- Wyrzucili mnie za drzwi, absurdalnie oskarżając o to, że w nocy... otworzyłam im sejf. Grozili policją i kłopotami. To było nienormalne zwieńczenie mojej dwumiesięcznej pracy u zamożnej rodziny T. pod Madrytem.
Jechałam tam z marzeniami, że poznam miłych ludzi, poduczę się języka, zwiedzę Hiszpanię. Skończyło się wizytą w szpitalu i wielkim stresem - opowiada o swym wakacyjnym doświadczeniu studentka z Bydgoszczy.
Dwa dni przed końcem wakacyjnej pracy u rodziny T. w podmadryckim Las Rozas Marta, studentka z Bydgoszczy, przysłała rodzicom post, w którym inna polska au pair opisuje koszmarne okoliczności, w których rozstała się ze swoją rodziną goszczącą. Pod nieobecność dziewczyny „hostka” splądrowała jej pokój, znalazła butelkę z syropem i wyrzuciła ją z domu pod pretekstem znalezienia… narkotyków. Nie zapłaciła Polce za wykonaną wcześniej pracę, a na prośbę o pieniądze na pokrycie kosztów wynajęcia hotelu do czasu powrotu do kraju postraszyła policją. „Operka” sama prosiła o wezwanie patrolu, chciała udowodnić, że gospodyni kłamie… Drzwi były już jednak zamknięte, a walizka stała za nimi…
Mogło być gorzej?
- Może być, jak widać, gorzej - pisała dwa tygodnie temu zrezygnowana Marta. Po dwóch miesiącach fatalnych doświadczeń ze swoimi gospodarzami, ostatniego dnia „roboczego” doszło między nią a nimi do najostrzejszej kłótni. Matka dzieci, którymi się Marta opiekowała, kolejny raz wściekała się o to, że nie udało się uśpić po południu pięcioletniego chłopca. Zażądała od bydgoskiej „operki” odpracowania tego w ostatni pod ich dachem, wolny dla Marty dzień. Dziewczyna odmówiła. Była zmęczona, zestresowana, chciała ostatni weekend spędzić na wycieczce. Wyjechała wieczorem do Madrytu na spotkanie ze znajomymi. Tymczasem okazało się, że historia opisywana na wstępie miała się stać i dla niej nie tylko teoretyczna.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień