Subtelny, uczciwy cenzor pilnie poszukiwany
Nowe zjawisko pojawiło się ostatnio na Facebooku, jednym z najpopularniejszych serwisów społecznościowych. Ma postać wykrzyknika na czerwonym tle, który dodawany jest do przesyłanych przy pomocy Facebooka artykułów. Taki symbol oznacza, że rozpowszechniana informacja może być fałszywa, a w każdym razie jej rzetelność została zakwestionowana. Odbiorca powinien więc traktować tak oznakowaną wiadomość z dużą ostrożnością, nie powtarzać bezkrytycznie, a może nawet zupełnie nie wierzyć w opisane w niej zdarzenia
To zjawisko interesujące, bo świadczy o tym, że nieskrępowana wolność wypowiedzi zaczyna internautom trochę ciążyć. Może „ciążyć” to złe określenie, bo swoboda wypowiedzi to przecież sól ziemi, ale widać, iż nowe media zaczynają sobie zdawać sprawę z tego, że słowo w rękach oszustów lub ludzi naiwnych może sprawić wiele problemów. To prawda banalna, lecz przecież świat Facebooka cały czas jeszcze jest zjawiskiem młodym, więc dopiero odkrywa swoje internetowe Ameryki.
Czerwony wykrzyknik zastosowany na Facebooku jest z jednej strony znaczkiem niewinnym, który nie eliminuje i nie odmawia prawa do publikacji, z drugiej strony jednak jest wyraźnym piętnem wątpliwości. To forma kontroli, można by nawet powiedzieć rodzaj cenzury, tylko że bardzo subtelnej, nieporównywalnej z brutalnymi metodami stosowanymi w przeszłości również i w Polsce w świecie słowa drukowanego. Klikając w czerwony wykrzyknik, można się dowiedzieć, kto i dlaczego kwestionuje prawdziwość informacji - a potem już sami decydujemy: wierzyć czy nie.
Dobrze pomyślane, ale nie wiadomo jeszcze, jak to będzie działać i czy taka metoda odniesie jakikolwiek skutek.
Ciekawe jest jednak nawet i to, że media społecznościowe starają się okiełznać totalne bezhołowie internetu. Nieskrępowana swoboda była bowiem dotąd uznawana przez internautów za zdobycz, swoistą „źrenicę wolności”.
Możliwe, że przyspieszenie prac nad wprowadzeniem do internetu jakiegoś mechanizmu weryfikacji wiąże się ze zwycięstwem Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Powinno to budzić zainteresowanie i u nas, bo przecież internet odgrywa coraz większą rolę także podczas wyborów w Polsce.
Czerwony wykrzyknik do polskiego Facebooka jeszcze nie dotarł. Trochę szkoda, bo i u nas informacje fałszywe, różne postprawdy szerzą się poprzez sieć w zastraszającym tempie. Nasuwa się jednak od razu pytanie, komu w Polsce Facebook powierzyłby prawo do kwestionowania prawdziwości podawanych faktów? W Ameryce z tym sobie jakoś poradzili. U nas można przewidywać poważne problemy. Polska cierpi na brak niepodważalnych autorytetów i nawet w internecie trudno byłoby je znaleźć.