Surykatka to nie pluszak. Niebezpieczne zabawy w zoo
Wkładają ręce do klatek. Karmią małpy chipsami i przenoszą dzieci przez barierki prosto na wybiegi dla zwierząt. To grzeszki odwiedzających zoo.
- Bez problemu przegryzają rękawicę spawalniczą swoimi ostrymi jak szpilki zębami - tak o słodko wyglądających surykatkach mówią pracownicy zamojskiego zoo.
Nie jest to zwykła informacja edukacyjna, tylko ostrzeżenie do opublikowanego na facebooku zdjęcia tatusia, który przeniósł przez barierkę dziecko i postawił je na wybiegu surykatek.
- Temu mężczyźnie zabrakło wyobraźni i całkowicie zignorował informacje ostrzegawcze - ubolewa Grzegorz Garbuz, dyrektor Ogrodu Zoologicznego w Zamościu. - Specjalnie nagłaśniamy takie zdarzenia, żeby inny rodzic w przyszłości miał z tyłu głowy informację, że to niebezpieczne zachowanie.
Może wyrwać rękę
Tak skrajne przypadki w zoo zdarzają się rzadko, ale jednak się zdarzają.

W 2013 roku w zamojskim ogrodzie kobieta z problemami psychicznymi wykąpała się w oczku wodnym w motylarni, Potem uciekła przed pracownikami zoo na zaplecze małpiarni, gdzie z misek wyjadała pokarm dla małp i wypiła płyn do mycia podłóg. Na koniec zażądała noża, bo jak mówiła, chciała sobie odciąć głowę.
W 2015 roku, też w Zamościu kobieta przeniosła małe dziecko przez barierki odgradzające klatkę z makakami wanderu, a jej pociecha wkładała rączkę przez pręty. - Dwa lata wcześniej taka małpa złapała przez kratę innego makaka i oderwała mu łapę - mówił wtedy Łukasz Sułowski, zastępca dyrektora zoo i narzekał na zachowanie niektórych odwiedzających ogród. I to się do dziś nie zmieniło.
- Często przychodzą do mnie odwiedzający i narzekają, że małpa zerwała im z ręki złotą bransoletkę, wyrwała telefon lub zniszczyła okulary za kilkaset złotych - opowiada Garbuz. - Pytam wtedy: czy ta małpa chodziła po alejkach, czy jednak była na ogrodzonym wybiegu? - dodaje i zapewnia, że zoo stara się wyłapywać takie zachowania, ale nie zawsze się to udaje.
- Jeśli rocznie odwiedza nas ponad 200 tysięcy osób, to nie wszystkich da się upilnować - wskazuje dyrektor.
Takie wybryki zwiedzających nie zdarzają się wyłącznie w Zamościu. Zdjęcia nieodpowiedzialnego zachowania ludzi publikują niemal wszystkie polskie ogrody.
W Poznaniu rodzice nagminnie stawiają dzieci na murku, za którym znajduje się fosa odgradzająca wybieg dla niedźwiedzi.
- Nie chcemy zasieków, drutów, zamykania kratami zoo, bo jest ono dla wszystkich kochających zwierzaki i ma być instytucją przyjazną rodzinom i dzieciom. Czy naprawdę tylko policja, mandaty, patrole uchronią beztroskich i absolutnie nieodpowiedzialnych rodziców od niedbania o dobro dzieci? - skomentowało zoo w Poznaniu jeden taki ch przypadków.
Zwierzęta też cierpią
Odwiedzający często czują nieodpartą potrzebę karmienia zwierząt. - Uruchamia się w ludziach jakaś dziwna potrzeba i nie wiem do końca z jakich powodów - przyznaje Garbuz.
Dla zwierząt żywiących się wyłącznie roślinami zjedzenie chipsów czy słonych paluszków kończy się poważnymi dolegliwościami gastrycznymi.
Żeby jakoś rozwiązać ten problem ogród urządził mini zoo.
- To tam są kozy, świnki morskie czy kucyki. Jeśli ktoś bardzo chce nakarmić zwierzę, to może zerwać mlecz i im podać, albo kupić w automacie porcję karmy - wyjaśnia Garbuz.
Kary nie będzie
Wróćmy do sprawy surykatek i weekendowych wydarzeń. - Ojciec chciał zrobić temu maluchowi frajdę i dziecko pewnie ją miało, tylko że to naprawdę mogło się skończyć fatalnie - mówi dyrektor zamojskiego zoo i wyjaśnia, że mężczyzna nie został w żaden sposób ukarany.
- Nie chcemy, ani nie mamy takich możliwości. Nie jesteśmy służbą, która śledzi odwiedzających i może nakładać kary. Nasz regulamin jest skonstruowany w taki sposób, żeby odwiedzający czuł się u nas komfortowo. To miejsce do miłego spędzenia czasu z rodziną, ale zachowując rozwagę i stosując się na naszych próśb i zakazów - dodaje.