W ciągu ostatnich 25 lat w Świebodzinie wyrosła firma o światowym zasięgu, która swoje fabryki ma w sześciu krajach. Wśród jej klientów są tuzy przemysłu motoryzacyjnego i lotniczego...
Niech nikogo nie zmyli zdecydowanie obco brzmiąca nazwa Seco/ Warwick. To pozostałość po amerykańskim przedsiębiorstwie, które świebodzińska firma... przejęła. - Jesteśmy polską spółką. Tę trochę mylącą, amerykańską nazwę zdecydowaliśmy się zostawić ze względu na to, że bardzo dobrze kojarzyła się naszym klientom - wyjaśnia Paweł Wyrzykowski, prezes grupy Seco/Warwick.
Ze stajni do baraku
We wtorek, 31 maja, Seco/Warwick świętować będzie 25-lecie. Ale korzenie firmy sięgają znacznie głębiej, bo czasów PRL-u.
- Zaczynaliśmy z Januszem Gudaczewskim w socjalizmie, w 1985 roku - wspomina Andrzej Zawistowski, długoletni prezes, a obecnie przewodniczący rady nadzorczej. Wówczas działalność na własny rachunek mogli prowadzić jedynie rzemieślnicy, więc panowie z konieczności zostali rzemieślnikami. Pierwszą „siedzibą” firmy TransVac była stajnia w Wilkowie. To tam przez półtora roku trwały próby z odlewami, aż powstał pierwszy transformator do pieców próżniowych.
- To był bardzo nietypowy, jak na rzemiosło, produkt, złożony technicznie i skomplikowany - uśmiecha się Zawistowski. - W tamtych czasach był spory problem z importem transformatorów. Urządzenia przez nas produkowane kupowała świebodzińska Elterma, która właśnie takie piece wytwarzała - dodaje. - W momencie gdy nastała wolna Polska, mieliśmy już jakieś pieniądze, doświadczenie i byliśmy gotowi na wyzwania. I to wyzwanie przy-szło ze strony firmy amerykańskiej. Seco/Warwick Corporation przysłała do nas list, w którym informowała, że jest zainteresowana znalezieniem partnera w Polsce. Pamiętam, jak z Januszem Gudaczewskim zastanawialiśmy się, co my, takie małe pchełki, możemy. Wszak Seco/Warwick była wielką amerykańską firmą, ze stuletnią tradycją. Postanowiliśmy jednak spróbować. To był luty, gdy podjęliśmy taką decyzję. Umówiliśmy się z Amerykanami na 6 czerwca.
Przygotowania do wizyty ruszyły pełną parą. Wiadomo było, że goście zza oceanu, zanim podejmą decyzję, odwiedzą 14 różnych zakładów.
- Stwierdziliśmy, że nie będziemy ich przyjmować w stajni, i kupiliśmy pusty barak przy ulicy Sobieskiego - opowiada dalej Andrzej Zawistowski. - Wyszykowaliśmy dwa pomieszczenia. Jedno udawało gabinet, drugie sekretariat. Meble i ekspres do kawy przynieśliśmy z domu. Zatrudniliśmy też młodą sekretarkę mówiącą po angielsku. Przedstawiciele amerykańskiej firmy najpierw odwiedzili Eltermę, w której panowało przekonanie, że otrzymają propozycję współpracy, potem przyjechali do nas. Byli pod wrażeniem, że w polowych warunkach zrobiliśmy już tak dużo, i wybrali nas. Roz-mowy z przyszłym partnerem zabrały nam jeszcze rok, ale w końcu, 1 czerwca 1991 roku, podpisaliśmy umowę joint venture i wystartowaliśmy pod szyldem Seco/Warwick Ltd. Każda ze stron miała 50 proc. udziałów.
Trzon polskiego oddziału tworzyło czterech inżynierów. Do Andrzeja Zawistow-skiego i Janusza Gudaczewskiego już wcześniej dołączyli Witold Klinowski i Józef Olejnik. Atutem całej czwórki niewątpliwie było doświadczenie zdobyte w Eltermie. Zawistowski do świebodzińskiego zakładu trafił w 1970 r., zaraz po ukończeniu studiów na wydziale elektrycznym Wyższej Szkoły Inżynierskiej (obecny Uniwersytet Zielonogórski). - Plusem epoki Gierka było to, że kupiono wiele zachodnich licencji i dużo młodych ludzi wyjechało na szkolenia za granicę. Tam zobaczyli, jak można żyć i jakie można mieć aspiracje. Kiedy powstawała u nas gospodarka wolnorynkowa, nie bali się brać spraw w swoje ręce - podkreśla. Sam również miał okazję wyjeżdżać na Zachód.- Elterma kupiła licencje od niemiecko-amerykańskiej firmy i to od nich uczyliśmy się budować piece próżniowe - przyznaje.
