Polki bez wahania wychodziły na ulice, gdy trzeba było walczyć o swoje prawa czy lepsze życie. Kobiety dzielnie walczyły podczas wojny, ich protesty wybuchały w PRL-u. Dziś wzorem matek i babć także manifestują. O historycznej i współczesnej roli kobiet w przemianach społeczno-politycznych w Polsce mówi dr Paulina Pustułka z Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS.
Jaki wpływ miały kobiety na odzyskanie niepodległości przez Polskę? Zwykle ukazuje je jako ciche wsparcie, bardziej w domowym zaciszu.
Dr Paulina Pustułka: Ruch emancypacyjny dotarł na ziemie polskie już kilka dekad wcześniej, więc Polki - przede wszystkim z zamożniejszych inteligenckich rodzin - łączyły działania na rzecz niepodległości państwa z przedsięwzięciami skoncentrowanymi na równości płci. Już od dawna historycy wskazują, że kobiety podejmowały nie tylko role edukacyjne, polegające na tym, że starały się dotrzeć do różnych środowisk społecznych - także wiejskich - z przekazem wyzwoleńczym i pro-kobiecym, ale także brały udział w walce.
Co wpłynęło na to, że Polki wywalczyły prawa wyborcze jako jedne z pierwszych?
Dziś z perspektywy współczesnego rozumienia dyskryminacji i wykluczenia, powiedzielibyśmy, że Polki wykluczone były zarówno w sferze publicznej (państwowość, prawa wyborcze), jak i prywatnej (braku niezależności finansowej, możliwości realizacji aspiracji edukacyjno-zawodowych). Jeśli do tego dodamy postulaty związane z ochroną rodzin (matek i dzieci), odpowiemy sobie na pytanie dlaczego tak dynamicznie i stosunkowo szybko Polki wykorzystały szansę zdobycia praw wyborczych.
Czytaj także: Trybunał Konstytucyjny podjął decyzję. "Zakaz aborcji ze względu na wady płodu"
Czy Polki, patrząc na naszą historię, są waleczne? Walczyły i walczą zawsze o swoje prawa, potrafią się zjednoczyć i zbuntować? Czy może dopiero wychodzą na barykady, gdy sprawy są na ostrzu noża?
Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie i warto pewnie wyjść nieco poza perspektywę genderową/soczewkę płci. Z jednej strony mamy dyskurs historyczny, który często pokazuje nasz naród jako w szczególny sposób waleczny w odniesieniu do tożsamości narodowej. To widać także w przedstawieniach kobiet jako matek i żon czekających wiecznie na powroty mężczyzn z kolejnych wojen czy w legendach o kobietach wybierających śmierć w obliczu napaści - zwłaszcza seksualnej - wroga. Choć te przekazy - wobec obu płci - są wyraźne w edukacji historycznej i dyskursie o przynależności do narodu, z czasem stały się dużo mniej namacalne i niekoniecznie mają odbicie we współczesnych praktykach społecznych. Mówię tu szczególnie o zasadniczo niskich odsetkach związanych z partycypacją społeczno-polityczną i poczuciem wpływu jednostkowego na życie publiczne w kraju.
Zobacz też: Kościół w Polsce zadowolony z wyroku TK w sprawie aborcji. Abp Gądecki: Z wielkim uznaniem przyjąłem decyzję
Polacy są krytyczni wobec reprezentacji w gremiach rządzących, ponad połowa obywateli i obywatelek nie uważa, że może zmienić coś w kraju, tylko około 1 na 4 osoby angażuje się w działania partycypacyjne, a wiedza o tym jak można włączyć się w proces decyzyjny na poziomie lokalnym jest niewystarczająca. Taki portret obywateli i obywatelek jako odseparowanych od władzy sprawia, że dopiero decyzje uderzające w godność i wolność w sposób fundamentalny powodują zdecydowane działania na masową skalę w danym środowisku i nie są przynależne jedynie kobietom. Społeczne wyobrażenie powstałe na gruncie przeszłych protestów rewiduje „męskość” bądź „kobiecość” strajków w dobie Solidarności. Warto pamiętać, że już w III RP protestowali tak rolnicy, jak i pielęgniarki.
Skąd w nas, kobietach, taki głośny bunt, gdy chodzi o zmienianie praw, które bezpośrednio dotyczą konkretnej grupy społecznej, a więc kobiet? Widać, że kobiety są stanowcze i wytrwałe, jeśli chodzi o czarne protesty - tak było w 2016 roku, tak jest i dzisiaj.
Dostęp do aborcji jest zasadniczym elementem szerszego programu społeczno-politycznego mówiącego o sprawiedliwości i sprawczości reprodukcyjnej, która to przede wszystkim jest udziałem kobiet. Prawa reprodukcyjne - przez wzgląd na ich relacje wobec seksualności - w Polsce często spychane były do sfery prywatnej albo oddawane pod dyktat neoliberalnego rynku (np.: możliwość posiadania/nieposiadania dzieci jako uzależniona od możliwości finansowej rodziny/kobiety). Tymczasem prawa reprodukcyjne to część praw obywatelskich obejmujących zarówno decyzyjność w zakresie nieposiadania dzieci (edukacja seksualna, dostępność antykoncepcji, aborcja), jak i umożliwiających kobietom świadome i godne macierzyństwo (wsparcie społeczne i materialne matek i dzieci, system zabezpieczeń socjalnych dla matek, leczenie niepłodności i technologie in-vitro).
