Wychowała się na prowincji i długo nie wierzyła w siebie. Talent i praca sprawiły jednak, że dziś jest jedyną polską aktorką, która odniosła światowy sukces.
Jej kariera nabrała niesamowitego rozpędu. Gra z powodzeniem w kraju i za granicą. Właśnie oglądamy ją w rodzimym serialu sensacyjnym „Pajęczyna”, a na premierę czekają dwa filmy zrealizowane poza Polską – komedia romantyczna „Każdy wie lepiej” i psychologiczny thriller „Kompromat”. Wiosną wejdzie na plan amerykańskiego filmu „She Came To Me”, w którym ma partnerować takim gwiazdom Hollywood, jak Anne Hathaway czy Matthew Broderick. Wszystko więc wskazuje, że choć w przyszłym roku skończy czterdziestkę, najlepsze jeszcze przed nią.
- Nowa rola zawsze jest swego rodzaju przygodą. Czymś na wzór kolejnej misji kosmicznej pozwalającej na odkrywanie nowych światów. Jedyna różnica jest taka, że tutaj tę rzeczywistość trzeba od początku do końca zbudować. Trzeba się odnaleźć w nowych realiach, zawartych w scenariuszu. Na jego bazie trzeba potem ulepić swoją historię, by ucieleśnić myśli scenarzystów i wszczepić je w swój organizm. To jest oczywiście proces – mówi w serwisie Spider’s Web.
*
Pochodzi z Muszynki – małej miejscowości pod małopolską Krynicą, gdzie żyje dzisiaj nie więcej niż trzysta osób. Jedynym większym miastem, w którym bywała za młodu, był Nowy Sącz, gdzie mieszkał jej wujek. Wychowywała się u boku czwórki rodzeństwa i podobnie jak starsza siostra Joanna od małego wykazywała artystyczne ciągoty. Najpierw śpiewała w kościelnym chórze, a potem uczyła się gry na fortepianie.
Kiedy wytwórnia napojów Multivita postanowiła ufundować nowe boisko szkolne dla dzieci w Muszynce, dyrektorka zorganizowała uroczystą akademię. Wystąpiła na niej Joasia, śpiewając piosenkę „Moja i twoja nadzieja” grupy Hey. Wykonanie tak spodobało się szefowej firmy, że zarekomendowała dziewczynkę producentom telewizyjnej „Szansy na sukces”. W efekcie piętnastolatka pojechała do Warszawy, gdzie wygrała jeden z odcinków talent-show.
To sprawiło, że kiedy przeniosła się do Krakowa, by uczyć się w Technikum Hotelarskim, podjęła również naukę śpiewu w tamtejszej szkole muzycznej. Rodzicom dziewczynki nie było łatwo – dlatego wspomagały ją materialnie różne kościelne i prywatne fundacje. Po maturze Joanna postanowiła zdawać na Akademię Muzyczną do Katowic. Niestety: komisja egzaminacyjna nie dostrzegła w niej zadatków na przyszłą piosenkarkę.
Rok później złożyła papiery na krakowską Akademię Teatralną. Tym razem się powiodło. Joanna nie była jednak przekonana co do tego, czy podjęła właściwą decyzję. „Mamo, co to jest za dziwny świat, po co to robię?” - pytała, dzwoniąc do domu w Muszynce.
- Nie wiedziałam, czy sprostam temu wyzwaniu. Musiałam pokonać w sobie wiele barier mentalnych, przede wszystkim niewiarę w siebie. Na szczęście, w najgłębszych pokładach mojej intuicji, pobrzmiewał głos: „Możesz. Dasz radę. Staraj się i rozwijaj. Ciężko pracuj” – opowiada w serwisie fundacji Mimo Wszystko.
*
Będąc na drugim roku studiów, Joanna wygrała casting na główną rolę w filmie „Środa, czwartek rano”. Skromna produkcja została dostrzeżona przez branżę. Film zobaczyła reżyserka Małgorzata Szumowska i kiedy szukała aktorki do swego nowego obrazu zatytułowanego „Sponsoring”, zaprosiła Joannę na zdjęcia próbne. Rola wymagała odwagi – bo miała zagrać Polkę, która wyjeżdża do Paryża, aby świadczyć tam usługi seksualne.
Film odniósł spory sukces i sprawił, że młoda aktorka zaczęła otrzymywać propozycję nie tylko z kraju, ale i z zagranicy. Jedną z nich skierował do niej Paweł Pawlikowski – polski reżyser, który mieszka i pracuje w Anglii. Joanna zagrała w jego „Kobiecie z Piątej Dzielnicy”, mając za partnera hollywoodzkiego gwiazdora – Ethana Hawke.
Pawlikowski była tak zadowolony ze współpracy z Joanną, że specjalnie dla niej stworzył postać Zuli Lichoń – głównej bohaterki filmu „Zimna wojna”. Produkcja okazała się wielkim sukcesem na światową skalę: triumfowała na festiwalu w Cannes i zgarnęła nominacje do Oscarów.
- Kiedy byliśmy na premierze w Łodzi, Paweł napisał mi na plakacie taką ładną dedykację: „Dla mojej muzy”. To było bardzo miłe, a „Zimna wojna” to najważniejszy film w mojej drodze artystycznej. Uwielbiam pracować z Pawłem. Nasze drogi splotły się gdzieś osiem czy dziesięć lat temu i do każdego swojego filmu on dopisywał mi jakąś rolę. Teraz to główna kreacja, w której mogłam pokazać wiele swoich talentów. On to ze mnie jakoś wydobył – podkreślała w TVN24.
*
Joanna poznała Maćka Bochniaka, kiedy studiowała w Krakowie. Zakochali się w sobie – i choć byli dopiero na początku swego dorosłego życia, wzięli ślub. Połączyła ich wspólna pasja do kina: ona została aktorką, a on - reżyserem. Joanna początkowo zastrzegała, że nie będzie występować w filmach męża. W końcu jednak złamała obietnicę. Trudno jej było się oprzeć propozycji zagrania Gensoniny w musicalu „Disco-Polo”. Artystyczny sukces produkcji przypieczętował życiowy sukces pary małżonków.
- Bez męża nic bym nie zrobiła. Śmieję się, że Maciek, stabilny, mądry, dobry, jest taką solidną ramą, a ja wypełnieniem. Jestem dość krucha, emocjonalna, więc niesamowicie się uzupełniamy. Mam duże szczęście, że przytrafiła mi się tak wielka miłość. Cieszę się, że przerodziła się w długoletni związek – jesteśmy razem 14 lat – że przetrwaliśmy kryzysy – deklaruje w „Zwierciadle”.
Kiedy dwa lata temu Joanna promowała „Zimną wojnę”, mieszkała w USA – i tam właśnie na świat przyszedł jej syn i Maćka – Jasio. Kilka dni przed porodem aktorka przyjęła rolę w realizowanym przez Netflix serialu „The Eddy”. Gdy weszła na plan w Paryżu, jej maluch miał zaledwie kilka tygodni. Z wielkim trudem połączyła pracę z macierzyńskimi obowiązkami. Dlatego z ulgą przyjęła ubiegłoroczny lockdown, spowodowany pandemią. Cały świat się zatrzymał – a ona wreszcie mogła nacieszyć się życiem rodzinnym.
- Czerpię moc w dużej mierze z wiary w Boga, ale nie fanatycznej, tylko głęboko duchowej. Siłę daje mi oczywiście rodzina, mój kochany mąż, mama i rodzeństwo. Oraz natura: pola, lasy, łąki, kwiaty, czyli to wszystko, co mnie ukształtowało – podkreśla w „Zwierciadle”.