędów, brał czas i ostro napominał swoich zawodników. To pomagało i widać było, że ekipa jest nastawiona na sukces i pewna swoich umiejętności. Przewagę nad Energą Czarnymi obrazują statystyki. Stelmet miał 48,2 proc. celności rzutów z gry (27 na 56), podczas gdy gospodarze tylko 35,6 (21/59). Szczególnie wyraźnie widać było to jeśli chodzi o rzuty za dwa. Stelmet miał 52,8 proc. (19/36), a Energa Czarni tylko 38,5 (10/26). Za trzy też byliśmy lepsi - 40 proc. (8/20), przy 33,3 proc. (11/33) rywala. Zmarnowaliśmy pięć rzutów wolnych - 75 proc. (15/20), ale gospodarze sześć - 57,1 proc. (8/14). Zbiórki wygraliśmy z ogromną przewagą 39:21 z czego w obronie naszym łupem padło 28 piłek, a w ataku 11. Mieliśmy też 20 asyst przy 15 przeciwnika. Jedynie w liczbie strat byliśmy nieco słabsi, go Energa Czarni zaliczyła ich dziewięć, a my 11.
- Na początku nie było łatwo bo do przerwy prowadziliśmy różnicą siedmiu punktów - powiedział w rozmowie z Radiem Zielona Góra Przemysław Zamojski. - Trzecia kwarta pokazała jednak, że byliśmy dobrze skoncentrowani. Pokazaliśmy swoją grę i to o co nam chodzi, czyli zbiórki i agresywna obrona. To że kolejny raz odskoczyliśmy od rywala akurat w trzeciej kwarcie nie ma żadnego znaczenia. Trzeba starać się grać równo. Owszem, błędy się zawsze zdarzają, ale jeśli się jest skupionym i ma się mniej wpadek na parkiecie, to jest łatwiej utrzymać przewagę. Wygraliśmy oba play offy po 3:0. Wyglądamy dobrze fizycznie. Nasze treningi były bardzo dobrze dawkowane. Kiedy trzeba podkręcaliśmy tempo i pracowaliśmy mocniej, żeby wtedy kiedy była taka konieczność, odpocząć i wejść do play offów ze świeżym powiewem. To się udało. Mamy finał i teraz dopiero zaczyna się prawdziwa gra.
Tyle zawodnik. Teraz zielonogórzanie mają kilka dni oddechu bo pierwszy mecz finałowy odbędzie się w przyszły czwartek w hali CRS.