Świat w dobie koronawirusa. Pandemia będzie miała konsekwencje gospodarcze i polityczne
- Reakcję swojego rządu na koronawirusa Chińczycy odbierają jako sukces - mówi prof. Agata Ziętek, ekspertka do spraw stosunków międzynarodowych na Wydziale Politologii i Dziennikarstwa UMCS w Lublinie.
Prowadziła Pani wykłady w Republice Chińskiej na Tajwanie. Na wyspie położonej zaledwie 150 km od wybrzeża kontynentalnych Chin. Czy utrzymuje Pani kontakt z tamtejszymi naukowcami?
Tak. Stąd wiem, że sytuacja na Tajwanie jest w miarę spokojna. W porównaniu z Japonią czy Koreą Południową nie ma tam wielu zakażeń, to niespełna 50 potwierdzonych przypadków i jeden zgon.
Dla porównania, w Chińskiej Republice Ludowej stwierdzono około 81 tys. przypadków i ponad 3 tys. ofiar śmiertelnych.
Pośrednio jest to konsekwencją relacji Chiny - Tajwan. Stosunki polityczne uległy pogorszeniu po wyborze na urząd prezydenta Tajwanu pani Tsai Ing-wen w 2016 r. Tajwan zaostrzył wówczas retorykę wobec swego sąsiada, co skutkowało radykalnym ograniczeniem ruchu turystycznego między wyspą a kontynentem. Mieszkańcy kontynentu chętnie „pielgrzymowali” na Tajwan gdyż w stołecznym Tajpej znajdują się skarby dziedzictwa kulturowego związane z cesarstwem chińskim. Czang Kaj-szek przywiózł je na Tajwan po przegranej wojnie domowej w 1949 r. Przez lata stosunki między Tajwanem a Chinami pozostawały wrogie. Stopniowo ulegały ocieplenie. W efekcie kontakty biznesowe i turystyczne zaczęły się intensywnie rozwijać. Obecne napięte relacje i ograniczone stosunki z Chinami w przypadku koronawirusa zadziały na korzyść mieszkańców Tajwanu.
Epidemia koronawirusa wybuchła w Chinach. Gdybym był Chińczykiem to pewnie uznałbym ją za przejaw słabości państwa i jego klasy politycznej. Czy tak myślą Chińczycy?
Wręcz odwrotnie. Myślę, że odbierają to jako sukces Chin i sukces rządu. Proszę zauważyć, że instytucje międzynarodowe postrzegają ChRL jako państwo, które bardzo skutecznie zareagowało na zaistniałą sytuację. Władze od razu wprowadziły bardzo rygorystyczne rozwiązania m.in. zakaz przemieszczania się obywateli. Miasto Wuhan zostało otoczone kordonem sanitarnym. Nie odbierałabym tego jako porażki, ale sukces. Przynajmniej na tym etapie.
Czy tak samo odbierają to osoby, które zostały siłą zamknięte w mieszkaniach?
Pamiętajmy, że mamy do czynienia z reżimem autorytarnym. Bardzo rygorystycznym reżimem, w którym wprowadzony został niedawno system monitorowania ludności tzw. Systemem Zaufania Społecznego. Mieszkańcy są „śledzeni” od wyjścia z domu, w pracy, w sklepie. System kamer obserwuje obywateli, rozpoznaje twarze, a określone służby gromadzą te dane. To brzmi, jak „Rok 1984” Orwella, ale w pewnym sensie w obecnej sytuacji system zadziałał „prewencyjnie”. Jeśli spojrzymy na skalę zjawiska, to Chiny wypadają lepiej niż Włochy, gdzie stwierdzono ponad 12 tys. przypadków zarażenia i ponad 827 zgonów. Pamiętajmy, że Włochy są państwem wysoko rozwiniętym z rozbudowanym systemem opieki zdrowotnej. Poprawa sytuacji epidemiologicznej w Chinach jest też warunkowana kulturowo i społecznie. W Chinach kultura nakazuje bezwzględne posłuszeństwo i podporządkowanie władzy.
Epidemia SARS-CoV-2, zwanego koronawirusem, rozpoczęła się w grudniu. Najmocniej uderzyła w styczniu, podczas obchodów chińskiego Nowego Roku.
