Strajk w JSW: Policja strzeliła mi w głowę. I mówi, że miałem pecha
Strajk w JSW miał kilka dramatycznych momentów. Przed siedzibą JSW doszło do zamieszek. 35-letni Marcin Gralak został ciężko ranny podczas zamieszek pod Jastrzębską Spółką Węglową. Teraz chce iść do sądu. Przeciw policji.
Po 24 dniach pobytu w szpitalu, do domu wrócił Marcin Gralak, 35-letni górnik z Zofiówki, który został najciężej ranny podczas starć z policją pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Do starć doszło w lutym. Został on postrzelony z broni gładko-lufowej w głowę. Miał obrażenia czaszki, obrzęk mózgu i złamaną nogę. Do tej pory nie zabierał głosu w mediach, ale teraz zamierza walczyć o zadośćuczynienie.
Nie wie, kiedy padł strzał. Przyszedł popatrzeć
Marcin Gralak z przerażeniem wspomina wydarzenia sprzed miesiąca. - Przeżyłem koszmar, choć nic złego nie zrobiłem - mówi. - Nie chciałem nic mówić, bo bałem się, że moja sytuacja się jeszcze pogorszy, ale teraz wiem, że muszę zabrać głos. Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów dopiero się rozpoczęło, a już usłyszałem o tym, że prokurator, która sprawę prowadzi, nie widzi tutaj winy policjantów. Z takim nastawieniem prokuratora nie widzę szans, żeby sprawa została rzetelnie wyjaśniona - powiedział nam pan Marcin, który z innymi poszkodowanymi przygotowuje skargę.
Młody górnik nie rozumie, dlaczego został postrzelony w głowę. Pod siedzibą JSW zjawił się przypadkowo.
- Przyjechałem zobaczyć, co się dzieje. Chwilę porozmawiałem z bratem, który był w tłumie górników. Wyciągnąłem telefon i chciałem nakręcić filmik. Nie wiem, w którym momencie poczułem strzał w głowę i upadłem tak niefortunnie, że złamałem nogę - relacjonuje pan Marcin. Żadnych ostrzegawczych komunikatów nie słyszał. - Choć byłem ranny, policja nie pozwoliła karetce wjechać w tłum, żeby mnie zabrali. Dopiero po kilkudziesięciu minutach wezwano pogotowie, które stało za budynkiem spółki, i pojechałem do szpitala, a tam okazało się, że mam obrzęk mózgu, pęknięcie czaszki i to cud, że kula nie trafiła parę centymetrów dalej, bo mógłbym nie przeżyć - mówi wstrząśnięty górnik.
Do dziś ma nogę w gipsie i nie wie, kiedy wróci do pełnej sprawności.
- Pracowałem na dole, w kopalni i chcę do tej pracy wrócić, ale nie wiem, czy mój stan na to pozwoli. Mam na utrzymaniu troje dzieci i żonę. Jeśli nie puszczą mnie na dół, nie wiem, co będzie... - martwi się 35-latek i liczy, że śledztwo coś wyjaśni. - Nie chcę słyszeć, że miałem pecha... - żali się.
- Kiedy leżałem w szpitalu, na moje piętro przybiegła grupka pięciu wyrostków, którzy mogli być sprawcami tej zadymy. Kręcili filmiki stojąc w oknie, a na widok policji uciekali. W dodatku na wszystkich nagraniach widać, że była osoba w białej czapce i pikowanej kurtce. Ten człowiek rzucał kamieniami. Dlaczego jego nie złapali? Nie wiem - dziwi się pan Marcin.
Czy to przestępstwo nadużycia władzy?
Gliwicka prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie możliwości przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy policji podczas demonstracji pod siedzibą JSW.
Wniosek do prokuratury złożyły trzy osoby, w tym jastrzębski poseł Grzegorz Matusiak, który uważa, że policjanci naruszyli prawo.
- Funkcjonariusze strzelali, także z bliskiej odległości, z broni gładkolufowej oraz armatek wodnych do bezbronnych uczestników przemarszu, co wyczerpuje znamiona przestępstwa nadużycia władzy przez funkcjonariusza publicznego, a to grozi karą pozbawienia wolności do lat trzech - mówi poseł Matusiak - w imieniu poszkodowanych. W sumie podczas starć z policją przy JSW w dniach 3 i 9 lutego rannych zostało kilkadziesiąt osób.
Policja też czuje się poszkodowana
Komendant Komendy Miejskiej Policji w Jastrzębiu, mł. inspektor Mariusz Dziadek, podczas nadzwyczajnej sesji Rady Miasta w Jastrzębiu-Zdroju wyjaśniał, że policjanci też zostali narażeni na niebezpieczeństwo, byli atakowani i musieli zastosować środki przymusu bezpośredniego.
- Policja użyła środków przymusu bezpośredniego i była to ostateczność, ponieważ demonstrujący nie reagowali na komunikaty - wyjaśniał komendant. Dodawał też, że broń gładkolufowa nie jest bronią ostrą, a jedynie środkiem przymusu bezpośredniego, który nie ma powodować większych uszkodzeń ciała. Wątpliwości wzbudza jednak fakt, że poszkodowani mają rany głowy, a nie poniżej pasa, jak to powinno mieć miejsce w przypadku stosowania środków przymusu bezpośredniego.
Sprawą zainteresowała się nawet rzecznik praw obywatelskich, prof. Irena Lipowicz.
- Policja stanowczo zaprzecza, że celowała powyżej pasa, strzały oddawane były tylko w nogi. Jeśli te osoby zgłoszą się do mnie, w każdym przypadku biegli mogliby ocenić, czy to był rykoszet czy bezpośredni strzał w skroń z broni gładkolufowej, a wtedy będziemy mówić o przekroczeniu uprawnień - wyjaśniała w rozmowie z DZ prof. Lipowicz.
Śledztwo w toku. Może jednak trwać latami...
Rzecznik gliwickiej prokuratury, Piotr Żak, potwierdził, że przesłuchano już trzy osoby pokrzywdzone i dwóch działaczy związkowych, świadków zdarzenia. - Otrzymaliśmy dokumentację policji na temat organizacji działań przy JSW. Prokurator zwrócił się też o przekazanie dokumentacji medycznej na temat stanu poszkodowanych i policjantów, którzy trafiali na izbę przyjęć - zaznacza prokurator Żak.
- Ważne jest też to, że wyznaczona do przesłuchania, oprócz poszkodowanych, jest także grupa policjantów, którzy nie mogą być przesłuchiwani przez swoich kolegów policjantów, ale przez prokuratora - twierdzi Piotr Żak i przyznaje jednocześnie, że takie śledztwo może potrwać latami.
*Waloryzacja rent i emerytur 2015 PODWYŻKA NIE DLA WSZYSTKICH JEDNAKOWA
*16-letni Wojtek z Piekar zmarł na lekcji WF. Szok w szkole ZDJĘCIA
*Zielony jęczmień na odchudzanie? Tak! To działa. Właśnie zielony jęczmień stosują gwiazdy TV
*Koncert Linkin Park w Rybniku POZNAJ SZCZEGÓŁY + BILETY
*Śląsk Plus - pierwsza rejestracja za darmo. Zobacz nowy interaktywny tygodnik o Śląsku