Stracił prawo jazdy. A sąd: - Niewinny!
Daniel Gaweł z Kostrzyna nad Odrą to pierwszy w Polsce kierowca, który wygrał w sądzie z policją po zabraniu prawa jazdy za „przekroczenie” prędkości
- To była próba jawnego oszustwa. Teraz będę domagał się odszkodowania - mówi nam Daniel Gaweł z Kostrzyna. Ten niespełna 32-letni mężczyzna jest pierwszym w Polsce kierowcą, który wygrał w sądzie proces po zabraniu mu prawa jazdy na trzy miesiące.
2 lipca zeszłego roku Gaweł jechał z Kostrzyna do Mieszkowic. Gdy zbliżał się do Boleszkowic (to miejscowość w Zachodniopomorskiem), inni kierowcy dawali światłami znać, że w pobliżu stoi policja mierząca prędkość pojazdów. 32-latek szybkość swojego auta zmniejszył do obowiązujących w Boleszkowicach 40 km/h. Po przejechaniu 300 metrów z dopuszczalną prędkością został zatrzymany przez policjanta, który pokazał mu na mierniku prędkość: 95 km/h.
Kostrzynianin nie zgodził się z tym pomiarem. Policjant zabrał mu prawo jazdy, które wysłane zostało do starostwa powiatowego w Gorzowie.
O pomoc w walce o swoje prawa Gaweł zwrócił się do stowarzyszenia Prawo na Drodze. Ono współfinansowało 32-latkowi prawnika. Ten udowodnił w sądzie, że mierzący prędkość policjant nie przeszedł nawet szkolenia z robienia pomiaru. Sąd uniewinnił więc kostrzynianina. Za to, że przez trzy miesiące pan Daniel nie mógł kierować swoim samochodem, będzie się teraz domagał od starostwa odszkodowania.
- Będę żądał 10 tys. zł odszkodowania. Najpewniej od starostwa w Gorzowie, bo to przez ich decyzję nie mogłem jeździć samochodem przez trzy miesiące - mówi Daniel Gaweł.
To bubel a nie miernik
Funkcjonariusz używał miernika prędkości Iskra-1. - Każde badanie prędkości robione Iskrą jest obarczone gigantyczną wadą prawną - mówi Emil Rau ze stowarzyszenia Prawo na Drodze. Miernik prędkości przypomina kształtem pistolet. Z jego„lufy” nadawane są mikrofale i tu też są odbierane. Ma wyświetlacz pokazujący zmierzoną prędkość, jednak nie pokazuje... któremu pojazdowi zmierzono prędkość. - To urządzenie jest dokładne tylko wtedy, jeśli w tle jedzie tylko jeden pojazd i dodatkowo nie ma zakłóceń, które generują np. linia wysokiego napięcia, radiostacja czy włączony i często logujący się do różnych stacji przekaźnikowych telefon - wyjaśnia Rau.
Każde badanie prędkości robione Iskrą jest obarczone gigantyczną wadą prawną
W takich właśnie warunkach, a więc m.in. pod linią wysokiego napięcia zmierzona została prędkość Gawłowi. Co więcej, za jego samochodem jechało także inne auto.
Za przekroczenie szybkości policja zabrała prawo jazdy (od 18 maja 2015 r. ten dokument zabierany jest każdemu, kto przekroczył dozwoloną prędkość o co najmniej 50 km/h). „Prawko” trafiło do starostwa w Gorzowie (to ono ostatecznie je zatrzymuje). A do sądu w Myśliborzu wpłynął wniosek o ukaranie kostrzynianina grzywną.
Kto jest szafką?
Mężczyzna napisał do starostwa, aby wstrzymało się ono z zabraniem dokumentu do czasu orzeczenia sprawy przez sąd. Starostwo jednak na to nie przystało. Gaweł napisał więc do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gorzowie, ale ono podtrzymało wcześniejszą decyzję powiatu.
- Z prawnego punktu widzenie starosta nie ma innej możliwości, jak zatrzymać prawo jazdy i oddać je po wskazanym czasie. My jesteśmy tylko swego rodzaju „szafką” na dokumenty - mówi „GL” Wiesław Ciepiela, rzecznik Starostwa Powiatowego w Gorzowie.
Ze słowami rzecznika nie zgadza się kostrzynianin. - Starostwo mnie olało - mówi dosadnie 32-latek. I od razu pokazuje nam artykuł 97 w kodeksie postępowania administracyjnego. W nim czarno na białym stoi: „Organ administracji publicznej zawiesza postępowanie (...), gdy rozpatrzenie sprawy i wydanie decyzji zależy od uprzedniego rozstrzygnięcia zagadnienia wstępnego przez inny organ lub sąd”.
Starostwo mnie olało
A co do sądu... Daniel Gaweł to pierwsza w Polsce osoba, która wygrała w sądzie z policją sprawę dotyczącą zatrzymania prawa jazdy. - Postępowanie dowodowe prowadzi do tak wielu wątpliwości, że nie można przyjąć, że wina jest wykazana w sposób nie budzący wątpliwości. Głównym dowodem miał być wynik pomiaru dokonany miernikiem typu Iskra. Jak wiadomo, urządzenie to nie spełnia wymogów, jakie powinno. Pomiaru dokonano w miejscu, które pozostawia wiele do życzenia. Policjant nie był w stanie wykluczyć, że prawdzie odpowiada to, co mówił sam obwiniony: że za nim jechał biały bus. Zgodnie z zasadą domniemania niewinności, jedyny wyrok, jaki może być, to uniewinniający - uzasadniał myśliborski sędzia Damian Carewicz. Co ważne, w trakcie procesu obrońca 32-latka Michał Skwarzyński wykazał, że policjant, który mierzył prędkość, nie przeszedł nawet fachowego przeszkolenia.
Pomiaru dokonano w miejscu, które pozostawia wiele do życzenia
Po uniewinnieniu Gaweł zamierza walczyć o odszkodowanie za to, że nie mógł jeździć własnym samochodem (to jest swego rodzaju ograniczenie wolności).
A co na to wszystko policja? - Nie będziemy komentować sprawy - mówi Jacek Poleszczuk, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Myśliborzu.