Świat pędzi. A kiedy leci na nas lawina, to nie mamy czasu robić jej zdjęć
Jak stać się odpornym na nadmiar bodźców i szaleńcze tempo współczesnych wymagań? - Studiowanie myśli filozofów to najlepsze lekarstwo na ból świata - przekonują prof. Jolanta Żelazna i prof. Adam Grzeliński.
Coraz więcej ludzi ma poczucie, że żyjemy w chaosie. Nic już nie jest pewne i żadne odpowiedzi nie przynoszą ukojenia w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Państwo też się tak czują?
Prof. Jolanta Żelazna: - Nie. Być może żyję już za długo i przeszłam kilka chaosów, co na bazie doświadczenia daje mi pewność, że to jest stan przejściowy. To pozwala mi, może nie tyle spokojnie, bo jestem raczej impulsywna i reaguję gwałtownie, ale złapać dystans do własnych reakcji, do tego, co mnie spotyka. W tym wszystkim pomaga mi zawód nauczyciela akademickiego.
Prof. Adam Grzeliński: - Perspektywa obcowania z filozofią i dorobkiem filozofii mnie daje pewność, że w zalewie bodźców spowodowanym dostępnością wszystkiego dla każdego, zmienność jest właściwością wszystkich epok. Dzięki filozofii poszukuję odpowiedzi na pytania, które już kiedyś ktoś zadał i odpowiedział na nie.
Państwu łatwo powiedzieć, bo jesteście filozofami. Macie narzędzia, a dzięki nim dystans, który trudno wielu ludziom osiągnąć, bo zwyczajnie boksują się z życiem. Do tego dochodzi przekonanie, że dawniej rzeczywistość była bardziej zrozumiała.
A.G: - Wszystko zależy od tego, jak poukładamy świat w sobie. A to układanie w sobie jest zawsze wyzwaniem. Nawet dla filozofa.
J.Ż: - Większa wiedza powoduje zawsze to, że trzeba ją przepracować i włożyć w schematy, którymi dysponujemy. A ona nie zawsze daje się tam zmieścić. Doświadczamy tego współcześnie w związku z nowymi technologiami, które wchodzą do użytku: jak szybko wymieniamy się sprzecznymi informacjami. Cała trudność współczesności polega właśnie na tym, że informacji, bodźców, jest za dużo i trafiają do nas w zbyt krótkim czasie naraz. Wyłącznie wycofanie na pewien dystans pozwala spojrzeć na to, co najważniejsze. To, jakie znaczenie nadajemy zjawiskom, które do nas docierają, to nasza interpretacja. I albo będzie ona zdystansowana, albo impulsywna. Jeśli wybierzemy tę drugą opcję, będzie ona nas emocjonalnie niebywale wyczerpywać.
Ale jak sobie poradzić z tym, że przyswajamy w ciągu jednego dnia tyle informacji, ile człowiek średniowieczny wchłaniał przez całe życie?
J.Ż: - Czym innym jest postrzeganie, a czym innym przyswojenie. Zdolności przyswajania przez człowieka nie zmieniły się w ciągu tysiącleci. Zalewa nas ogromna liczba wrażeń w bardzo szybkim tempie, ale to wcale nie znaczy, że my je przy-swajamy. To znaczy, że one nas uderzają, ale żeby zachować energię do przeżycia dnia, musimy tracić dużo energii emocjonalnej, psychicznej, intelektualnej, aby je odpierać od siebie. To tak, jakby spadła na nas lawina. Wspinacze mają technikę, która chroni ich przed niebezpieczeństwem. Jestem przekonana, że filozofia daje nam tego rodzaju narzędzia.
W jaki sposób?
