Strażacy gasili pożar przez noc i dzień
To była bardzo trudna akcja dla strażaków, zamarzała woda i sprzęt strażacki oraz hydrant. W Brodach pod Legbądem spalił się budynek przy tartaku.
Strażacy musieli cały czas pracować w aparatach tlenowych ze względu na ogromne zadymienie. Wstępne straty oszacowano na 800 tys. zł.
Pożar powstał w budynku socjalno - biurowy tartaku w Brodach, pod Legbądem. - W pierwszej fazie pożar wyglądał niegroźnie i pracownicy próbowali ugasić sami - opowiada Krzysztof Łangowski - dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej PSP w Tucholi. - Myśleli, że pożar jest ugaszony i zaczęli wietrzyć pomieszczenia. Jednak ogień dostał się w przestrzenie między ścianami i ociepleniem i bardzo szybko zaczął się rozprzestrzeniać. Ciąg w przewodach wentylacyjnych spowodował, że paliło się bardzo szybko. Gdy przyjechaliśmy, ogień był w całym budynku. Akcja była trudna i trwała bardzo długo. Na szczęście właściciel tartaku zapewnił nam ciepłe napoje i jedzenie.
Jak opowiada strażak, przy temperaturze 19- 20 stopni mrozu była bardzo trudna akcja, ściągnięto także cysternę z wodą . Trudno było ustalić źródło ognia. Było duże niebezpieczeństwo, bo na głowę spadały palące się belki. Akcja trwała od popołudnia, całą noc i do godz. 13.30 w środę. Potem został jeszcze jeden zastęp strażaków. Koledzy sprawdzali i pilnowali jeszcze budynku, bo było ryzyko, że jeszcze może się coś tlić - dodaje Łangowski. - Apelujemy do wszystkich. Gdy coś się zapali, nawet jak ugasicie, nie bójcie się wezwać straży. My sprawdzimy wszystko.
W pożarze na szczęście nikt nie ucierpiał. Spalił się doszczętnie budynek z magazynem wyrobów gotowych. Straty wstępne podane przez właściciela są ogromne.
- Wycenił je na 800 tys. zł, a wyposażenia magazynu wyrobów gotowych na 100 tys. zł - wymienia dowódca. - Strażacy gasili pożar i od zewnątrz i wewnątrz. Używali piły do cięcia drewna i betonu oraz wysięgnika.
Strażak przypomina wszystkim o zachowaniu ostrożności przy paleniu w piecach i odizolowaniu materiałów łatwo palnych od źródeł ognia.