Sukces cieszy, wzrusza i buduje
Jerzy Walczak na mistrzostwa zabrał tylko Krzysztofa Bartczaka i Michalinę Kwaśniewską. Bo nie liczy się ilość, a jakość. Oboje stanęli na podium!
- Tak, jestem w formie. Mam nadzieję, że zdobędę medal - mówił nam wieloboista Bartczak miesiąc przed halowymi mistrzostwami Polski w Toruniu. A ponieważ nie rzuca słów na wiatr, w ubiegły weekend walczył jak lew. Startując w siedmioboju, poprawił życiówki w aż sześciu konkurencjach (na 60 m - 7,15; w kuli - 13,45; wzwyż - 1,78; na 60 m ppł. - 8,80, w tyczce - 4,20 i na 1.000 m - 2.40,69). Zgromadził 5.095 punktów - to kolejny rekord. I to w jakich okolicznościach!
- Przeszkadzała mi kontuzja pięty. Nie mogłem normalnie skakać wzwyż i w dal. Gdyby nie to, miałbym złoto - przekonuje 21-letni Bartczak. Sięgnął po srebro, a wydarł je dopiero w ostatnim boju, czyli wyścigu na 1.000 m, w którym poszedł na całość. - Dokładnie takie było zadanie, żeby „polecieć w trupa” i wygrać ten bieg. Jednego z rywali musiałem wyprzedzić o 18 sekund. Wyprzedziłem o ponad 30. Życiówkę poprawiłem o 10 sekund. Ale czułem, że jestem na to przygotowany. Chyba nawet mogłem pobiec jeszcze trochę szybciej.
Bartczak to doskonały przykład na to, że chłopak z niewielkiej miejscowości może osiągać wielkie wyniki.
Pochodzi z Czarnowa pod Krosnem Odrzańskim. Od najmłodszych lat grał w piłkę. Jako uczeń gimnazjum w Wężyskach startował też w zmaganiach lekkoatletycznych. - Skoki, biegi, kulą coś pchałem... Wygrywałem te zawody, zdobywałem medale - wspomina. I któregoś dnia dostał od trenera Walczaka z ZLKL-u Zielona Góra zaproszenie na obóz. Pojechał i tak już zostało. Pracowitość to jego wizytówka. - Po prostu już tak mam. Jak postawię sobie jakiś cel, to uparcie do niego dążę - przyznaje.
Teraz albo nigdy! - to z kolei motto Kwaśniewskiej na ten sezon.
Równo rok temu skoczkini wzwyż zerwała więzadło piszczelowo-skokowe. Czy nie myślała wtedy, by rzucić ten sport w diabły? - Dziś mogę zaryzykować i powiedzieć, że to właśnie kontuzji zawdzięczam swój start w halowych mistrzostwach Polski. Nauczyła mnie cierpliwości, której tak często brakuje, wiary w to, że wszystko zależy od nas, i pokonywania własnych słabości. Nie miałam czasu na zwątpienie, skupiłam się na jak najszybszym powrocie do zdrowia - stwierdza 25-letnia zawodniczka.
Na mistrzostwach w Toruniu zajęła trzecie miejsce, a rezultatem 1,88 o 5 cm poprawiła rekord życiowy.
- Nie popadam w samozachwyt, jestem świadoma, że było dużo niedociągnięć technicznych i ciężko pracuję nad ich wyeliminowaniem. Ale jestem szczęśliwa z wyniku i z brązowego medalu. W końcu udało mi się przeskoczyć samą siebie, bo mierzę właśnie 188 cm - zauważa Kwaśniewska. I dodaje, że po każdym rekordowym skoku starała się tłumić radość i zachować pełną koncentrację przed kolejnym.
- W ramiona sportu pchnęła mnie ówczesna trenerka Ewa Gralak, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Zauważyła we mnie potencjał i nie pozwoliła zboczyć ze sportowej drogi. Zaczęło się od SKS-ów w szkole podstawowej w Iławie, skąd pochodzę - wspomina skoczkini. Najważniejsza cecha Kwaśniewskiej to... - Nie mogę powiedzieć, że samozaparcie, jak u większości sportowców. Myślę, że poczucie humoru. Rozładowuje stres, napięcie i nie pozwala zwariować, kiedy nie wszystko idzie po mojej myśli. Marzenia? Podobno nie powinno się wypowiadać ich głośno, jeśli mają się spełnić, dlatego po prostu trzymajcie kciuki! - Kiedy ostatnio pana zawodnicy zdobyli dwa medale mistrzostw Polski seniorów? - pytam trenera Walczaka. - Nigdy się to nie zdarzyło - odpowiada po chwili namysłu. - To cieszy i wzrusza. Buduje zawodnika i buduje trenera.