J.Ż: - Poprzez mechanizmy zapoznawania się z myślą filozoficzną, obcowania z ideami, ideałami, tekstami filozofów, z którymi czasem kompletnie się nie zgadzamy. To jak przyswoić sobie fakty, podawane przez media w sposób obiektywny, fotograficzny. Oznacza to, że trzeba wycofać własny pogląd. Wyobrazić sobie, że naprzeciwko mnie stał pewien człowiek, po którym został mi tylko tekst, tak jak list, nie mogę się już z nim spotkać. Muszę dopuścić, by to jego tekst do mnie przemówił. Należy z nim postąpić tak, jak w dobrze moderowanej rozmowie - nie przerywając mu. Kropka po kropce, przecinek po przecinku, bo znaki interpunkcyjne wpływają na treść myśli. A następnie zadać sobie pytanie: czy rozumiem tego człowieka? Nie jego tekst, bo za tekstem jest zawsze człowiek. Czy rozumiem, z jakiej pozycji, czasów, kontekstu, otoczenia on do mnie mówi? I czy wiem, jak bym się odnalazła w jego epoce, ale w swoich butach. Tak uczymy studentów analizy tekstu zdając sobie sprawę, że młodzi ludzie z tekstami rzadko obcują, raczej wolą obrazki.
A.G: - Zajmowanie się filozofią nie polega na opanowywaniu czystych faktów, ale na przebudowie własnego życia. Wyciągnięciu wniosków z tego, co nas na co dzień spotyka. Filozofia nie pozostawia nas obojętnymi.
To, o czym państwo mówią, wymaga cierpliwości i chęci wysłuchania autorytetów. A we współczesnym świecie ludzie niechętnie ich słuchają, głosując na radykalne ugrupowania i wybierając Donalda Trumpa na prezydenta.
J.Ż: - Ależ Trump to autorytet. Ludzie słuchają tego, co Trump mówi, choć niekoniecznie przyswajają sobie treść, którą wypowiada. Słowa jego wystąpień przywołuje w ich pamięci coś, co już słyszeli, coś, czego im brakuje. Widzą człowieka, który mówi do nich w sposób zrozumiały. I ufają mu. A ponieważ doszedł tak daleko wierzą, że stoi za nim coś więcej.
Ale coś musiało się stać ze współczesnym człowiekiem, jeśli wierzy komuś pozbawionemu choćby dobrych manier?
J.Ż: - Trump w dużym stopniu jest odbiciem tego, jakie współczesny człowiek, głosujący na niego, ma maniery. Właściwie współczesny człowiek nie ma manier, ma tylko tempo, szybkość. I doprowadziły do tego technologie.
A.G: - Jeżeli coś przyswajamy, to czynimy to swoim. To tak jak z nauką języka. Gdyby wymazać z naszych głów język, którego się nauczyliśmy, nie bylibyśmy sobą, bo kawałek nas zostałby nam zabrany. Skoro coś przyswajamy, to zmieniamy siebie. Autorytet wymaga naszej zgody. Przyjmując czyjś autorytet, musimy trochę wycofać samych siebie, zrobić miejsce na nową myśl, która nas zainspiruje.
Tylko kto miałby nas zainspirować? Kiedyś byli Sartre, ks. Tischner, Jaspers, na opinie których świat czekał z wypiekami na twarzy, a teraz?
J.Ż: - Na autorytet świat nigdy nie czekał z wypiekami na twarzy. W szkołach filozoficznych, które powstawały wokół wielkich osobowości, każdy kto chciał być autorytetem, wiedział, że powinien powstrzymać te zapędy. Zadaniem filozofii jest doprowadzenie czytelnika, rozmówcy do tego, by sam stał się dla siebie wewnętrznym autorytetem.
A.G: - W przypadku autorytetu ważne jest to, aby być otwartym na to, co ma do powiedzenia, ale też, że potrafimy wejść z nim w dyskusję, przebudować własny sposób myślenia. Dobrze wspominamy medialne autorytety, których głos staje się najbardziej doniosły zwykle długo po ich śmierci. Pamiętajmy jednak, że jeśli tylko powtarzamy słowa mędrców, oznacza to, że nie przyswoiliśmy nic poprzez dialog z nimi. Samo powtórzenie cudzych słów to za mało, aby dokonała się w nas przemiana.