Obywatelki zdają sobie sprawę, że zamach na wolność kobiet w jednym, szczególnie upolitycznionym obszarze kwestii aborcyjnych, może być prekursorem erozji praw kobiet i mniejszości w pozostałych kwestiach. Dodatkowo nie jest bez znaczenia, że akurat w przypadku czarnych protestów i wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, decyzje polityczne będą mieć dramatyczne skutki dla sprawczości i zdrowia (w tym zdrowia psychicznego) dotkniętych nimi kobiet. Nie ma zatem innej drogi niż stanowcze i wytrwałe protesty, które będą - w mojej opinii - trwać.
Potrafimy być solidarne w swoich sprawach? Czy jakoś wyróżniamy się na tle przedstawicielek innych narodów?
Historia upolitycznienia aborcji w Polsce stawia nas obok Stanów Zjednoczonych czy Irlandii, choć akurat te dwa kraje idą teraz w przeciwnych kierunkach w ramach dopuszczalności przerywania ciąży (Irlandia) i prognozowanego podważania decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe vs Wade. Problemem jest negatywny autostereotyp i powtarzanie szkodliwych sloganów o tym, że nie umiemy współpracować, że kobiety nie umieją zarządzać, że zmarnujemy kapitał strajku przez wewnętrzne konflikty itp. Wiadomo, że nie jest tak, że nagle pół narodu zgodzi się ze sobą w 100% z uwagi na zagrożenie, więc należy wyzbyć się mylnego pojęcia solidarności jako braku różnorodności.
Czy Polki są feministkami? Wydaje się, że samo słowo feministka jest wciąż w naszym kraju demonizowane, a kultywowany jest obraz matki-Polki i oddanej żony - który przecież z feminizmem nie musi się wykluczać.
W badaniach w projekcie GEMTRA, dotyczącym tranzycji do macierzyństwa w trzech pokoleniach Polek, pytamy nasze badane wprost o uważanie się za feministkę. Wyniki pokazują, że nagonka na gender i feminizm poskutkowała niechęcią wobec takiej identyfikacji. Niemniej najczęściej słyszymy od kobiet wypowiedzi typu „nie jestem feministką, ALE", gdzie w drugim członie wypowiedzi badane dzielą się poglądami absolutnie feministycznymi. Tak jak nie ma jednego feminizmu, tak i nasze badane mówią o różnych kwestiach: nierównościach w rodzinie, dyskryminacji na rynku pracy, braku reprezentacji politycznej, krzywdzących stereotypach. Kobiety, które są lub lada chwila będą matkami (w projekcie GEMTRA wywiady były prowadzone z ciężarnymi), raczej kontestują wzór matki-Polki, zwłaszcza w jej wydaniu poświęcającym się i nieszczęśliwym. Wiele z nich dostrzega, że ruchy feministyczne działają na rzecz matek.
Jak kobieca niepokorność jest odbierana w naszym kraju? Mówiła Pani o feminizmie, że według badań kobiety w Polsce się z nim nie identyfikują, choć zawsze jest to "ale". A co z tą kobiecą niepokornością, głośnym wyrażaniem swojego zdania, poglądów - jak to jest odbierane społecznie? Być może inaczej podchodzą do kobiet kobiety, a inaczej mężczyźni.
W Polsce mamy problem pewnej niedokończonej rewolucji, związanej zarówno z historycznym przeskoczeniem „fal feminizmu" i braku pełnych skutków rewolucji seksualnej w obyczajowości, ale także z uwagi na ciągle znaczącą rolę kościoła w życiu publicznym, politycznym i u władzy. Nadal operujemy na dychotomiach: mężczyzna ma być zdobywcą i może głośno wyrażać swoje przekonania, podczas gdy idealny model kobiecości to ciągle często skromność, uległość i zamknięcie w sferze domowo-opiekuńczej. Taka jest niezaprzeczalnie dominująca wizja kobiety w polskim kościele katolickim.
Czytaj też: Komentarz: Niepokorne kobiety zapisały się w historii Polski
W efekcie oporu wobec zmiany społecznej i równości płci, wolności osobiste w sferze życia seksualnego, rodzinnego czy osobistego - chociaż powinny być niekwestionowane - w Polsce wcale takimi nie są. Niepokorne kobiety - tak samo zresztą jak ulegli mężczyźni - rodzą społeczny niepokój, obawę o to co przyjęliśmy (błędnie) uważać za jakiś „naturalny” porządek rzeczy. W konsekwencji zachowania społeczne kobiet jako obywatelek biorących udział w protestach często nie jest analizowane pod kątem sedna sprawy, czyli faktycznych skutków proponowanych aktów prawnych dla polskich kobiet i polskich rodzin. Zamiast tego spotykają się z normatywizowaniem, ocenianiem i moralizatorstwem wycelowanym w normy kobiecości, w czym szczególnie brylują panowie krytykujący język czy ubiór „niepokornych" uczestniczek. To przejaw strachu wobec masowej niepokorności.
-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień