Strategia podnóżka [komentarz]
Setnie bawi mnie kolejna próba „zamachu” na prezydenta Andrzeja Dudę, o której poinformowała bulwarówka.
To już druga próba „zamachu” po założeniu przez groteskowe BOR starej opony do prezydenckiej limuzyny. Bezradnie zastanawiam się, kto i dlaczego miałby „zamachnąć” się na głowę państwa? Andrzej Duda jest zaledwie mało finezyjnym wykonawcą poleceń Jarosława Kaczyńskiego i rejentem PiS. W interesie Rosji jest podtrzymywanie tej władczy. Dla Moskwy rządy PiS są wymarzone - skłócone społeczeństwo, nieprzewidywalna władza i rozchwiane państwo. Czego więcej może chcieć car Putin?
Drugi problem, też prezydencki, to trwająca narodowa debata, czy Barack Obama poklepie wkrótce Andrzeja Dudę po plecach, czy też nie poklepie? Wygląda na to, że nie i jest to jakiś pstryczek w nos prezesa Kaczyńskiego. Ale nie przesadzajmy, Ameryka dostrzega Polskę tylko i wyłącznie wtedy, gdy Rosja zaczyna się rozpychać w Europie Wschodniej. A skoro Putin nie może odbudować imperium kosztem dawnych wasali, Obama woli klepać po plecach Japończyków i południowych Koreańczyków, bo stamtąd najbliżej do Chin. I nie pomoże tu nawet Akademia Sztuki Wojennej Macierewicza, bo tak ma się nazywać obecna Akademia Obrony Narodowej.
W ogóle polska miłość do Ameryki jest dla mnie zagadką. Zgoda, to jedyne światowe mocarstwo, z którym - ze strategicznego punktu widzenia - lepiej dobrze żyć. Ale taktyka podnóżka, którą od 26 lat stosują nasi przywódcy, jest żałosna.
Tymczasem Barack Obama, pokojowy noblista, kieruje mocarstwem, które się walnie przyczyniło do zniszczenia struktur i wielowiekowych tradycji państw muzułmańskich. Bliski Wschód, podobnie jak Afryka Północna, to synonimy wojny. Ile się Ameryka musiała napracować - z naszą pomocą - by powstało Państwo Islamskie? Ile setek tysięcy będzie jeszcze ofiar, zanim chrześcijański świat zrozumie, że nawet zachodniej demokracji lepiej nie wwozić na czołgach.