Czy to znaczy, że nie potrzebujemy już autorytetów?
J.Ż: - Ludzie nie czytają, bo nie mają kiedy. I to nie jest wymówka. Kiedy leci na nas lawina, to nie mamy czasu robić jej zdjęć. Robię to, czego życie ode mnie tu i teraz wymaga. Tak je sobie urządziliśmy. Jesteśmy w ciągłym niedoczasie. Przeczytać homilię lub usłyszeć ją w kościele? To niecodzienne zdarzenie. W dodatku jest ona napisana językiem akademickim, bo to dokument, na który powołują się teologowie. Człowiek więc stoi w kościele nie mając poczucia „swojości”, nie rozumie, nie potrafi zrobić z tego użytku. I nie wie, co mu to da, że się zatrzyma, zmusi się do przeczytania kilkunastu stron homilii czy innego pisma filozoficznego.
A co nam to da, że się na chwilę zatrzymamy?
A.G: - Wyobraźmy sobie, że któreś z nas mówi coś i temu przysłuchuje się ktoś inny, kto zadaje sobie pytanie: co ja mogę z tym zrobić? Co to dla mnie znaczy? Co dalej? Siedzimy przed komputerem, przychodzi dziesięć maili. Mam czas, aby napisać, ale potrzebuję też tego czasu, by pomyśleć. Zatrzymanie się poprawia komunikację między ludźmi. Gdy przestajemy biec, staniemy na chwilę, usłyszymy autorytet.
Jednak wolimy biec, skoro nie garniemy się do refleksji.
J.Ż: - To nieprawda. Ludzie garną się do filozofii, która powoduje refleksję. Zderzyłam się ostatnio w drzwiach z kobietą, która miała cztery siatki w rękach i wykrzyknęła: „My kobiety, ciągle chodzimy otorbione. Mężczyźni tego nie robią! Kiedy ostatnio widziałam mężczyznę z siatkami? Cztery dni temu, to był bezdomny”. To już jest filozoficzna refleksja. Ta kobieta coś odkryła i poczuła, że chce się tą refleksją z kimś podzielić.
A.G: - To nie musi oznaczać, że mąż tej pani weźmie od niej ten ciężar. Wszyscy filozofują, choć tak tego nie nazywają. Co się ze mną stanie, jak mogę porozmawiać z kimś, co dla mnie istotne, dlaczego oni mnie nie rozumieją? Każdy z nas zadaje takie pytania. Słowo „dlaczego” jest tu kluczowe i każdy dochodzi do własnych wniosków wpływających na jego doświadczenie.
A może nie wyciągamy wniosków z codziennego filozofowania? Jak wytłumaczyć bowiem fakt, że niewielu stosuje się do mądrości Kanta: „Postępuj według takiej reguły, co do której chciałbyś, aby była powszechna”? Kto bierze sobie do serca postawę stoików: „Praktyka stoicka to nie wyprana z emocji pustka, ale umysł coraz szybciej i w bardziej ożywiony sposób uczy się odzyskiwać doświadczenie z mgły nawyku. To wolność od podrażnień psychicznych”. Może wolimy być bombardowani emocjami i bodźcami?
J.Ż: - Nie mamy wyboru. Człowiek przychodzi na świat bez aparatu percepcyjnego zdolnego zrozumieć, co go otacza. Jednak układ emocjonalny noworodka jest jak radar. Wyczuwa natychmiast emocje otoczenia. Emocja mówi: czym to dla mnie jest? Skulić się, wycofać albo wzywać pomocy, a więc zdradzić miejsce, gdzie jestem. Jesteśmy bombardowani bodźcami, na które musimy odpowiedzieć, a to wielkie przeciążenie układu nerwowego.