To były fajne czasy
Trudno dzisiaj w to uwierzyć, ale przez pierwsze lata istnienia spółki olbrzymim problemem była komunikacja z amerykańską stroną. - Nie można było po prostu podnieść słuchawki i zadzwonić. Wtedy mieliśmy tylko teleks. Kontaktowaliśmy się rzadko i głównie przy pomocy tego urządzenia - wspomina Zawistowski. - Czasy były fajne, myśmy je wykorzystali - kontynuuje. - Mieliśmy świetny zespół i wierzyłem, że będzie dobrze. O Józefie Olejniku mówi jako o najlepszym na świecie inżynierze od pieców próżniowych. Z kolei Witold Klinowski zawsze powtarzał: „Andrzej, zdobywaj zamówienia, gdzie się da, każde z nich wykonam”.
Marzenia o sukcesie spełniły się, i to z nawiązką. Firma rozwijała się, z roku na rok podwajając produkcję. Z czasem było ją stać na przejęcie brytyjskiego przedsiębiorstwa Camlaw, potem Eltermy, a w końcu i Seco/Warwick.
- Amerykanie zaczęli mieć problemy, bardzo dużo stracili na spółce joint venture z Anglikami. Oni szli w dół, a my do góry.
Potem były kolejne przejęcia: w Stanach Zjednoczonych i Brazylii. Ważnym krokiem było też wejście, w 2007 roku, na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych.
- To, że jesteśmy z Polski, a na dodatek z niewielkiego Świebodzina, wcale nam nie pomagało - uważa Zawistowski. - Przejęliśmy w sumie dwie duże amerykańskie firmy i za każdym razem największym problemem tych, którzy sprzedawali nam udziały, było to, jak załoga przyjmie wiadomość, że zakład trafił w polskie ręce. Obawiano się, że ludzie zrezygnują z pracy, ale nic takiego się nie działo.
Dziś firma ma sześć fabryk: dwie w Stanach Zjednoczonych oraz w Indiach, Chinach, Brazylii i w Świebodzinie, a także biura serwisowo-sprzedażowe w Rosji, Niemczech i we Francji.
Znakiem rozpoznawczym Seco/Warwick stała się innowacyjność. Spółka od 25 lat dostarcza technologie i urządzenia do obróbki cieplnej metali do odbiorców w ok. 70 krajach na świecie. W tym czasie zrealizowała ok. 3,5 tys. zamówień. Na początku były to specjalistyczne piece. - Obecnie połowa naszych wyrobów tak naprawdę z piecami nie ma nic wspólnego. Są to w większości skomplikowane i naszpikowane elektroniką linie technologiczne do obróbki termiczno-chemicznej - tłumaczy prezes Paweł Wyrzykowski. - To za sprawą m.in. naszych technologii: do budowy samochodów czy samolotów używa się obecnie zupełnie innych materiałów niż przed laty. Są one z reguły lżejsze i o lepszych parametrach fizyko-chemicznych. Można śmiało powiedzieć, że przyczyniamy się do postępu technicznego, szczególnie w motoryzacji i lotnictwie.
Rolls-Royce i General Electric
- Naszym bardzo dużym klientem jest firma Rolls-Royce, drugi co do wielkości producent silników lotniczych na świecie, czy General Electric, który także produkuje silniki samolotowe - wymienia Wyrzykowski.
Na długiej liście kontrahentów znajdziemy także takich światowych potentatów, jak: Bosch, Volkswagen, Toyota, Airbus, Volvo czy Seat. Produkty Seco/Warwick znajdują zastosowanie nie tylko w przemyśle lotniczym i samochodowym. Są wykorzystywane w wielu dziedzinach przemysłu - tam, gdzie wymagana jest obróbka cieplna. Przykłady? - Dostarczamy technologie do przemysłu energetycznego, do produkcji narzędzi, również chirurgicznych. Naszymi klientami są także mennice. Np. monety w Kanadzie czy w Wielkiej Brytanii są produkowane na naszych urządzeniach - wylicza prezes.
Grafen rozpala wyobraźnię
Seco/Warwick zbudował też prototypowe urządzenia do produkcji grafenu dla Politechniki Łódzkiej i Warszawskiego Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych. - Pracują one na razie w warunkach laboratoryjnych i na skalę naukową. Oczywiście mają wielką przyszłość i zakładamy, że z grafenu zrobi się równie ważny materiał, jak stal czy krzem. Trzeba jednak jeszcze kilku lat, aby jego pierwsze zastosowania weszły w życie - uważa prezes.