Wówczas większość zakładów przemysłowych pozostawała nieczynna. Obywatele Chin udali się z wizytą do swoich rodzinnych stron i zostali zmuszeni do przedłużenia pobytu z obawy przed rozprzestrzenianiem się wirusa. Przypomnę, że Chiny to państwo liczące 1,4 mld ludzi. W najgęściej zaludnionych obszarach przypada ponad 500 osób na kilometr kwadratowy. Proszę wyobrazić sobie skalę rozprzestrzeniania się wirusa gdyby nie ograniczono mobilności osób. Ludzie żyją tam w ogromnych skupiskach. Miasta mają do kilkudziesięciu milionów mieszkańców (Pekin ok. 20 milionów, Chongqing ponad 28 mln). Dużo osób stołuje się w barach i restauracjach. Ludzie siedzą niemal ramię przy ramieniu. Dlatego politykę rządu odbieram jako sukces, przynajmniej obecnie. Niewykluczone, że w przyszłości możemy mieć do czynienia z różnymi scenariuszami.
Jak dalekiej przyszłości?
Być może już niedalekiej. Pojawia się problem z mieszkaniami. Duża część mieszkańców wielkich miast to ludność napływowa. Dlatego bardzo dobrym biznesem był rynek nieruchomości pod wynajem. Ceny nieruchomości są horrendalne. Młodych Chińczyków nie stać na zakup mieszkania, więc wielu musiało zaciągnąć kredyt. Z powodu kwarantanny wywołanej koronawirusem mogą okazać się niewypłacalni. To może doprowadzić do załamania się rynku nieruchomości, kryzysu w obrębie rodzącej się klasy średniej i ogólnego niezadowolenia. Pośrednio też wpłynąć na sytuację polityczną w Chinach. Zagrożeniem może się też okazać załamanie branży turystycznej. Liczba osób odwiedzających Chiny może spaść do tego stopnia, że część firm obsługujących ruch upadnie. Nie zapominajmy też, że Chiny to fabryka świata.
Chińskie towary są dostępne w każdym miejscu na Ziemi. Czy SARS-CoV-2 zatrzyma ekspansję gospodarczą Chińczyków?
To nie towary przenoszą wirusa, ale ludzie. Niektóre branże na pewno ucierpią, ale nie sądzę, żeby to zatrzymało rozwój Chin. To w Chinach wytwarzany jest sprzęt gospodarstwa domowego, elektronika, podzespoły, artykuły medyczne. Chiny są ważnym ogniwem w światowym łańcuchu produkcji i dostaw. Spowolnienie może uderzyć w gospodarkę Chin, podobnie jak globalną.
A konsekwencje dla Polski?
Jeszcze w grudniu mogliśmy mieć nadzieję, że przynajmniej część produkcji z Azji zostanie przeniesiona do innych państw, w tym do Polski. Po czterech miesiącach nic takiego się nie stało i mamy wirusa także u nas. Wszystko będzie zależało od tego, jak rozwinie się sytuacja. W Polsce przybywa chorych, w Chinach liczba zarażonych zmniejsza się. Sytuacja jest dynamiczna. Funkcjonujemy w sytuacji wielu zmiennych i niewiadomych, które mogą prowadzić do bardzo wielu scenariuszy. Najgorszym dla Chin byłaby destabilizacja wewnętrzna z powodu niezadowolenia społecznego. Jest to też test dla Xi Jinping, przewodniczącego ChRL. Chiny mają aspiracje mocarstwowe. Chcą realizować swoje Wielkie Chińskie Marzenie i dążą do Odrodzenia Narodu Chińskiego. Tak jak mamy American Dream tak mamy Chinese Dream. Tylko to są dwie różne wizje świata, różne marzenia.
Tu pojawia się wątek rywalizacji Chińskiej Republiki Ludowej ze Stanami Zjednoczonymi. Przywoła dane: blisko 90 tys. przypadków zachorowań w ChRL i 1 tys. w USA. Czy epidemia w Chinach pomoże USA zachować status jedynego supermocarstwa na globie?
Oba państwa ze sobą rywalizują, bo mają aspiracje mocarstwowe. Chinom zależy na statusie mocarstwa regionalnego. Aktywność Amerykanów w Azji uważają za ingerowanie w ich wewnętrzne sprawy, za potencjalne zagrożenie. Faktycznie od ponad dwóch lat państwa prowadzą ze sobą „wojnę” handlową. Trwa intensywna rywalizacja polityczna, budowanie sojuszy, szukanie sprzymierzeńców. Sytuacja związana z koronawirusem gra na korzyść Stanów Zjednoczonych, ale jak długo, skoro tam też są zachorowania. Chiny to dumny naród, państwo o ogromnych możliwościach i potencjale, co zresztą udowodniło światu przez ostatnie kilkadziesiąt lat. To też rywal, z którym Stany Zjednoczone, bez względu na zaistniałą sytuację, muszą się liczyć w przyszłości.