Ale to ludzie sobie nawzajem robią?
A.G: - Ludzie są przytłoczeni wymogami dnia codziennego, muszą reagować natychmiast w sprawach praktycznych. Ale gdzieś pod skórą refleksja płynie. Poprawa komunikacji z samym sobą i światem jest największym wyzwaniem współczesnego człowieka.
J.Ż: - Filozofia jest sposobem ludzkiego istnienia w świecie. Stawiania pytań i znajdowania na nie satysfakcjonujących, rozumnych odpowiedzi. Ludzie są różni i potrzebują różnych rozwiązań, które byłyby adaptatywne dla ich charakterów, systemów nerwowych, stąd tyle filozofów. Karl Jaspers powiedział, że filozofia jest zawsze zajmowaniem się całością. Jak to rozumieć? Zadając to pytanie - już zaczynamy filozofować. Dla każdego oznacza to porządkowanie świata, rozwiązywanie tego świata jako chaosu i znajdowanie sobie w nim miejsca. W coraz bardziej zatomizowanym społeczeństwie studiowanie filozofii może być najlepszym wyborem, aby ocalić i zrozumieć siebie.
I wiedzieć, kim jestem i kim chcę być?
J.Ż: - Nastolatek pytany, kim będzie, najchętniej odpowiada: sobą, do diaska! I ma rację.
Jacek Santorski twierdzi, że dziś trzeba być sobą, a żeby być sobą, trzeba być kimś, a żeby być kimś, trzeba umieć sobą zarządzać.
A.G: - Trzeba sobie zdać sprawę, jakim się jest. Być może jestem jak pióro miotane wiatrem i nie ma w tym nic złego. Być może będę szczebel po szczeblu realizował swoje cele, bo jestem tak zdeterminowany. Ktoś, kto nie wie jeszcze, kim jest i kim chce być, w filozofii znajdzie odpowiedzi, ale nie nachalne, nie wprost. Człowiek sam dojdzie do tego, bo da sobie czas. Znajdzie w sobie siłę, aby się zatrzymać i zrobić z tego użytek. A co najważniejsze, będzie wiedział, co zrobić z własnym życiem. Na pytanie, co dalej? - nigdy nie jest za późno. Nasi studenci to dwudziestolatkowie i czterdziestolatkowie. Wiedzą już, że nie dostaną od nas gotowych odpowiedzi, jak żyć, co ze sobą począć. Dostaną takie narzędzia, które pozwolą im samym dojść do tego, co jest dla nich najważniejsze, a przez to mocniej staną na własnych nogach.
Łatwiej jest kupić poradnik w księgarni, gdzie są gotowe rozwiązania.
A.G: - Byłbym ostrożny z poradnikami, zwłaszcza że trudno skonfrontować zawarte w nich „dobre rady”. Obcując z myślą filozofa podczas studiowania w grupie, doświadczamy czegoś niezwykle pożądanego i leczniczego w obecnych czasach
- wspólnoty doświadczeń, wymiany myśli.
J.Ż: - Poradnik działa może na chwilę. W dłuższej perspektywie nie przechodzi próby czasu. Z tekstem filozoficznym jest inaczej, bo to tak, jakbyśmy obcowali z żywym człowiekiem, który mówi do nas nie wtedy, gdy przechodzi kryzys, ale wtedy, gdy sobie z nim poradził. Klasyka jest lekiem na zrozumienie. Nie tylko czasów minionych, ale głównie obecnych. Kiedy po wyborach obudziłam się i zdałam sobie sprawę, co się stało w Polsce, długo nie mogłam sobie z tym poradzić. Ale mój ulubiony Spinoza, który też żył w opresyjnych czasach, uświadomił mi, co się stało. Teraz ci, którzy nie byli w stanie pogodzić się z tym, a co mi odpowiadało - wreszcie mają kraj, w którym czują się u siebie w domu. Przeczekam. Im też należy się dobre samopoczucie.