Grafen określany jest mianem materiału przyszłości. Zbudowany jest zaledwie z jednej warstwy atomów węgla i ma niezwykłe właściwości: jest kilkaset razy bardziej wytrzymały niż stal, bardzo giętki i rozciągliwy, przewodzi prąd kilkaset razy szybciej niż miedź, znakomicie przewodzi ciepło.
Zdaniem naukowców ten materiał może zrewolucjonizować wiele branż. Jego możliwe zastosowania rozpalają wyobraźnię i przyprawiają o dreszczyk emocji. Śmiało można powiedzieć, że jesteśmy u progu technologicznej rewolucji. Potrzeba tylko dobrych i tanich technologii wytwarzania tego supermateriału. Świebodzińska spółka już teraz myśli do dostarczaniu urządzeń do jego produkcji.
Siłą firmy są inżynierowie
- Naszą siłą jest kadra - podkreśla Wyrzykowski. - Jesteśmy firmą, która nie robi niczego na zapas. Najpierw rozmawiamy z klientem i przygotowujemy rozwiązania dla niego. Każde urządzenie, które produkujemy, jest indywidualnie projektowane. Z tysiąca ludzi, których zatrudniamy, połowę stanowią inżynierowie. Większość z nich pracuje tutaj, w Świebodzinie.
- Z kadrą inżynierską mamy coraz większe problemy, bo oczywiście rozwijamy się dość szybko, natomiast nie każdy chce przyjść do pracy do Świebodzina - przyznaje prezes Wyrzykowski. - Dlatego półtora roku temu otworzyliśmy biuro w Poznaniu, które sprzężone jest informatycznie i organizacyjnie z naszą centralą. W tej chwili pracuje tam 25 osób.
Za sukcesem Seco/Warwick stoi także współpraca z uczelniami, ośrodkami naukowymi i instytutami badawczymi w Polsce i na świecie, m.in. w Niemczech, Rosji i w Chinach. A Andrzej Zawistowski przypomina, że firma zawsze ostrożnie podchodziła do kredytów: - Owszem korzystaliśmy z kredytów obrotowych, ale nigdy nie pożyczaliśmy pieniędzy na inwestycje. Dzięki temu ominął nas np. problem opcji walutowych. Przez pierwsze lata zarabialiśmy chyba najmniej z całej firmy, tylko tyle, aby było z czego żyć. Pracowaliśmy od rana do wieczora. Samochody kupowaliśmy dopiero wtedy, gdy wiedzieliśmy, że na pewno możemy sobie na nie pozwolić. Wtedy jeździłem maluchem, potem kupiłem poloneza, a następnie omegę. Ale zacząłem jeździć po Europie i potrzebowałem niezawodnego auta.
Zawistowski podkreśla jeszcze jeden aspekt, a mianowicie dywersyfikację produkcji. - Ważne, by firma stała na czterech solidnych nogach, a w naszym przypadku nawet na pięciu. Wtedy łatwiej jest o zamówienia. Zaczynaliśmy od pieców próżniowych, ale w firmie mamy pięć technologii, a przynajmniej w trzech jesteśmy światowym liderem. Na najwyższym poziomie stoi metalurgia tytanu, jesteśmy absolutnym światowym liderem w lutowaniu aluminium, równie mocną stroną są urządzenia do obróbki wtórnej aluminium oraz wszystkie piece atmosferyczne - wymienia prezes.
Kontrakt 25-lecia
Gdy pytamy o największe osiągnięcie w historii firmy, prezes Wyrzykowski nie zastanawia się ani przez moment. - Sukcesów jest dużo, ale takim najbardziej spektakularnym, z ostatnich dwóch lat, jest podpisanie bardzo dużego kontraktu z wielkim francuskim koncernem na całe wyposażenie nowej fabryki. Wartość kontraktu opiewa na 33 mln dolarów i jest to największy jednostkowy projekt w naszej historii. Fabryka będzie przetapiać złom tytanowy na pełnowartościowy tytan. Francuzi chcą go odzyskiwać ze starych samolotów. To pierwszy tego typu projekt i tamtejsza prasa poświęca mu wiele uwagi, podkreślając jego innowacyjność i aspekty ekologiczne. O tym, jak jest on ważny dla tamtejszego przemysłu, może świadczyć fakt, że kamień węgielny wmurował sam premier Francji.
- Pokonaliśmy bardzo silnych konkurentów z Niemiec i to my dostarczymy technologię i wszystkie urządzenia - podkreśla szef Seco/Warwick.
Gdy pytamy o plany na przyszłość, Andrzej Zawistowski odpowiada, że teraz firma rozbudowuje serwis, tak aby klienci mieli łatwiejszy dostęp do części zamiennych, krócej czekali na remonty czy modernizację.